Niespodziewanie
usłyszał ogromny huk, dobiegający spośród drzew. Nie zwlekając
ani chwili dłużej Kay zerwał się z ziemi i zaczął biec w
stronę, z której przed chwilą wydobył się odgłos wybuchu. Tuż
po chwili jego oczy ujrzały dym unoszący się nieopodal. Mając złe
przeczucia, przyśpieszył tempo, chcąc jak najszybciej znaleźć
się w miejscu, w którym, jak przypuszczał, właśnie rozpoczęła
się walka. Podczas biegu, w głowie tworzyły mu się przeróżne
pytania, które powinien zacząć zadawać sobie o wiele wcześniej,
z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Będąc coraz bliżej,
odgłosy walki wzrastały, a dym i pył wokół niego zagęszczał
się.
W całym zamieszaniu był w stanie dostrzec trzy oddalone od siebie
sylwetki. Jednak poprzez dym nie był w stanie rozróżnić, która
należy do Sasuke, a która do Naruto, aczkolwiek nie potrzebował
dużo, by wiedzieć, która należy do jego żony. Ją rozpoznałby
wszędzie i zawsze. Nie chcąc tracić więcej czasu, ruszył w jej
stronę, pragnąc czym prędzej znaleźć się przy jej boku.
Nie
spuszczał z niej swego wzroku. Nie mógł uwierzyć, że przez te
kilka lat nie zmieniła się nic a nic. Ta sama sylwetka. Nawet z
profilu wyglądała tak, jak w nocy cztery lata temu, gdy ją
opuszczał. Gdy był zmuszony do opuszczenia jej.
Już
po chwili znajdował się tuż za nią, gdy nagle, ni stąd ni z
owąd, stanął twarzą w twarz z Sasuke, który wyciągniętą
dłonią trzymał Sakurę za gardło.
-
Takeo, co tu robisz? - powiedział z nutką irytacji w swym głosie.
-
Kay! - wrzask Naruto, rozległ się po pogorzelisku.
-
Kay?! - spytał Uchiha tym razem z wyraźną wściekłością.
Mąż
Sakury nie był zdziwiony złością, jaka ogarnęła Sasuke
zwłaszcza, że pogrywał z nim przez kilka ostatnich lat.
-
Puść ją!
Kay
nie miał czasu i chęci w obecnej chwili na tłumaczenie
wszystkiego, gdyż pomimo iż znajdował się przy boku Sasuke z
rozkazu, to sądził, że należą mu się wyjaśnienia. Na razie nie
pragnął niczego innego oprócz jej bezpieczeństwa.
Sasuke
kątem oka spoglądał na Sakurę, która nie była w stanie dostrzec
twarzy Takeo ze względu na to, jak ją trzymał. Widział, jak całe
ciało kobiety zastygło w bez ruchu i to nie było spowodowane tym,
że grozi jej śmierć z jego ręki. Sakura, którą znał, nie
stałaby tak, czekając na swój koniec. Sakura, którą znał,
powinna walczyć o swoje życie.
-
Sasuke, nie rób nic głupiego - wtrącił Naruto, który
niebezpiecznie zaczął zbliżać się w jego stronę.
-
Powiedz mi, co łączy tę dwójkę? - rzucił chłodnym tonem,
spoglądając raz na Sakurę, raz na Takeo, który przez kilka lat
był jego najbardziej zaufanym człowiekiem.
-
Puść ją! - wrzasnął po raz kolejny Kay. - Zostaw ją w spokoju i
rozpraw się ze mną! To ja cię okłamywałem przez tyle lat! Nie
ona!
-
Ty... żyjesz… - szepnęła ledwie słyszalnym głosem Sakura, gdyż
tylko na tyle uścisk Sasuke jej pozwalał, aczkolwiek on jedyny był
w stanie ją usłyszeć. Naruto jak i Takeo nie mieli nawet pojęcia,
że Sakura się odezwała.
-
To raczej ty Naruto nie rób nic głupiego. Jeden ruch i ona nie żyje
- powiedział bezuczuciowo, mając świadomość, iż wiedzą, że
jest całkowicie poważny.
W
głowie Sasuke zaczęły pojawiać się przeróżne informacje o
dawnej przyjaciółce z drużyny siódmej, które przekazali mu
bliźniacy kilka dni temu. Już po chwili zdawał sobie sprawę z
tego, kim tak naprawdę jest Takeo.
-
Jesteś jej mężem - warknął stwierdzająco rozwścieczony Uchiha.
- Upozorowałeś swoją śmierć, by znaleźć się przy moim boku? -
Głośny sarkastyczny śmiech wydobył się z jego krtani. - Niech
zgadnę, to był pomysł Danzou, by wyciągnąć o mnie jak najwięcej
informacji, a później byś mnie zabił, nieprawdaż?
-
Coś w tym stylu - odpowiedział poważnym tonem Kay.
-
Popełniłeś błąd, Takeo nie, Kay. Przekoczyłeś granicę, za co
grozi ci największa kara.
Sasuke
spojrzał na Sakurę, która stała tuż obok niego odwrócona do
męża i Naruto plecami, po czym odwrócił ją i przyciągnął do
siebie, nie ściągając żelaznego uścisku z jej gardła. Nie
zrobił tego bez powodu. Chciał, by Takeo dokładnie przyglądał
się temu, co zaraz nastąpi.
-
Ona żyła przez kilka lat z poczuciem winy i z myślą, że straciła
najważniejszą osobę w swoim życiu. Teraz ty poznasz jej ból.
Źrenice
Kaya i Naruto rozszerzyły się gwałtownie. Uzumaki, nie tracąc
czasu, czym prędzej stworzył Rasangan i zaczął pędzić ku
Sasuke.
-
Żegnaj, Sakuro - wyszeptał czułym głosem prosto do ucha kobiety,
która przymknęła swe powieki, czując co nastąpi za chwilę.
Sasuke złożył krótki pocałunek na jej głowie, a następnie
kumulując chakrę w swojej dłoni, ścisnął jej gardło, miażdżąc
je. Nim jej sylwetka zdążyła zetknąć się z ziemią, Sasuke
zniknął w chmurze pyłu.
-
Nie! – krzyknęli przeciągle, bezwładnie opadając na ziemię.
Takeo
cały spocony przebudził się z koszmaru. Dłonią złapał się za
serce, które biło zdecydowanie zbyt szybko. Czuł, jakby z jego
serca spadł ogromny ciężar.
-
To tylko koszmar - wyszeptał, cicho pod nosem.
-
Czy na pewno?
Źrenice
szatyna rozszerzyły się w niedowierzeniu. Sam dopilnował, tuż
przed położeniem się spać, by ona siedziała w zamknięciu. Gdy
chciał się podnieść i ponownie ją unieruchomić, ta przystawiła
mu naostrzone kunai pod szyję. - A, a, a - powiedziała,
machając mu palcem wolnej ręki przed oczyma. - A teraz powiedz mi
grzecznie, co łączy cię z Hokage Liścia? - warknęła ostrym
tonem, przysuwając jeszcze bardziej kunai do jego skóry.
-
Nie mam pojęcia o czym mówisz - odpowiedział bez najmniejszego
zawahania. Jego oczy cały czas były wlepione we wściekłe
spojrzenie Kagero.
-
Nie pieprz! - krzyknęła. - Gdy bełkotałeś przez sen, byłeś
zbyt zdesperowany wykrzykując jej imię, jakbyś ją znał. W końcu
Takeo
nigdy
jej nie poznał. Powiedz mi, czy ty się tak w ogóle nazywasz?!
-
Kwestionujesz decyzję Sasuke? - spytał bezczelnie.
-
Źebyś wiedział. A teraz grzecznie odpowiedz na moje pytanie i przy
okazji powiedz mi, gdzie Sasuke zabrał moją córkę!
Takeo
kątem oka dostrzegł jak cień tuż za Kagero porusza się w głębi
pokoju. Nim się zorientował, tajemnicza postać ogłuszyła
kobietę, która runęła jak kłoda tuż obok niego.
-
Wstawaj. Nie ma czasu do stracenia - powiedziała Karin, ściągając
kaptur z głowy.
-
Co ty
tu
robisz? - spytał zdezorientowany.
-
Ratuję ci dupę, jakbyś nie widział.
-
Nikt cię nie prosił - odburknął, wstając z łóżka.
-
Kilka dni temu spytałeś się, dla kogo szpieguję. I teraz jestem w
nastroju na udzielenie ci tej ważnej informacji.
Kay,
zaciekawiony tą propozycją zlustrował uważnie sylwetkę Karin.
-
Szpieguje od lat dla Sakury.
Zastygł
w miejscu, nie mogąc poruszyć się ani o milimetr, kiedy imię jego
żony niebezpiecznie huczało w skonsternowanej głowie.
-
Od kiedy? - zapytał z obawą. Zdawał sobie sprawę, iż Karin,
która znała jego prawdziwą tożsamość, w każdej chwili mogła
poinformować Sakurę, że tak naprawdę nie zginął, że żyje i ma
się dobrze. Nie wyobrażał sobie reakcji Sakury na te wieści.
Wiedział, że w akcie złości zbytnio ponoszą ją nerwy.
-
Nie musisz się obawiać, nic jej nie powiadziałam o twojej
obecności przy Sasuke. Ją interesował tylko on
- odpowiedziała,
podkreślając ostatnie słowo. - Chociaż, nie oszykujmy się, gdyby
spytała się o osoby pracujące w jego
towarzystwie,
nie pominęłabym cię.
-
Od kiedy?! - powtórzył swoje wcześniejsze pytanie, lecz tym razem
o wiele głośniej, z o wiele większą determinacją.
-
Od momentu, w którym zakończyła się wojna. Znalazła mnie i,
można powiedzieć, przekabaciła, jednak nie żałuję tego.
Kay
wiedział, co to oznaczało. Przez dobre dziesięć lat Sakura, cały
czas trzymała rękę na pulsie poprzez szpiegostwo Karin. On sam był
szpiegiem Liścia, jednak pojawił się w Ame dawno po tym, jak Karin
rozstawiła swoje karty.
-
Ale jeśli nie chcesz, by Sasuke ją zabił, to musimy wyruszyć od
razu - dodała, nie czekając, aż Kay odpowie na jej wcześniejszą
wypowiedź. Mężczyzna zmarszczył swe brwi, nie za bardzo
rozumiejąc, o czym w tej chwili Karin.
-
Rozmawiałem z nim, zanim wyruszył z Yumi, on nie ma zamiaru jej
skrzywdzić. Jeśli Sakura zgodzi się na jego ostatnią propozycję,
a nie sądzę, by odmówiła, nic jej nie grozi z jego strony -
zaargumentował. Gdyby rzeczywiście Sasuke wyruszył na spotkanie z
jego żoną z zamiarem pozbawienia ją życia, nie usiedziałby na
miejscu.
-
Wierz mi, odmówi mu, a jeśli się zgodzi, dziewczynka zginie.
Karin,
widząc zdezorientowany wyraz twarzy Kay’a, dodała: - Wszystko
wytłumaczę ci po drodze.
-
A co z tą dwojką z Liścia? - spytał, ubierając się pośpiesznie
w swój bojowy strój i sprawdzając zaopatrzenie kabur.
-
Sakura tuż przed opuszczeniem wioski wysłała im jastrzębia. Już
dawno są w drodze do domu.
Kay
przytaknął.
-
Nie sądziłem że zjawisz się bez obstawy, droga
hokage
– rzucił ironicznie, gdy tylko znalazł się na polanie, którą
Sakura wyznaczyła jako miejsce ich spotkania. Nie widział jej,
aczkolwiek wyczuwał, że przybyła tuż przed nim. Czuł ją, jej
aurę i silną chakre.
-
Doskonale powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, że ja nie
potrzebuje obstawy. Sama świetnie daje sobie radę, co pewnie twoi
poplecznicy ci przekazali - odparła, pojawiając się nagle na
jednej z grubszych gałęzi, na drzewie graniczącym z polaną i
gęstym lasem. Nie zamierzała komentować tego, że nazwał ją
Hokage, pomimo iż porzuciła tą funkcję wraz z opuszczeniem
wioski. Ze względu na to, że nie była prawomocnie zaprzysiężona
jako Siódma, ten tyłuł przejdzie na inną osobę, nawet domyślała
się na kogo.
-
Powiedz mi, ile się dowiedzieli?
-
Wystarczająco dużo bym wiedział, że się zmieniłaś od naszego
ostatniego spotkania - odpowiedział tajemniczo, unosząc głowę, by
móc spoglądać na nią.
-
To, że sześć lat temu uratowałeś mi życie, nic nie oznacza. I
nawet nie próbuj mnie tym faktem szantażować, bo to ci się nie
uda. - Ton z jakim mówiła, był dość ostry, pozbawiony swojej
wcześniejszej słodkiej barwy, z jaką mówiła, gdy miała naście
lat.
-
Nawet nie zamierzałem - powiedział, splatając ze sobą swoje ręcę.
- Mam dla ciebie ostatni warunek. Gdy przystaniesz na niego, wręczę
się to czego tak naprawdę prawdę pragniesz.
Sakura
prychnęła pod nosem.
-
Mogłam się domyślić. A więc czego tak naprawdę chcesz? Bo twoje
wcześniejsze zagrania i próba zawarcia tego paktu, do którego i
tak nie doszło i coś mam przeczucie nigdy nie dojdzie, była
zwykłym blefem. Żądania, jakie wystosowałeś, prowadziły do
czegoś innego, czegoś większego, nieprawdaż? - spytała,
zasiadając na gałęzi.
Kącik
ust kruczowłosego uniósł się lekko.
-
Widzę, że również nieco zmądrzałaś - stwierdził, aczkolwiek w
tym, co powiedział, nie było żadnego ukrytego sarkazmu ani też
ironii.
-
Masz rację, wszystko, nawet pierwsza propozycja, jaką wysłałem z
zamiarem do Danzou, a która i tak trafiła do ciebie, prowadziła do
tego spotkania. Cały czas chciałem ciebie, a raczej twoich
umiejętności.
Haruno
uważnie przyglądała się dawnemu członkowi drużyny, jednak gdy
tylko powiedział ostatnie zdanie, zmarszczyła brwi i przygryzła
dolną wargę, zastanawiając się, do czego on tak naprawdę dąży.
-
Czego ode mnie chcesz, Uchiha? - warknęła, tym razem z nutką
złości. Od samego początku przypuszczała, że chce czegoś
więcej, niż pokazywał, ale nigdy nie przypuszczałaby, że chce
jej umiejętności.
-
Chcę, byś kogoś uleczyła.
Tego
tym bardziej się nie spodziewała.
Cichy
śmiech wydobył się z krtani kobiety. Wiedziała, że nie jest w
stanie leczyć nikogo prócz siebie samej z powierzchownych ran, a i
to miało widoczne skutki uboczne.
-
Tracisz tylko czas - odpowiedziała, wstając z gałęzi i zarzucając
na siebie swój płaszcz. Dla niej to spotkanie dobiegło końca. -
Nikogo nie uleczę - dodała, po czym wskoczyła na następną gałęź,
z zamiarem opuszczenia tego miejsca jak najszybciej. Nie wiedziała,
w którym kierunku się uda, jednak do Konohy nie zamierzała wracać,
dopóki nie znajdzie leku dla siebie i Tsunade.
Niespodziewanie
tuż przed nią pojawił się Uchiha.
-
Śpieszysz się gdzieś? - spytał ze stoickim spokojem.
-
Nawet jeżeli dasz mi to, czego chcę, nie uleczę nikogo. Nie masz
co na mnie liczyć - powiedziała ostro, wiedząc, że Sasuke jest w
stanie zrobić wszystko, by przekonać ją do wyleczenia kogoś.
-
Czego się boisz? - zakpił, łapiąc ją za nadgarstek. Sakura
pośpiesznie się wyrwała, a następnie odskoczyła do tyłu. Nie
minęła sekunda, a w jej dłoniach znajdowały się już noże
kunai.
-
Niczego - skłamała.
Uchiha
uniósł swą dłoń, a następnie pstryknął palcami.
Kunoichi
zmarszczyła swe brwi.
-
Co...? - zaczęła pytanie, jednak przerwała, gdyż tuż za Sasuke
pojawili się dobrze znani jej bliźniacy, a pomiędzy nimi stała
sześcioletna dziewczynka.
-
Nie chcę byś leczyła mnie, czy też kogoś, kogo ci się nie
podoba, jakąś osobę z księgi Bingo. Chcę, byś uleczyła ją
- powiedział, po czym wskazał na nieznaną jej dziewczynkę.
Sakura
schowała kunai do kabury, nie spuszczając dziecka z oczu. Uważnie
się jej przyglądała. Gdy tylko ją ujrzała - te włosy czarne jak
smoła, oczy również tak czarne, aż człowiek może się w nich
zatopić – rozpoznała podobieństwo do członka klanu Uchiha,
który stał tuż przed nią.
Sasuke,
czytając z twarzy Sakury, parsknął cichym śmiechem pod nosem.
-
To córka Itachi’ego, nie moja - wyjaśnił.
-
Itachi nie żyje od dziesięciu lat, a ona nie ma więcej niż siedem
- odparła z lekką irytacją w swym głosie. Patrząc na tę
dziewczynkę, przypomniała sobie, czego pragnęła, gdy była
jeszcze głupią, naiwną nastolatką.
-
Jako lekarz powinnaś wiedzieć, że istnieje jeszcze metoda
in-vitro.
Sakura
kątem oka spojrzała na Sasuke.
-
Mój brat chciał po sobie kogoś zostawić, jednak nie chciał, by
jego dziecko urodziło się w czasie wojny, mając świadomość, że
tej wojny nie przeżyje. Dlatego też zdecydował się z Kagero na
ten ruch. Jednak ona od urodzenia nie widzi, klątwa Uchiha dopadła
ją szybciej, niż mnie czy mojego brata. Nie tego chciał Itachi.
Haruno,
zaczynając rozumieć Sasuke i jego postępowanie, westchnęła
ciężko, a następnie podeszła do dziewczynki, cały czas czując
na sobie oczy bliźniaków jak i Sasuke.
-
Jak masz na imię? - spytała, zniżając się do jej poziomu.
-
Mayumi, ale mówią na mnie też Yuuki - odpowiedziała z uśmiechem
na twarzy. - To prawda, że pomożesz mi widzieć, moją mamę i
wujka, jak i cały świat? - zapytała swym dziecięcym głosem
wypełnionym nadzieją, która przytłoczyła Sakurę.
Pojedyncza
łza spłynęła po policzku kunoichi. Nie miała siły odpowiedzieć
jej, nie chciała jej ranić i zabierać nadziei, aczkolwiek nie było
innego wyboru.
-
Chcę zamieć kilka ostatnich słów z Sasuke - powiedziała zaciętym
głosem, wycierając rękawem nos.
Bliźniacy
jednak nie zniknęli, dopóki kruczowłosy nie dał im pozwolenia na
odejście. Jedno skinienie jego głowy wystarczyło, by dwójka jego
popleczników zniknęła wraz z jego bratanicą.
-
Nie zrobię tego. Nie uleczę jej, gdyż nie jestem w stanie tego
zrobić - powiedziała, spoglądając Sasuke prosto w oczy.
Pięści
mężczyzny mocno zacisnęły się ze sobą.
-
Ale... - zaczęła ponownie. - Jest prawdopodobieństwo, że będę w
stanie to zrobić, gdy przekażesz mi informacje i księgi
Orochimaru, na których wiesz, że mi zależy.
Głośny
śmiech wydobył się z krtani Sasuke.
-
Teraz to ty mnie szantażujesz - stwierdził, nadal ze śmiechem.
Sakura
pokiwała tylko głową z dezaprobatą.
-
Nie rozumiesz - stwierdziła, a następnie zaczęła ściągąć
rękawiczki ze swoich dłoni i już po chwili biła od niej
fioletowa chakra.
-
Nie jestem lekarzem, bo nie potrafię już leczyć innych i nie przez
jakąś traumę. Tylko przez to – powiedziała z podniesionym
głosem, pokazując mu swoje ręcę. - Moja chakra zmieszała się w
niewyjaśniony sposób z lisią chakrą Naruto. Nie jestem w stanie
wyleczyć nikogo, gdyż zabijam tę osobę a wątpię, byś
chciał stracić córkę Itachiego! Nie jestem już nawet Hokage, bo
nie chcę, by ludzie bali się, że coś im zrobię!
-
Suigetsu nie zabiłaś! - zaargumentował wściekły Sasuke. Nie tak
miało się to potoczyć.
-
Wtedy ledwo, co go dotknęłam! Jedynie pozbawiłam go przytomności,
a swój długi pobyt w szpitalu zawdzięczał tylko i wyłącznie
sobie, gdyż chciał się ze mną spotkać i dowiedzieć, jakim
sposobem jeszcze żyję! - wrzasnęła. - Jedyną moją szansą na
powrót do normalności są zapiski Orochimaru.
Nie
widząc czemu zeskoczyła z drzewa, a następnie upadła kolanami na
polanie. Czuła, jak jej ciało ogarnia wyczerpanie. Dłonią zakryła
swoje usta, nie chcąc, by Sasuke dostrzegł jak z jej ust wydobywa
się krew, aczkolwiek to nie pomogło. Zauważył.
Tuż
po chwili Sasuke odciągnął jej dłoń od ust, a następnie
przygwoździł ją do ziemi, siadając na nią okrakiem. Mogła z nim
walczyć, mogła go zrzucić z siebie jednym ruchem, aczkolwiek tego
nie zrobiła, była już tak bardzo tym wszystkim zmęczona.
-
Kagero miała rację - powiedział ze złością. - Jesteś chora.
Sakura
odwróciła swój wzrok, nie chcąc patrzeć już na niego. Nie po
tym, jak poznał jej słabość.
-
Jak bardzo? - zapytał, aczkolwiek nie zmuszał jej, by na niego
spojrzała. Milczała.
-
Jak bardzo?! - krzyknął, zdając sobie sprawę, że właśnie
umiera jego szansa na przywrócenie wzroku jego bratanicy i nie
tylko. Zawsze wydawało mu się, że Sakura pożyje najdłużej z
byłej drużyny Siódmej.
-
Potrzebuję tych informacji, które posiadasz o tym, co robił
Orochimaru. To jest moja, Tsunade a także Mayumi ostatnia szansa.
Chociaż za kilka lat ktoś może będzie w stanie przywrócić jej
wzrok.
Sasuke
walnął zaciśnięta pięścią w ziemię tuż obok głowy Sakury.
-
Kłamałem. Wszystko zostało zniszczone dawno temu.
No comments:
Post a Comment