Gdy
cala ceremonia dobiegła końca, goście weselni się porozchodzili,
natomiast nowożeńcy skierowali się do swojego domu… do dawnej
posiadłości klanu Uchiha. Jednak nie tylko oni się tam kierowali,
„Jastrząb” również tam mieszkał, co dość irytowało różowo
włosa, bo nawet ich nie znała. Cala drogę państwo młodzi nie
odzywali się do siebie, tylko od czasu zerkali na siebie, z chęcią
mordu w oczach. O dziwo, pogoda trochę się zmieniła, już nie było
tak duszno i parno, jak przed kilkoma godzina, teraz powiewał
przyjemny chłodny wietrzyk, który bawił się włosami
przechodniów, śpieszących się do swoich domów, do przyjemnego,
rodzinnego ogniska. Wszyscy mieszkańcy, gdy tylko ujrzeli
kruczowłosego mężczyznę, który towarzyszył Sakurze, od razu
domyślili się, że to właśnie za niego wyszła. Lecz na jej
twarzy, była nadal wymalowana wściekłość i rozgoryczenie. Przed
sama posiadłością rozdzielili się… a dokładniej zaraz po tym
jak pan młody szepnął coś do jednego ze swoich towarzyszy
zniknął. Haruno… a raczej teraz już pani Uchiha, nawet nie
chciała wiedzieć, gdzie sobie poszedł, miała to gdzieś. Nigdy
nie była w posiadłości ów klanu, każdy unikał to miejsce
ogromnym lukiem, w końcu to tam, Itachi wymordował, praktycznie
cały swój klan, z jednym wyjątkiem, jakim był jej mąż. Teraz
także i ona należy do tego klanu… z przymusu. Gdy ktoś jej
powiedział, siedem lat temu, ze wyjdzie za mąż za swoja pierwsza
miłość, to by skakała ze szczęścia, i z wielka niecierpliwością
czekałaby na ten dzień. Lecz teraz się zmieniła… Nie jest
szczęśliwa…. Jest wkurzona. Przez te wszystkie lata zdążyła
znienawidzić go, tak bardzo, że, gdy go ujrzała parę godzin temu,
miała ochotę go zabić. Za to, co zrobił jej… wiosce… W końcu
figuruje w księdze „Bingo”, jako zaginiony ninja, a takich
członkowie ANBU od razu mieli likwidować, chyba ze Hokage wydala
wcześniej rozkaz, o sprowadzeniu do wioski go żywego. Jednak ta
sytuacja była nieco inna… Członkowie specjalnych oddziałów, nie
odważyli się, nawet podejść w stronę Uchihy, co ją nieco
zdziwiło. Lecz postanowiła, że z samego rana, dowie się
wszystkiego od swojej przełożonej… Byli już przed brama
prowadzącej do posiadłości. Gestem dłoni, zielono oka, pokazała,
aby któryś z nich poszedł pierwszy. Umięśniony chłopak o
brązowych włosach, wyminął ich i ruszył przodem. Sakura czuła
się jakoś nieswojo w ich towarzystwie, może, dlatego że cały
czas czuła na swoich plecach, czarny wzrok, rudowłosej. Po chwili
stali już przed drzwiami, ten sam mężczyzna, co szedł pierwszy,
wyciągnął z kieszeni klucze, by po chwili włożyć je do
metalowego zamka, przekręcając „skomplikowany” mechanizm. Nie
minęły dwie minuty a cała czwórka znalazła się w środku.
Zielone tęczówki zaczęły bacznie krążyć, po wielkim
przedpokoju, spoglądając na wszystko, co tylko znajdowało się w
ów pomieszczeniu. Jednak ta czynność, przerwał jej seledynowo
włosy…
-
Chodź, oprowadzę Cię po domu, ale najpierw pokażę Ci, gdzie jest
wasza sypialnia, abyś mogła się przebrać. – powiedział dość
miłym tonem, zresztą takie było polecenie, jakie dostał od
swojego przywódcy. Kunoichi zmarszczyła brwi, słysząc „wasza
sypialnia”. Następnie spojrzała na niego z wyższością i
prychnęła… Nie miała zamiaru spać w jednym pokoju z Sasuke…
-
Poprawka, oprowadzisz mnie po domu, po tym jak pokażesz mi gdzie
jest MOJA sypialnia, abym mogła się przebrać. – odpowiedziała o
dziwo, spokojnym głosem, jedynie naciskając na słowo „moja”
-
Ehhh… to, to sobie uzgodnisz razem z nim, gdy wróci. –
powiedział, nie chcąc się z nią kłócić, bo dobrze pamiętał
sytuacje z przed ołtarza, czy nawet jej morderczy wzrok.
-
Lecz chyba nie będziesz mieć innego wyboru, bo z tego, co wiem
wolnych pokojów już nie ma. – wtrącił się mężczyzna, który
otwierał im drzwi
~
I po co Juugo się odzywałeś, teraz to nie da nam żyć. ~
westchnął w myślach seledynowo włosy. Po słowach wypowiedzianych
przez umięśnionego człowieka, którego nie znała, praktycznie
dzisiaj widziała go po raz pierwszy, zamyśliła się chwile… Co
do pozostałej dwójki… wydawało jej się ze gdzieś już ich
widziała… nie razem rzecz jasna, tylko osobno… lecz nie mogła
sobie przypomnieć skąd zna ich twarze…
-
Mówisz ze nie ma już żadnego pokoju… Nie szkodzi… -
powiedziała potulna jak baranek, na co mężczyźni zmarszczyli
lekko brwi, słysząc jej ton, lecz okularnica opierała się o
ścianę, mierząc od stup do głów, panią Uchiha. - A teraz
pokaż mi ten pokój. – dodała, na co Suigetsu wskazał ręką,
aby weszła po schodach, na pierwsze piętro. Co ta zrobiła, bez
najmniejszego słowa. Schody nie były długie, gdzieś około
piętnastu drewnianych stopni, prowadzących na pierwsze piętro. Gdy
Sakura weszła na górę, ujrzała tylko i wyłącznie jedna parę
drzwi. Spojrzała na „towarzysza” pytającym wzrokiem.
-
Za tymi drzwiami znajduje się wasza sypialnia, twoje rzeczy już tam
są. Jak widzisz na tym piętrze znajduje się tylko i wyłącznie
wasza sypialnie. – powiedział
-
Czy mógłbyś nie powtarzać, w kółko „wasza sypialnia”? –
spytała przez zaciśnięte zęby, na co ten tylko pokiwał
twierdząco głowa i różowo włosa zniknęła za dębowymi
drzwiami…. Pokój był dość duży, naprzeciwko drzwi, stało duże
dwu osobowe łóżko, z ciemno niebieska satynowa pościelą. I dwoma
stolikami nocnymi, po przeciwległych stronach. Po jej prawej stronie
znajdowała się obszerna, również drewniana, szafa. Z ogromnym
lustrem na niej. Natomiast po jej lewej stronie, znajdowały się
kolejne drzwi, które prowadziły do łazienki, także dużych
rozmiarów. Różowo włosej rzuciły się w oczy sterta kartonów….
jej kartonów, w których znajdowały się rzeczy należące, tylko i
wyłącznie do niej. Były szczelnie zapakowane, nikt ich nie
próbował otwierać. Jednym ruchem dłoni zerwała gruba taśmę
okalającą jedno pudło i następnie przeszukując je, w
poszukiwaniu jakiś luźnych ciuchów… Gdy coś wygrzebała, wzięła
je do reki i skierowała się do łazienki, aby się przebrać. I
przygotować się na konfrontacje ze swoim mężem…
~~**~~
Tymczasem
w innej części wioski. Świeży pan młody, kroczył wolnym
krokiem, po uliczkach Konohy, które z każda chwila, zaczynały
robić się, co raz to bardziej opustoszałe. Wracał z tajemniczego
spotkania… z Hokage… Jego ręce były jak zwykle włożone w
kieszenie, a wzrok wbity w ziemie. Mimo że był tutaj fizycznie, to
jego myślami był całkowicie gdzie indziej… Nie zwracał uwagi na
to, że ludzie się na niego dziwnie patrzą, w końcu uważali go za
zdrajcę. Myślał… tak uporczywie myślał…
~
A wiec wszystko już postanowione… decyzja została podjęta,
odwrotu już nie ma… Teraz tylko muszę jakoś żyć z Sakurą…
właśnie… zmieniła się… nie rzuciła się mi na szyje, ani nie
piszczala z zachwytu, że mnie widzi, czy nawet, że to właśnie za
mnie, wychodzi za mąż… Ale za to chciała mnie zabić, jej wzrok
to mówił… Eh… trzeba będzie ja rozgryźć, od nowa… ~
myślał, ale nie tylko o tym… również o rozmowie z Hokage, jak i
jego misji… Lecz coś mu przerwało, przed nim nagle pojawił się
tygrys, jednak nie był to normalny tygrys, ten był inny… jakby
dopiero co wyszedł ze starej książki z obrazkami. Uchiha
przystanął i podniósł swój wzrok prosto na ów zwierze. Swoim
czarnym jak noc wzrokiem, dostrzegł zbliżającego się pomału
mężczyznę. Z każda chwila był coraz bliżej, jednak ten nie
zwracał na to uwagi, stal cały czas w jednym miejscu, czekając na
tego, który go zaatakował.
-
Czego chcesz? – rzucił, jakby od niechcenia, spadkobierca
Sharingan
-
Twojej śmierci! – warknął podchodząc na taka odległość, ze
Sasuke widział wściekły wyraz jego twarzy – Zrujnowałeś mi
życie!!! Wszystko przez ciebie!!! – krzyknął i skierował
swojego tygrysa, aby go zaatakował. Uchiha nie aktywował swojego
największego daru, wyczul dziwne zachowanie w swoim przeciwniku.
Nagle zniknął, tuz przed paszcza tygrysa i pojawił się zaraz za
plecami Sai’a. O dziwo ten w porę zareagował i odwrócił się w
jego stronę… Stali teraz twarzą w twarz. Wpatrując się w druga
osobę. Pan młody zdecydowanie wyczuł zapach alkoholu, w tym
drugim… Teraz już wiedział co mu nie pasowało, w jego
zachowaniu, był pijany! Jednak nadal nie wiedział o co mu chodziło.
-
Odebrałeś mi ja!!! Zabrałeś tą co kochałem całym sercem!!!
Zabrałeś mi Sakurę!!! – wykrzyknął, opluwając tym samym lekko
jego twarz.
~
A wiec to za niego miała wyjść… ~ pomyślał i teraz zmierzył
go od stop aż po sam czubek jego czarnej głowy.
-
Idź człowieku do domu i wytrzeźwiej. – powiedział Uchiha,
odwracając się do niego plecami i kierując się w swoja stronę.
Sai natomiast, nie lubił być ignorowany, natychmiast posłał w
jego stronę swojego tygrysa. Sasuke natychmiast zareagował,
odwrócił się do niego z aktywowanym mangekyou Sharingan, nie
znosił, jak ktoś go atakował od tylu. To oznaka tchórzostwa…
Stwór stworzony przez pijanego mężczyznę, gdy tylko natknął się
na jakże niebezpieczny wzrok swojego przeciwnika, zniknął… A
dokładniej wrócił do swojej ówczesnej formy, czyli atramentu. Gdy
Sai zobaczył, jak jego tygrys rozpływa się, z furia zaczął biec
na Uchihę, o mało co się nie przewrócił. Kruczo włosemu, nie
chciało się walczyć, zwłaszcza z nim, jednak nie miał wyboru,
gdy ten był dość już blisko niego, zgiął nogę w kolanie, i
kopnął go prosto w brzuch, a następnie z łokcia uderzył go w
plecy. Z ust członka ANBU poleciały stróżki krwi, już po
pierwszym uderzeniu, natomiast po uderzeniu w plecy, z jego ust
wyleciała kaskada szkarłatnej cieczy. Upadł na ziemie, dławiąc
się swoja własna krwią.
-
Mówiłem Ci idź do domu i wytrzeźwiej. – dodał i tym razem już
bez żadnych przeszkód odwrócił się i wolnym krokiem skierował
się w stronę swojego domu.
~~**~~
W
posiadłości znalazł się, po jakiś dwudziestu minutach. Bez
żadnych ceregieli wszedł do środka. Z początku cisza… Jakby
nikogo w domu nie było. Wszedł do kuchni, zastał tam jedynie
Juugo.
-
Gdzie reszta? – spytał oschłym tonem
-
Suigetsu siedzi w salonie, rozwalony na kanapie, Karin jest u
siebie... a twoja zona, jest u was w pokoju. – odpowiedział bez
żadnych ogródek.
-
Sprawiała kłopoty? – spytał tym samym tonem
-
Jak na razie żadnych, tylko nie była zadowolona z wniosku, ze
będzie dzielić razem sypialnie. – kruczo włosemu mimowolnie,
uniósł się kącik ust. Nie spytał już o nic więcej, wyszedł z
pomieszczenia, kierując się po chwili po schodach, prosto do swojej
sypialni, gdzie czekała na niego, jego nowo co poślubiona żona.
Gdy stanął przy drzwiach, przystawił ucho do drzwi, aby sprawdzić
czy jest w pokoju, czy może w łazience… Usłyszał dźwięk
rozwalanych kartonów. Jego dłoń powędrowała na mosiężną
klamkę, po czym nacisnął na nią i otworzył drzwi…
Niestety nie zdążył zareagować, bo dostał czymś prosto w głowę…
Teraz wiedział jedno, to będzie długa noc poślubna…
No comments:
Post a Comment