Piątka
ninja wkroczyła właśnie ostrożnie do dużej posiadłości. To
Uchiha ich prowadził, a tuż za nim znajdowała się różowowłosa,
która starała się nie opuszczać go na krok. Nie była jeszcze
taka ufna co do trójki shinobi, jak do niego. Była skołowana, nie
wiedziała co ma myśleć w danej chwili, co robić. Jedynie podążała
za kruczowłosym, krok w krok. Jeśli naprawdę jest Sakurą to
niedługo powinna zauwać shinobi których nie zna Ryoka. Była
jeszcze jedna rzecz która ją niepokoiła, a mianowicie to że ani
Carmen ani Tsunade do tej pory się jeszcze nie pojawiły. Gdyby nie
życie chłopca, pewnie by pobiegła w stronę dwóch walczących
kobiet by dowiedzieć się kto wygrywa a kto przegrywa.
Niespodziewanie usłyszała cichy płacz dziecka, szarpnęła
mężczyznę przed nią lekko za ramię.
‘Tędy.’
Powiedziała ściszonym głosem gdy jego kare tęczówki spojrzały
na nią. Sasuke skinął jedynie i pobiegł w stronę w którą
wskazała kunoichi, a tuż za nim trójka shinobi. Biegli tak jeszcze
chwilę aż po chwili zatrzymali się przed dużymi drzwiami. Hozuki
ostrożnie otworzył drewniane ościeżnice, a pozostali przygotowali
się do pozycji obronnej, nigdy nie wiadomo kto może być jeszcze w
środku, prócz chłopca. Gdy drzwi sie otworzyły, ich tęczówki
ujrzały małą kołyskę a w nim niemowlaka. Różowowłosa stanęła
w bez ruchu, nie sądziła że owy chłopiec będzie miał zaledwie
parę tygodni. Zacisnęła mocno swą pięść, przeklinając w duchu
Madarę. Nie sądziła że jest zdolny aż do tego. Powolnym krokiem
podeszła do skromnego mebla i wyciągnęła z kołyski chłopca, z
pewnego rodzaju obawą. Nie wiedziała zbytnio jak postępować z
dziećmi, a przynajmniej tak jej się wydawało. Trzymała go w swych
dłoniach, jakby był porcelanową lalką, która w każdej chwili
może się rozbić na tysiące drobnych kawałków. Nagle z cienia
wyszła dobrze znana jej postać.
‘No,
no... Ciebie bym się tu nie spodziewał Sakuro.’ Powiedział na
wstępie starszy Uchiha. Te słowa uświadomiły ją że przez
ostatnie miesiące żyła w niekończącym się kłamstwie. Jednak
nadal było jej ciężko zaakceptować zaistniałą sytuację. Gdy
mężczyzna z maską zrobił kilka kroku w przód, tuż przed nią
pojawił sie Sasuke.
‘Zostaw
ją już w spokoju. Ostrzegałem Cię dawno temu że jeśli coś
jej zrobisz, to tego pożałujesz i teraz zamierzam dotrzymać swej
obietnicy.’ Warknął ostro w jego stronę. ‘Zabierzcie ich do
Konohy! Dogonię was!’ Krzyknął w stronę shinobi.
‘Ale...’
Zaprotestowała.
‘Idź.’
Dodał nieco spokojniej, nic nie powiedziała, nie potrafiła już
zaprotestować, mimo iż wolałaby zostać tu wraz z nim. Nie chciała
pozostawiać go na pastwę śmierci, dobrze wiedziała do czego
Madara jest zdolny. Jej szmaragdowe tęczówki cały czas wpatrywały
się w jego sylwetkę, nie dopuszczała do siebie myśli że może go
widzieć po raz ostatni...
W
tym samym czasie w Konoha. Miejski szpital. Przy jednym z łóżek
znajdowała się najbliższa rodzina, jednego z pacjentów. Wśród
nich znajdował się Hogake, który wpatrywał się w swoją wioskę
przez okno jak i jego żona. Co się dziwić skoro owym pacjentem był
Hiashi Hyuga. Nikt nie spodziewał się by sprawy tak bardzo
skomplikowały się w ciągu dwudziestu czterech godzin. Mimo iż
przywódca klanu Hyuga nalegał, czy wręcz żądał nałożenia
Manji na czoło swego drugiego wnuka, nie porwał go, nie chciał
zrobić tego wbrew woli swojej córki. Wiedział że jeśli by to
uczynił ona by go znienawidziła i wyparła się jego ojcostwa. Nie
chciał stracić swej najstarszej córki. Miał je tylko dwie, strata
którejś z nich byłaby dla niego czymś niewyobrażalnym. Jednak w
tej chwili jego życie było zagrożone, nie zostało mu dużo czasu,
według lekarzy. Rany jakie zadał mu starszy Uchiha były zbyt
poważne i rozległe, by jakikolwiek medyk mógł wygrać z nimi w
ciągu najbliższych minut.
‘Hinata,
ja nie chciałem, wybacz mi.’ Powiedział cicho. Oczy kobiety
zaszkliły się.
‘Nie
mów nic.’ Poprosiła, a po chwili przeniosła swe tęczówki
na męża który nadal wpatrywał się w panoramę Konohy. Nagle
drzwi do Sali szpitalnej otworzyły się.
‘Hokage-sama,
mamy informacje od Shikamaru.’ Powiedział shinobi, przycioszonym
tonem zważywszy na informacje. Uzumaki odwrócił się w jego stronę
i wyrwał mu kartkę z ręki.
‘Sasuke
znalazł Sakurę, lecz coś jest nie tak z nią. Teraz kierują się
po Minato.’ Streścił kładąc dłoń na ramieniu żony.
‘Znajdą
go, zobaczycie.’ Wtrącił słabym tonem Hiashi. ‘Podejdźcie
tu.’ Dodał tym samym głosem jak i wykonując gest dłonią. Oboje
wykonali prośbę umierającego.
‘To
od przywódcy klanu Hyuga zależy czy pieczęć Manji zostanie
nałożena, czy nie.’ Zaczął. ‘A gdy umrę to ty Hinato
staniesz się głową naszego rodu.’ Dodał nieco głośniej, tak
by wszyscy zebrani w Sali mogli go usłyszeć. By nie było
wątpliwości jakie było ostatnie życzenie umierającego
Hiashi’ego. Po chwili na aparaturze podtrzymującej życie zaczęła
pojawiać się prosta linia, a w całym pomieszczeniu dało się
słyszeć ciągły sygnał...
Znajdowali
się już spory kawałek od starej posiadłości należacej niegdyś
do rodziny czerwnowłosej. Haruno co chwilę odwracała się za
siebie, by sprawdzić czy czasami Sasuke za nimi nie podąża. Za
każdym razem spotykało ją rozczarowanie, gdyż jej szmaragdowe
tęczówki nie były wstanie dostrzec jego sylwetki na horyzoncie.
Oddałaby wszystko w tej chwili by być tam z nim, walczyć u jego
boku. Jednak nie było jej to dane, nie chciał jej tam. Mimo iż
doskonale walczyła, nie chciał by walczyła przeciwko Madarze,
wolał mieć pewność że jest bezpieczna zdala od tej walki, gdzie
potężne kekkei genkai zmierzy się ze sobą. Niespodziewanie
czwórka shinobi usłyszała duży huk, przystanęli gwałtownie.
Doskonale widzieli jak jedna ze ścian posiadłości zamienia się w
zwykłą stertę gruzu. Coś ścisnęło Sakurę od środka, to
niepokojące uczucie jakie właśnie doznała. Nagle ujrzeć było im
dane coś jeszcze. Czarne płomienie zaczęły zajmować coraz to
większą powierzchnię. Rozprzestrzeaniały się w zastraszająco
szybkim tempie, tak jakby nic nie było w stanie ich zatrzymać.
Różowowłosa, nie poruszyła się nawet o milimetr, stała jak
zahipnotyzowana, wypatrując Uchihy. Nagle poczuła jak ktoś chwyta
ją za ramię.
‘Musimy
uciekać.’ Powiedział seledynowowłosy.
‘Ale
on tam jest.’ Odparła nie zwrając na niego uwagi i przyciskając
płaczące dziecko do swej piersi.
‘To
Amaterasu! Jedynie Sasuke mógł przywołać te płomienie prosto z
piekła i również on jest je w stanie tam odesłać, ale musimy
oddalić się na bezpieczną odległość! Zabije mnie jeśli coś Ci
się stanie!’ Krzyknął, chcąc ją jakoś pobudzić do ruchu.
Nagle jej szmaragdowe tęczówki zwróciły się ku niemu,
przytaknęła niepewnie, po czym ponownie ruszyła do biegu tak samo
jak pozostala trójka. Niespodziewanie tuż przed uciekinierami
pojawił się ten którego najbardziej się niespodziewali.
‘Oddaj
mi bahora.’ Powiedział starszy Uchiha. Gdy tylko ninja z Konohy
ujrzeli napastnika stworzyli pewnego rodzaju krąg ochronny wraz z
Hozukim, by chronić Sakurę wraz z potomkiem Szóstego Hokage.
‘Nigdy
go nie dostaniesz!’ Wtrącił Neji.
‘Ciebie
nikt nie prosił o zdanie.’ Warknął poddenerwowany Madara. Sakura
go nie sluchała, ona nadal była w innym świecie, w świecie
poszukującym Sasuke. Nagle i on się zjawił, a ona mogła na chwilę
odetchnąć z ulgą. Jego klon zaczął odciągać ją wraz z
dzieckiem jak najdalej od z tego miejsca.
‘Mówiłem
że mi nie uciekniesz.’ Powiedział wściekły przez zaciśnięte
zęby, po czym podchaczył nogi członkowi swego klanu. Jednak ten
zamiast paść na ziemię, sprytnie zrobił salto do tyłu, unikając
tym samym zderzenia z twardnym gruntem. Starszy Uchiha w szybkim
tempie zaczął składać pieczęci, po chwili duża kula ognia
wydostała się z jego krtani. Jednak nie skierowała się ani na
członków Taki, ani w stronę shinobi z Konohy, ogień miał
zupełnie inną trajektorię. Kare tęczówki Sasuke rozszerzyły się
gwałtownie, gdy dostrzegł co planuje członek jego klanu. Teraz
pozostało mu jedynie igrać z czasem, gdyż tylko on był
wstanie dotrzeć do niej w odpowiednim czasie, lecz tylko po to by ją
osłonić lub odepchnąć. Sakura którą ochraniał klon męża
stała nie daleko, przyglądając się całemu zajściu. Nagle jej
zielone tęczówki ujrzały ogromną kulę ognia, która zmierzała
prosto na nią, a wewnątrzniej niej, pełno ostrej broni. W
ostatniej chwili zjawił się przed nią kruczowłosy, tym razem ten
prawdziwy.
‘Opiekuj
się nią.’ To były ostatnie słowa jakie dane było jej usłyszeć.
Lecz do kogo należał ten głos nie była pewna, wszystko w danej
chwili wydawało się być zdeformowane...
No comments:
Post a Comment