Biegła
przez gęsty las ile sił w nogach. Nie chciała dalej słuchać
jakże zagmatwanych dla niej słów. Miała po prostu dość jak na
jeden dzień. Nie wiedziała jeszcze w jaką dokładnie stronę się
kieruje, musiała uciec od tamtej polany jak najdalej. Zdania które
niedawno padły wydawały jej się niemożliwe. Od tamtego dnia gdy
się obudziła w posiadłości Carmen, miała tylko jeden cel
zabić swego męża. Jednak skoro już wie kim on jest... czemu tego
nie zrobiła? Miała w końcu tyle okazji na to by pozbawić go
życia, czyżby była na tyle słaba by tego nie zrobić? Co ją
powstrzymało to nie wiedziała. Lecz jeszcze chwila a zwątpiłaby w
swą mentorkę. Jednak czy już czasami tego nie uczyniła? Przecież
gdyby nie zwątpiła nie opuściła by tamtego miejsca jak zwykły
tchórz, nieprawdaż? Lecz tego co zrobiła nie da się już cofnąć,
mimo iż mogłaby wrócić tam i dokończyć to co zaczęła, ale nie
zrobi tego. Nie chce tam wracać, nie chce ponownie widzieć jego
twarzy przed sobą, lepiej będzie jak to Carmen go zabije a nie ona.
Prychnęła pod nosem, a sądziła że uda mu się go zabić bez
żadnych przeszkód. Nie podołała temu zadaniu, stała się bez
użyteczna. Nie wiedziała co się z nią teraz stanie i prawdę
mówiąc nie chciała wiedzieć, jeszcze nie teraz. Nagle do jej
czułych uszu doszedł dźwięk płynącej wody. Zatrzymała się.
Szmaragdowymi tęczówkami zaczęła lustrować okolicę. Wolnym
krokiem zaczęła kierować się w stronę skąd dochodził owy szum.
Odgarnęła lekko gęste zarośla i wyszła tuż nad leśny strumień
dość dużych rozmiarów. Woda płynęła spokojnie, w pobliży nie
było żadnego wodospadu. Podeszła w jej stronę. Uklękła. Swymi
delikatnymi dłońmi nabrała krystalicznej cieczy i obmyła nią
twarz. Niespodziewanie tuż przed jej oczyma przeleciało ostrze
kunai, które następnie wbiło się w korę drzewną tuż za nią. Z
przerażeniem spojrzała w stronę skąd dochodziła owa broń. Po
chwili krzaki odchyliły się i wyszła z nich męska sylwetka. Jej
źrenice rozszerzyły się bardziej, nie spodziewała się go. Mimo
iż nie chciała go już więcej widzieć, los nie był dla niej taki
łaskawy...
‘Nie
ładnie to tak uciekać.’ Powiedział kruczowłosy przystając.
Kunoichi wstała z kamieni i spojrzała prosto w jego kare tęczówki.
‘Co
ty tu robisz?’ Warknęła a jej dłoń powędrowała tuż w stronę
kabury z różnym typem broni.
‘Sakura
czy nawet Ryuka... mamy możliwość porozmawiania na spokojnie.
Wysłuchaj mnie wpierw a później zadecydujesz czy nadal chcesz mnie
zabić. Wtedy nie będę stawiał już żadnych oporów w tym byś
pozbawiła mnie życia. To moje życzenie przed śmiercią.’
Powiedział szybko widząc jak przygotowuje się do wyciągnięcia
śmiertelnych ostrzy. Jej dłoń zastygła na chwilę. Sądziła że
się przesłyszała... On się poddaje, od tak? Jedyną rzeczą
jaką chciał była by go wysłuchała. Spoglądała przez chwilę
niepewnie, z pustymi tęczówkami. Nie myślała o niczym, po prostu
jej oczy były wpatrzone w niego jak zahipnotyzowane. Sądziła że
chociaż to pomoże jej w odnalezieniu odpowiedniej odpowiedzi.
Shurikeny jakie znajdowały się w jej dłonie, ponownie wrzuciła do
skórzanej kabury a następnie usiadła na jednym z większym
kamieni, kierując swój wzrok na krystaliczną wodą tuż przed nią.
‘Mów.’
Rzuciła do niego od niechcenia. Nie była pewna czemu to robi...
Jednak chciała wiedzieć co dokładnie spadkobierca sharingan ma jej
do powiedzenia. Była tego bardzo ciekawa, wręcz łaknęła tego.
‘Masz
rację mówiąc że blizny które znajdują się na twoich miejscach
są z mojej winy. Wszystkie. Może gdybym wtedy nie kłamał,
wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak wiem również że moje
słowa wtedy w celi gdy przyszłaś mnie przesłuchać zadały Ci
jeszcze większe rany. Rany którą prawdopodobnie zostaną już na
zawsze w twym sercu. Wiedziałaś że odejdę, doskonale zdawałaś
sobie z tego sprawę, lecz mimo wszystko nie powiedziałaś o tym że
jesteś w ciąży, pominęłaś wtedy jakże ważny fakt. Zresztą
nie wiem co bym zrobił gdybyś mi o tym powiedziała, nie
spodziewałem się tego, to była najnieodpowiedniejsza chwila ze
wszystkich. Wtedy w nocy gdy opuszczałem wioskę byłem u ciebie w
Sali szpitalnej, może gdybym chwycił wtedy za kartę pacjęta
dowiedziałabym się wszystkiego, lecz tego nie zrobiłem.
Wystarczyło mi to jak poraz ostatni mogłem spojrzeć na ciebie jak
jesteś pogrążona spokojnie w swoim śnie. To wszystko nie
skończyło się tak jak powinno, chciałem byś została bezpiecznie
w wiosce i nie szukała mnie więcej. Jestem dla ciebie jak
zdradziecki narkotyk, który potrafi tylko niszczyć to co piękne.
Nie chciałem byś więcej cierpiała przezemnie. Sądziłem że
będziesz w stanie znaleść kogoś odpowiedniejszego dla siebie niż
mnie. Wtedy nie dość byś mogła zapomnieć o mnie i o tym ile
krzywdy Ci wyrządziłem to mogłabyś żyć spokojnie z kimś innym.
Mieć normalną kochającą się rodzinę. Ja bym mógł Ci to
wszystko uniemożliwić. Dlatego wolałem się wycofać, odejść w
zapomnienie by nie wyrządzić już więcej zła twoim życiu.’
Skończył swój monolog. Cały czas gdy to mówił wpatrywał się w
lekko pomarańczowe niebo nad ich glowami. Dochodził zmierzch.
Niedługo kolejny dzień dobiegnie końca, przynosząc ze sobą wiele
nowych niewiadomych. ‘Chcę byś któregoś dnia zrozumiała
wszystko, jednak nie teraz, nie jako Ryoka. Chcę byś to uczyniła
jako Sakura.’ Dodał, dopiero teraz skierował swoje kare tęczówki
w jej stronę. Po raz pierwszy w życiu powiedział coś co od dawna
leżało mu na sercu, jednak nie powiedział wszytskiego. Pominął
jedno ważne słowo, jakże magiczne słowo, przez które ludzie
wyrażają to miłosne uczucie. Ona w tymczasie błądziła małym
patyczkiem po kilku drobnych kamykach. W głowie analizowała
dokładnie słowa jakie padły z ust kruczowłosego. On natomiast
czekał cierpliwie na jakiekolwiek słowo z jej strony. Zaakceptuje
nawet to jeśli zwyzywa go w tej chwili od najgorszych. Milczała
jeszcze dłuższą chwilę układając w myślach odpowiednie zdanie.
Bo przecież na szyję mu się nie rzuci. W pewnym momencie odrzuciła
na bok drobny patyczek który przez cały czas znajdował się w jej
dłoni.
‘Kochałeś
ją? Kochałeś Sakurę?’ Spytała gwałtownie podnosząc swą
głowę ku górze. Jej źrenice drżały niepewnie. Swymi tęczówkami
błądziła po jego sylwetce chcąc poznać odpowiedź na swe
pytanie. W końcu nie żąda dużo.
‘Miałaś
mnie zabić, a nie zadawać pytania.’ Stwierdził kruczowłosy.
‘Zabić
Cię, a później mieć Cię na sumieniu. O ironio, zabijam bez
wahania wszystkich którzy znajdowali się w Księdze Bingo którą
podarowała mi Carmen, tylko po to by móc wreszcie zabić i ciebie a
gdy stoję naprzeciwko ciebie coś mnie od ciebie odpycha, nie
pozwalając tym samym zadać tobie śmiertelnego ciosu.’
Powiedziała ironicznie wstając z kamienia i kierując się w
nieznaną stronę.
‘A
sądziłem że wybawisz mnie z codziennej udręki.’
‘Wtedy
zamiast męczyć się na ziemi, męczyłbyś się w piekle.’
Odpowiedziała przez ramię.
‘Możliwe,
jednak jest jeszcze czyściec. Może ten u góry zlituje się
łaskawie nademną, chociaż bardzo wątpię zwarzywszy na me czyny.
Zabiłem brata z zimną krwią, tak samo jak zabijałem innych.’
‘Głupiec,
jesteś skończonym głupcem. Po co w ogóle się zjawiłeś?
Dlaczego to ty musisz być tym którego przyszło mi zabić? Śniłeś
mi się każdej nocy w innej scenerii, tak jakbyś był tuż przy
mnie w danej chwili. Nie wiedziałam kim jesteś, tak samo jak nie
wiedziała dlaczego mi się śnisz. Przestałam sypiać, całą noc
wpatrywałam się w przeróżne gwiazdozbiory, jednak i to nie
pomagało, gdyż widziałam Cię na jawie. To było jak niekączący
się koszmar. Aż pewnego dnia przewracająć na ostatnią stronę
księgi ujrzam Cię ponownie, tylko że tym razem na sarej
fotografii, tego dnia poznałam twe imię. W tamtej chwili w moim
umyśle gromadziło się pełno niezrozumiałych myśli. Jednak już
wtedy wiedziałam że nie będę w stanie Cię zabić, nie wiem czemu
ale miałam już tamtego dnia owe przeczucia. I jak widać sprawdzają
się. Przez cały ten czas łudziłam się że mimo wszystko uśmiercę
Cię i będzie po wszystkim, jednak jest to trudniejsze niż sobie
wyobrażałam. Nie znam Cię, a jednak, widząc twą twarz i słysząc
twój głos coś mnie do ciebie ciągnie a powinno odpychać, Ryoka
Cię nie zna. A Ryoką jestem ja, ja natomiast nie znam Sakury, nie
będą tą którą mimo iż nie chcesz się przyznać kochasz w głebi
serca. To jest jak jakaś głupia opera mydlana.’ I ona
wypowiedziała swój monolog po czym westchnęła ciężko i machnęła
rękami. ‘Starzy mędrcy głoszą że gdy raz dwie dusze się ze
sobą złączą to odnajdą się nawet na końcu świata, łącząc
się ze soba na nową.’ Dodała.
‘Pamiętasz
Naruto? Największego idiotę Liścia który jakimś cudem został
Hokage? Musisz go pamiętać, Hinatę i ich dzieci, jak i całą
resztę. Szanowana pani kapitan oddziału ANBU, uczennica Piátej
Hokage nie mogła od tak sobie zapomnieć o wszystkich bliskich jej
osobach!’ Powiedział lekko podnosząc swój stanowczy ton głosu.
‘Nie
moja wina że nic nie pamietam! Moje myśli są puste! Nie wiem nawet
o kim mówisz! Chociaż bardzo bym chciała!’ Krzyknęła, po czym
czym przeterała wewnętrzną częścią dłoni swą twarz. Następnie
upadła kolanami na grunt pokryty drobnymi kamykami. Podniosła swą
głowę ku granatowemu juz sklepieniu, po czym przymknęła lekko swe
powieki, spod jednej z nich wyleciała jedna drobna łza, która
stoczyła się po jej bladym poliku by później móc rozbić się o
jeden z wielu kamyków. Sasuke widząc to podszedł do niej po cichu,
uklękł przy niej i kciukiem starł z jej polika ślad po
kryształowej łzie. Różowowłosa czując ciepłą dłoń na swej
twarzy, otworzyła swe oczy i lekko zaszklonymi oczami wpatrywała
się w Uchihę.
‘Nie
płacz, pewnego dnia sobie przypomnisz wszystko, lecz nie wszystko od
razu. Wierzę w ciebie, zresztą ty zawsze dawałaś sobie ze
wszystkim radę.’ Powiedział już o wiele spokojniej. Wpatrywała
się w niego. Ponownie słowa uwięzły w jej gardle, nie chcąc się
w niego wydostać. Oboje trwali tak w ciszy spoglądając w swoje
jakże tęczówki. Niespodziewanie tuż obok nich miała właśnie
zamiar przebiec trójka shinobich. Dwie pary źrenic skierowały się
w ową stronę. Jakie było zdziwienie Uchihy gdy dostrzegł członka
swej drużyny i dwójkę ninja z Konohy.
‘Suigetsu!’
Krzyknął zwracając tym samym ich uwagę na siebie i kunoichi obok.
Różowowłosa poruszyła się nie spokojnie, rozszerzyła lekko swe
źrenice, spoglądając bacznie na nieznajomą trójkę.
‘Znalazłeś
ją!’ Odkrzyknął wesoło seledynowowłosy ‘Mam złe wieści!’
Dodał. Po chwili owa trójka znalazła się tuż obok nich. Dłoń
kobiety powędrowała niepewnie na ramię spadkobiercy Sharingan.
Złapała się go jak małe dziecko swego opiekuna gdy się czegoś
obawiało. To był zwykły odruch z jej strony. On natomiast
odwazjemnił jej gest, po czym pokiwal przecząco głową w stronę
shinobi.
‘Co
to za złe wieści?’ Spytał ‘Co z Minato?’ Dodał.
‘To
nie Hiashi go porwał tylko Madara.’ Odpowiedział Nara.
‘Wuj
był jedynie jego pionkiem, wykorzystał spór między nim a Naruto i
Hinatą.’ Dopowiedział spadkobierca Byakugan.
‘Shikamaru,
Neji macie pewnośc?’ Zapytał przez zaciśnięte zęby. Kunoichi
dokładnie analizowała ich słowa, doskonale znała Madarę, w końcu
z nim również trenowała. Jednak nie miała pojęcia o czym oni
mówią.
‘Powiedz...’
Zwrócił się w stronę swej żony ‘...Madara jest w posiadłości
Carmen, prawda?’ Szmaragdowooka skinęła głową.
‘Co
z Piątą?’ Zapytał Hozuki
‘Walczy
z naszą starą znajomą prawdopodobnie.’ Odpowiedział Sasuke
wstając z ziemi i podając dłoń Sakurze. ‘Nic nie pamięta.’
Rzucił w stronę pozostałych gdy i ona stanęłą już na własnych
nogach.
No comments:
Post a Comment