Zmierzch
nad Konohą zapadł dobre kilka godzin temu. Na ciemno granatowym
nieboskłonie nie było ani jednego ciała niebieskiego. Nawet
księżyc owej nocy został przysłonięty przez gęste chmury. Na
murach wioski jak codziennie o tej porze znajdowało się pełno
shinobi którzy bronili dostępu do wioski ukrytej w liściach. Lecz
mimo zaostrzonych środków bezpieczeństwa pewnej osobie udało się
wtargnąć do Konohy, nie zwracając na siebie uwagi żadnego ze
strażników. Zakapturzona postać przemierzała niepostrzeżenie
uliczki wioski kierując się w dobrze znane sobie miejsce. Miała
misję i nie może zawieść. Zbyt wiele czasu straciła czekając na
odpowiednią chwilę a czas uciekał w bardzo szybkim tempie. Jej
celem był wioskowy szpitala do którego z każdą chwilą zbliżała
się coraz bardziej…
Posiadłość
Uchiha. Cała Taka od kilku już godzin znajdowała się w domu w
którym spędziła ostatnie sześć miesięcy swego życia. Mimo
późnej godziny nocnej siedzieli w ciszy w kuchni przy kuchennym
stole. Żadno nie powiedziało słowa po tym jak kruczowłosy
naskoczył słownie na Suigetsu. Delikatnie mówiąc kazał mu nigdy
więcej nie ingerować w jego osobiste sprawy chyba że sam tak
powie. Jednak w owej chwili pewna osoba postanowiła przerwać tą
męczącą i przygnębiającą ciszę a była nią rudowłosa
kunoichi.
-
Sasuke-kun co zamierzasz teraz? – spytała niepewnie. Trzy pary
oczu przyglądały się sylwetce spadkobiercy sharingan lecz jego
hebanowe tęczówki były skierowane gdzie indziej. Karin nie
nalegała z pytaniem, nie zamierzała stać się kolejną osobą na
której się wyżyje. Niespodziewanie odsunął krzesło do tyłu po
czym z niego wstał i zaczął kierować się w stronę wyjścia z
pomieszczenia. Gdy miał przekroczyć już próg przy łuku drzwiowym
zatrzymał się. Spojrzał na swoją drużynę przez ramię.
-
O świcie opuszczamy wioskę, bądźcie gotowi. – oznajmił. Nim
zdążyli jakkolwiek zareagować jego już nie było o czym
świadczyło głośne trzaśnięcie drzwiami frontowymi.
-
Ehh… mamy przerąbane. – westchnął ciężko Seledynowowłosy
opadając głową na drewniany blat.
-
Trzeba było słuchać jego rozkazów a nie namawiać go na wizytę w
szpitalu. – burknęła niezadowolona kobieta.
-
Czyżbyś była zazdrosna? Zresztą ona nosi jego dziecko jakbyś
zapomniała. – powiedział Suigetsu. Kunoichi poprawiła okulary na
swym nosie i już zamierzała rzucić kolejną obelgę w jego stronę
gdy usłyszała srogą wypowiedź ze strony Juugo.
-
Radzę wam oszczędzać siły na rano. Znając Sasuke gdy wyruszymy
to prędko postoju nie zrobimy zwłaszcza jeśli nadal będzie w
takim nastroju jak teraz. – wtrącił odchodząc od stołu.
-
Masz rację nie ma po co tracić czasu na taką jak ona. – dodał
półszeptem Seledynowowłosy do kompana, po czym oboje opuścili
pomieszczenie kuchenne pozostawiając Karin samą. Lecz po chwili i
ona skierowała się do swojego pokoju na odpoczynek…
Kroczył
główną ulicą wioski niezważając na to że jest już dawno po
północy. Ręce miał włożone w kieszenie a głowę spuszczoną w
dół. Nie patrzył gdzie idzie. Szedł tam gdzie go niosły nogi.
Błądził tak po wiosce niemalże godzinę. Usiadł na jednej z
pobliskich ławek. Po chwili spojrzał przed siebie swymi hebanowymi
tęczówkami. Westchnął ciężko widząc przed jakim budynkiem
siedział. Znajdował się właśnie w miejscu które najbardziej
chciał ominąć… przed szpitalem. Zatopił kruczoczarne włosy w
swych dłoniach. Chciał jeszcze trochę pomyśleć nad tą sytuacją.
Po kwadransie wstał z ławki i skierował się na teren szpitala.
Nie wiedział czemu ale chciał ją zobaczyć ten ostatni raz a teraz
jest do tego najodpowiedniejsza chwila. Nie zamierzał wchodzić jak
normalny człowiek przez drzwi, jeszcze ktoś mógłby go zauważyć
a tego nie chciał. Podszedł do jednego z wielu drzew i za pomocą
chakry szybko znalazł się na odpowiedniej gałęzi. Sala której
szukał znajdowała się tuż naprzeciwko niego. Korzystając z tego
że okno było lekko uchylone otworzył je szerzej po czym wszedł do
środka. Jego żona spała spokojnie na łóżku. Miał dziwne
wrażenie że ktoś obcy również przebywa w owym pomieszczeniu.
Uaktywnił swoje kekei genkai i zaczął rozglądać się po sali w
poszukiwaniu intruza. Jednak nikogo nie dostrzegł. Stwierdził że
jeden z jego zmysłów zaczyna pomału szwankować. Jego oczy
powróciły do poprzedniej postaci. Spojrzał ku łóżku, nie chciał
by się obudziła, by w ogóle wiedziała o jego nocnej wizycie u
niej. Zresztą nie zmieni już swego zdania… Nawet ze względu na
nią czy dziecko… odchodził z wioski a czy powróci… wątpi… Z
lekką obawą zaczął robić małe kroki do przodu. Po chwili stał
tuż przy jej łóżku spoglądając z góry na spokojną twarz
śpiącej kunoichi. W tej chwili żałował jednego… tego że już
nie ujrzy tych szmaragdowych tęczówek. Delikatnie dotknął jej
dłoni, nie chciał jej obudzić lecz pragnienie poczucia jej
gładkiej skóry raz jeszcze była większa.
-
Wybacz mi. – szepnął zgarniając kosmyk różowych włosów za
jej ucho. Nagle poruszyła się. Kruczowłosy odruchowo zabrał dłoń
i zaczął cofać się do tyłu. Widząc jak jej powieki zaczynają
drgać wyszedł przez okno i skrył się na gzymsie budynku. Nie był
pewny czy rzeczywiście się obudziła jednak nie zamierzał
ryzykować, zwarzywszy na to że prawdopodobnie nie byłby w stanie
się dłużej powstrzymywać. Po chwili wyczuł jej obecność przy
oknie. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Jeśli by się
wychyliła z pewnością by go ujrzała. Jednak zamiast tego zamknęła
okno… Uchiha odetchnął z ulgą po czym wskoczył na gałąź
drzewną na której wcześniej się znajdował i zeskoczył z niej
prosto na grunt. Spojrzał raz jeszcze ku owemu oknu a kącik jego
ust lekko uniósł się ku górze. Ponownie włożył dłonie w
kieszenie i zaczął kierować się ku posiadłości. Za niecałą
godzinę zacznie świtać. Musi się przygotować do opuszczenia
wioski…
Siedziała
na szpitalnym łóżku. Nie miała pojęcia dlaczego okno było
otwarte na oścież. Nie przypominała sobie by ktokolwiek je
otwierał a jednak… Właśnie spoglądała na swoją lewą dłoń
miała dziwne przeczucie że ktoś jej przed chwilą dotykał.
Przestań
głupia tak myśleć na pewno nikogo tu nie było zwłaszcza jego.
Mówiła
w myślach. Ponownie przykryła się ciepłą kołdrą a swe
szmaragdowe tęczówki zwróciła ku oknu. Rękami oplotła swój
brzuch. Dlaczego
musiałam poronić?! Dlaczego ja?! Krzyczała
w myślach a łzy po raz kolejny zaczęły cisnąć się jej do oczu.
-
Nie warto płakać przez mężczyznę zwłaszcza takiego jak Uchiha.
– różowowłosa zamarła w bez ruchu przez chwilę. Momentalnie
usiadła na łóżku lustrując pomieszczenie.
-
Kto tu jest?! – krzyknęła. Nagle z jednej ze ścian wynurzyła
się postać kobiety którą okalał czarny płaszcz.
-
Spokojnie nie jestem twym wrogiem. Przyszłam do ciebie z pewną
propozycją. – odpowiedziała ściągając kaptur. Mimo iż pokój
ogarniała ciemność kunoichi doskonale widziała czerwone włosy i
oczy tego samego koloru.
-
Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? – zapytała już nieco
spokojnie nie odrywając od niej wzroku.
-
Ah gdzie moje maniery. Zwą mnie Carmen a co do mojej propozycji to
musisz słuchać uważnie bo nie lubię się powtarzać. –
powiedziała. Uchiha zmarszczyła nieco brwi a po chwili wsłuchiwała
się w to co czerwonowłosa ma jej do zaoferowania. Musiała przyznać
że owa propozycja była bardzo kusząca jak dla niej.
-
Jaką mam gwarancję, że… ? – nie dokończyła gdyż Carmen
wtrąciła się jej w zdanie.
-
To jutsu może maksymalnie trwać pół roku więc po tym czasie
wszystko wróci do normalności. – odpowiedziała wyprzedzając jej
pytanie. Różowowłosa zamyśliła się. To była bardzo trudna
decyzja do podjęcia. Musiała wszystko dokładnie przemyśleć i
poukładać sobie w głowie. – Właśnie świta… Twój mąż
właśnie powinien przekraczać bramę wioski. – dodała chcąc ją
sprowokować. Sakura usłyszawszy owe słowa zacisnęła mocno swe
powieki. A
miałam złudną nadzieję że jednak przyjdziesz się pożegnać…
Myliłam się Chociaż raz mogliśmy spokojnie porozmawiać bez
kłamstw i krzyków które były zbędne. Wybierając drogę zemsty
tracisz wszystko… przeleciało
jej przez myśl.
-
Zgadzam się. – powiedziała ostro, spoglądając twardo w
krwistoczerwone tęczówki. Na twarzy popleczniczki Madary pojawił
się uśmiech zadowolenia…
Chcąc
dobrze krzywdzimy tych na których nam najbardziej zależy…
Świadomie czy nie ale robimy to… Czy nadejdzie kiedyś moment
przebaczenia? Wybaczenia sobie tych wszystkich raniących słów? Nie
wiadomo… Pozostaje czekać i mieć nadzieję…
No comments:
Post a Comment