61.

Wolnym krokiem przemierzała dolne partie budynku Hokage. Jej celem było miejsce gdzie ANBU pilnowała jej męża jak i członków jego drużyny. Jej kroki były bardzo powolne i niepewne. Lecz z każdą nową chwilą zdobywała w sobie odwagę na tą ciężką rozmowę, jaka ją czekała. Szła ze spuszczoną głową, nie chcąc, aby ktokolwiek widział jej podpuchnięte oczy. Swoje ręce natomiast miała założone pod piersiami. Całą jej sylwetkę okalał czarny płaszcz, który chronił ją na dworze przed ulewnym deszczem i porywistym wiatrem. Jednak, gdy weszła do budynku nie, ściągła go, nie widziała ku temu żadnej potrzeby. Swoje kroki przeniosła właśnie na kręte betonowe schody, które prowadziły w dół. Na ścianach po przeciwległych stronach znajdowały się pochodnie, które skutecznie rozświetlały jej drogę. Zbliżając się coraz bliżej swego celu zwalniała kroku, ten lęk, który ją właśnie w tej chwili opanował nie ustępował. Cholernie się bała, jak nigdy wcześniej. Przystanęła przed grubymi drewnianymi drzwiami. Drżącą dłoń wyciągała kilka razy ku klamce, jednak jak do tej pory za każdym razem się wahała. Gdy już się odwróciła, aby zrezygnować tym samym z rozmowy z kruczowłosym, drzwi zaskrzypiały, po czym się otworzyły od środka. Odwróciła lekko głowę i w progu ujrzała jednego z ANBU, który pilnował tymczasowych więźniów. Jednak szybko spuściła wzrok w dół.
- O! Pani kapitan nie spodziewaliśmy się pani. – powiedział nieco zdziwiony. W końcu doskonale wiedział, kogo pilnuje. Zielonooka westchnęła ciężko. Widocznie to los każe jej nie odwlekać tej rozmowy dłużej i stara się jej pomoc. Nie spoglądała na niego.
- Ja… - zaczęła nie pewnie i mocno zacisnęła swe dłonie w pięści. Dodając sobie tym samym odwagi - …przyszłam porozmawiać z mężem. – dokończyła już odważniej
- Niestety, ale wie pani dobrze, że nie mogę nawet pani wpuścić do niego bez pozwolenia Hokage. – odpowiedział. Mimo iż chciałby ją przepuścić to wpierw musiał zobaczyć pismo od Tsunade. Takie zasady. Nie można ich łamać nawet dla niej. Jak wszyscy to wszyscy. Kunoichi włożyła swą dłoń pod pazuchę, z której po chwili wyciągnęła zwój z pieczęcią Wielmożnej. To była jej przepustka. Shinobi wziął go od niej, po czym zerwał pieczęć i zaczął czytać zawartość zwoju. Gdy już to zrobił, odsunął się na bok, przepuszczając ją przodem. Niepewnie zrobiła krok do przodu i weszła do środku. Gdzie zastała jeszcze dwójkę z jej oddziału ANBU, kobietę i mężczyznę siedzących przy stoliku z boku. Oboje spojrzeli w stronę swojej przywódczyni.
- Pani kapitan ma pozwolenie a także nieograniczony czas przebywania w celi męża. – powiedział owy shinobi, który ją wpuścił. Na co pozostała dwójka przytaknęła głowami. Gdy Uchiha miała już zapytać, w którym pomieszczeniu przebywa spadkobierca sharingan po raz kolejny usłyszała ten sam głos – Ostatni pokój na prawo. – powiedział – W razie, czego proszę krzyknąć. Tsunade wyjaśniła w zwoju wszystko. – dodał. Różowowłosa powolnym krokiem ruszyła w stronę wyznaczonego miejsca. A za nią ruszyła druga kunoichi, która w swych dłoniach trzymała pęk kluczy. Gdy przystanęły pod odpowiednimi drzwiami, blondynka włożyła jeden z kluczy do zamka, po czym przekręciła go kilka razy. Spojrzała na swoją przełożoną, jednak ta najwidoczniej unikała czyichś spojrzeń, dlatego nie czekając na nic więcej oddaliła się. Jej blada dłoń powędrowała na starą mosiężną klamkę. Przymknęła powieki na tą chwilę i otworzyła drzwi. Weszła. W pokoju panował pół mrok. Kruczowłosy leżał na łóżku odwrócony do niej tyłem. Wiedziała, że nie spał. Zamknęła za sobą szczelnie drzwi nie chcąc, aby ktoś słyszał ich rozmowę. Jednak nie weszła w głąb pokoju. Bała się tego jak zareaguję na jej słowa. Stanęła nie daleko drzwi, lecz słowa jej uwięzły w gardle. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Nawet jak go zawołać, aby spojrzał w jej stronę…
Leżał pogrążony we własnych myślach. Zresztą nie miał tu nic innego do roboty. W pewnym momencie do jego uszy doszedł szczęk otwieranego zamka. Nie odwrócił się, bo, po co? Sądził, że albo sprawdzają czy wszystko jest w porządku lub przynoszą jedzenie. Jednak tym razem wszystko przebiegało zupełnie inaczej. Zazwyczaj jak otwierano zamek od razu ktoś wchodził do pokoju i coś mówił. Natomiast tym razem ktoś wszedł, jednak nie odezwał się do niego ani słowem. Ciekawość wygrała. Pomału odwrócił się w stronę drzwi. Nie spodziewał się jej ujrzeć, a dokładniej różowych kosmyków wystających spod czarnego kaptura. Jego kare tęczówki bacznie lustrowały jej postać. Nie widział jej od tego feralnego momentu w szpitalu. Nie rozmawiali ze sobą odkąd wyruszył na misję wraz z Naruto, Neji’m i Shikamaru. Pomału dźwignął się na łóżku. Usłyszała skrzypcie… drgnęła… Zdawała sobie sprawę, że już wie o jej obecności w celi. Mimowolnie zaczęła podnosić głowę delikatnie ku górze… Ich spojrzenia natknęły się na siebie nawzajem. Szmaragdowe oczy, które niegdyś lśniły swym pięknem teraz były pozbawione swego pierworodnego blasku. Jego oczy natomiast nie zmieniły się nawet o cal, nadal znajdowała się w nich ta pustka i obojętność na otaczający je świat. Chciał podejść jednak tego nie zrobił…
- Nie powinnaś tu przychodzić wiesz, co ta cela robi z ludzką chakrą. – w tej chwili tylko tyle był w stanie powiedzieć. W brew pozorom dla niego tydzień to o wiele za mało na przemyślenie sobie wszystkiego. Nie wytrzymała… To coś, które już od dawna ukrywała w środku teraz pękło…
- Czy teraz do cholery jasnej powiesz mi wszystko?! Czy to teraz jest ten odpowiedni moment?! – jej krzyk ogarnął całe pomieszczenie. Żarty w tej chwili się skończyły… przyszedł czas na poważną małżeńską rozmowę. - Nie jestem tu by słuchać kolejnych twoich kłamstw chce poznać prawdę. Teraz! - dodała nie zmieniając swego tonu. Krystaliczne krople cisnęły się jej do oczu, jednak nie pozwoliła im ujrzeć światła dziennego... jeszcze nie teraz.
- Powtórzę raz jeszcze... nie powinnaś tu przychodzić. Odejdź. - powiedział wstając z łóżka, po czym odwrócił się do niej plecami.
- Nie odejdę, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! Nie przyszłam tu, jako twoja żona, lecz jako kapitan ANBU, który ma Cię przesłuchać. - dodała poważnie akcentując słowo "kapitan". Spojrzał na nią przez ramie.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać, wyjdź! - powiedział już nieco ostrzej
- Jakoś w szpitalu mówiłeś co innego. - warknęła - Teraz nadszedł czas rozmowy nie wywiniesz się już z niej. Zostały postawione Ci poważne zarzuty. Zabiłeś całą radę, naraziłeś życie Hinaty i jej dziecka... Naruto Ci tego nie wybaczy. - dodała
- Nic jej nie zrobiłem! To nie byłem ja! Gdy się obudzi to powie, że to nie byłem ja! - gwałtownie odwrócił się w jej stronę.
- Obudziła się sześć dni temu... Jedyne, co pamięta to sharingan...
- Mów, co chcesz Sakura! Ja i tak wiem swoje! - podniósł głos
- Wiem, że to nie byłeś ty... To był on... Ten, który mnie porwał... Madara... Uchiha...!! - dodała wymawiając słowa coraz to głośniej.
- Co o nim wiesz?! – spytał ostro kierując się w jej stronę
- Nie, podchodź! - powiedziała pół krzykiem
- Gdzie on jest?! - dodał ignorując jej wypowiedź. Złapał ją za ramiona i przycisnął mocno do ściany. - Gdzie on jest?! – powtórzył. Kunoichi syknęła z bólu. Jej rany jeszcze nie zagoiły się do końca a jej górna część ciała była pokryta licznymi bandażami.
- A skąd mam to wiedzieć?! - krzyknęła spoglądając prosto w jego kare tęczówki z lekkim przerażeniem - Puść mnie! - dodała nieco ciszej. Wyczuł w niej małą iskierkę strachu. Puścił ją... - Powiesz mi, kim dokładnie jest ten człowiek? – spytała nieco spokojniej
- Przecież wiesz, kim jest. Wypowiedziałaś jego imię a teraz już wyjdź! – odpowiedział i skierował się z powrotem na swoje łóżko. Płaszcz kobiety zsunął się nieco z jej sylwetki jednak ona go szybko ponownie założyła. Widział to… widział ile licznych ran znajduje się na jej ciele. Bandaże były już przesiąknięte krwią w paru miejscach.
- Nie! Nie wyjdę dopóki nie porozmawiamy na poważnie! Grozi Ci kara śmierci! – krzyknęła – Od początku to planowaliście! To wszystko była gra! W której ja i inni byliśmy pionkami! Pieprzony egoista! – na jej twarzy było widać minę niezadowolenia. Była wściekła. Inaczej wyobrażała sobie tą rozmową. Jednak, co już się stało już się nie odstanie…
- Milcz! – warknął ostro i gdyby tylko by mógł uaktywnił by swoje kekei genkai, lecz w tej chwili nie był w stanie tego zrobić. Dostrzegła to a w jej sercu pojawiła się pewnego rodzaju obawa. Gdyby byli poza tą celą prawdopodobnie już by była w genjutsu Uchihy....
- Wiesz, co… - zaczęła z jadem w głosie - …mam dość ciebie i twoich kłamstw. Skoro chcesz umierać to sobie umieraj. Chcesz odejść proszę bardzo, ja za tobą biec nie będę. Jednak trzymaj się jak najdalej ode mnie i mojego dziecka! – powiedziała z nie małym obrzydzeniem do niego, po czym zaczęła kierować się ku wyjściu. Nie miała już siły z nim dłużej rozmawiać. Jego postawa raniła ją. Nagle poczuła jak ją łapie za przedramię. Odwróciła ku niemu swój szmaragdowy wzrok.
- To również moje dziecko. – warknął w jej stronę. Na jej twarzy tym razem pojawiła się zaciętość.
- I tak nie będziesz się nim lub nią interesował, więc nie mów, że to jest twoje dziecko. Nie pozwolę by stało się twoją kopią. Która pragnie tylko i wyłącznie zemsty nawet za błahy czyn! A teraz puść mnie chcę stąd wyjść! – mówiła próbując wyrwać się z jego uścisku. Lecz jego dłoń jeszcze bardziej zacisnęła się na jej przedramieniu. Ich spojrzenia piorunowały się nawzajem. Swą prawą dłonią przejechał po jej policzku.
- Jesteś za bardzo uparta i to w tobie lubię, jednak nie pozwolę by dziecko wychowywało się bez ojca. Nawet, jeśli miałoby to oznaczać zabranie jej lub go poza wioskę i wychowywanie bez matki niech tak będzie.
- Nie zrobisz tego! A co do ojca znajdzie się ktoś, kto łatwo Cię zastąpi i będzie dla niego wymarzonym rodzicem, którego może naśladować! Przynajmniej nie będzie nasłuchiwał, kim jest jego prawdziwy ojciec i jak postępuje!
- Jak to mówią… „rodziców się sobie nie wybiera”. – dodał i zaczął kierować się z nią ku ścianie nie spuszczając z niej wzroku. Po raz kolejny przycisnął ją do ściany.
- Masz rację rodziców sobie nie wybieramy. Jednak zrobię wszystko by… - przerwał jej przystawiając palec do karminowych ust kunoichi.
- Zawrzyjmy układ… - zaczął a kącik jego ust podniósł się ku górze, lekko pochylił się niej - …zostawię ciebie i dziecko w spokoju, jeśli mnie stąd wyciągniesz. Nie pojawię się już w waszym życiu nigdy. – szepnął do jej ucha. Tym samym napawał się jej kuszącym zapachem po raz ostatni.
- Niech będzie. – odpowiedziała bez namyślania, po czym odepchnęła go od siebie.
Nagle poczuła dziwny ból w okolicach brzucha. Odruchowo złapała się tam dłonią i zgięła się z bólu w pół a z jej krtani wydobył się krzyk. Kruczowłosy nie wiedział, co się dzieje.
- Sakura… co Ci jest? – spytał a gdzieś głęboko w jego głosie można było usłyszeć nutkę obawy. Kobieta nie odpowiedziała. Drugą dłonią podpierała się ściany. Ból z każdą chwilą narastał. Kolejny jej krzyk rozległ się po pomieszczeniu. Uchiha mimo swej niewiedzy postanowił zareagować, jednak nim cokolwiek zdążył zrobić drzwi do jego celi otworzyły się z hukiem i trójka ANBU od razu znalazła się w środku. Ten sam mężczyzna, który spotkał Sakurę przy wejściu do aresztu unieruchomił Uchihę wraz z innym członkiem swej drużyny. Kunoichi jak najszybciej podbiegła do różowowłosej i teleportowała się wraz z nią ku miejskiemu szpitalu…
- Coś jej zrobił?! – warknął ANBU. Sasuke prychnął pod nosem.

- Jakbym coś jej zrobił to byłaby już martwa. – odparł cwaniacko. Mężczyzna gdyby tylko mógł poharatałby mu kości na miejscu, lecz to by było wbrew rozkazom…

No comments:

Post a Comment

Szablon wykonała Anaya