Wolnym
krokiem przemierzała dolne partie budynku Hokage. Jej celem było
miejsce gdzie ANBU pilnowała jej męża jak i członków jego
drużyny. Jej kroki były bardzo powolne i niepewne. Lecz z każdą
nową chwilą zdobywała w sobie odwagę na tą ciężką rozmowę,
jaka ją czekała. Szła ze spuszczoną głową, nie chcąc, aby
ktokolwiek widział jej podpuchnięte oczy. Swoje ręce natomiast
miała założone pod piersiami. Całą jej sylwetkę okalał czarny
płaszcz, który chronił ją na dworze przed ulewnym deszczem i
porywistym wiatrem. Jednak, gdy weszła do budynku nie, ściągła
go, nie widziała ku temu żadnej potrzeby. Swoje kroki przeniosła
właśnie na kręte betonowe schody, które prowadziły w dół. Na
ścianach po przeciwległych stronach znajdowały się pochodnie,
które skutecznie rozświetlały jej drogę. Zbliżając się coraz
bliżej swego celu zwalniała kroku, ten lęk, który ją właśnie w
tej chwili opanował nie ustępował. Cholernie się bała, jak nigdy
wcześniej. Przystanęła przed grubymi drewnianymi drzwiami. Drżącą
dłoń wyciągała kilka razy ku klamce, jednak jak do tej pory za
każdym razem się wahała. Gdy już się odwróciła, aby
zrezygnować tym samym z rozmowy z kruczowłosym, drzwi zaskrzypiały,
po czym się otworzyły od środka. Odwróciła lekko głowę i w
progu ujrzała jednego z ANBU, który pilnował tymczasowych
więźniów. Jednak szybko spuściła wzrok w dół.
-
O! Pani kapitan nie spodziewaliśmy się pani. – powiedział nieco
zdziwiony. W końcu doskonale wiedział, kogo pilnuje. Zielonooka
westchnęła ciężko. Widocznie to los każe jej nie odwlekać tej
rozmowy dłużej i stara się jej pomoc. Nie spoglądała na niego.
-
Ja… - zaczęła nie pewnie i mocno zacisnęła swe dłonie w
pięści. Dodając sobie tym samym odwagi - …przyszłam porozmawiać
z mężem. – dokończyła już odważniej
-
Niestety, ale wie pani dobrze, że nie mogę nawet pani wpuścić do
niego bez pozwolenia Hokage. – odpowiedział. Mimo iż chciałby ją
przepuścić to wpierw musiał zobaczyć pismo od Tsunade. Takie
zasady. Nie można ich łamać nawet dla niej. Jak wszyscy to
wszyscy. Kunoichi włożyła swą dłoń pod pazuchę, z której po
chwili wyciągnęła zwój z pieczęcią Wielmożnej. To była jej
przepustka. Shinobi wziął go od niej, po czym zerwał pieczęć i
zaczął czytać zawartość zwoju. Gdy już to zrobił, odsunął
się na bok, przepuszczając ją przodem. Niepewnie zrobiła krok do
przodu i weszła do środku. Gdzie zastała jeszcze dwójkę z jej
oddziału ANBU, kobietę i mężczyznę siedzących przy stoliku z
boku. Oboje spojrzeli w stronę swojej przywódczyni.
-
Pani kapitan ma pozwolenie a także nieograniczony czas przebywania w
celi męża. – powiedział owy shinobi, który ją wpuścił. Na co
pozostała dwójka przytaknęła głowami. Gdy Uchiha miała już
zapytać, w którym pomieszczeniu przebywa spadkobierca sharingan po
raz kolejny usłyszała ten sam głos – Ostatni pokój na prawo. –
powiedział – W razie, czego proszę krzyknąć. Tsunade wyjaśniła
w zwoju wszystko. – dodał. Różowowłosa powolnym krokiem ruszyła
w stronę wyznaczonego miejsca. A za nią ruszyła druga kunoichi,
która w swych dłoniach trzymała pęk kluczy. Gdy przystanęły pod
odpowiednimi drzwiami, blondynka włożyła jeden z kluczy do zamka,
po czym przekręciła go kilka razy. Spojrzała na swoją przełożoną,
jednak ta najwidoczniej unikała czyichś spojrzeń, dlatego nie
czekając na nic więcej oddaliła się. Jej blada dłoń powędrowała
na starą mosiężną klamkę. Przymknęła powieki na tą chwilę i
otworzyła drzwi. Weszła. W pokoju panował pół mrok. Kruczowłosy
leżał na łóżku odwrócony do niej tyłem. Wiedziała, że nie
spał. Zamknęła za sobą szczelnie drzwi nie chcąc, aby ktoś
słyszał ich rozmowę. Jednak nie weszła w głąb pokoju. Bała się
tego jak zareaguję na jej słowa. Stanęła nie daleko drzwi, lecz
słowa jej uwięzły w gardle. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę.
Nawet jak go zawołać, aby spojrzał w jej stronę…
Leżał
pogrążony we własnych myślach. Zresztą nie miał tu nic innego
do roboty. W pewnym momencie do jego uszy doszedł szczęk
otwieranego zamka. Nie odwrócił się, bo, po co? Sądził, że albo
sprawdzają czy wszystko jest w porządku lub przynoszą jedzenie.
Jednak tym razem wszystko przebiegało zupełnie inaczej. Zazwyczaj
jak otwierano zamek od razu ktoś wchodził do pokoju i coś mówił.
Natomiast tym razem ktoś wszedł, jednak nie odezwał się do niego
ani słowem. Ciekawość wygrała. Pomału odwrócił się w stronę
drzwi. Nie spodziewał się jej ujrzeć, a dokładniej różowych
kosmyków wystających spod czarnego kaptura. Jego kare tęczówki
bacznie lustrowały jej postać. Nie widział jej od tego feralnego
momentu w szpitalu. Nie rozmawiali ze sobą odkąd wyruszył na misję
wraz z Naruto, Neji’m i Shikamaru. Pomału dźwignął się na
łóżku. Usłyszała skrzypcie… drgnęła… Zdawała sobie
sprawę, że już wie o jej obecności w celi. Mimowolnie zaczęła
podnosić głowę delikatnie ku górze… Ich spojrzenia natknęły
się na siebie nawzajem. Szmaragdowe oczy, które niegdyś lśniły
swym pięknem teraz były pozbawione swego pierworodnego blasku. Jego
oczy natomiast nie zmieniły się nawet o cal, nadal znajdowała się
w nich ta pustka i obojętność na otaczający je świat. Chciał
podejść jednak tego nie zrobił…
-
Nie powinnaś tu przychodzić wiesz, co ta cela robi z ludzką
chakrą. – w tej chwili tylko tyle był w stanie powiedzieć. W
brew pozorom dla niego tydzień to o wiele za mało na przemyślenie
sobie wszystkiego. Nie wytrzymała… To coś, które już od dawna
ukrywała w środku teraz pękło…
-
Czy teraz do cholery jasnej powiesz mi wszystko?! Czy to teraz jest
ten odpowiedni moment?! – jej krzyk ogarnął całe pomieszczenie.
Żarty w tej chwili się skończyły… przyszedł czas na poważną
małżeńską rozmowę. - Nie jestem tu by słuchać kolejnych twoich
kłamstw chce poznać prawdę. Teraz! - dodała nie zmieniając swego
tonu. Krystaliczne krople cisnęły się jej do oczu, jednak nie
pozwoliła im ujrzeć światła dziennego... jeszcze nie teraz.
-
Powtórzę raz jeszcze... nie powinnaś tu przychodzić. Odejdź. -
powiedział wstając z łóżka, po czym odwrócił się do niej
plecami.
-
Nie odejdę, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! Nie przyszłam
tu, jako twoja żona, lecz jako kapitan ANBU, który ma Cię
przesłuchać. - dodała poważnie akcentując słowo "kapitan".
Spojrzał na nią przez ramie.
-
Nie będę z tobą o tym rozmawiać, wyjdź! - powiedział już nieco
ostrzej
-
Jakoś w szpitalu mówiłeś co innego. - warknęła - Teraz nadszedł
czas rozmowy nie wywiniesz się już z niej. Zostały postawione Ci
poważne zarzuty. Zabiłeś całą radę, naraziłeś życie Hinaty i
jej dziecka... Naruto Ci tego nie wybaczy. - dodała
-
Nic jej nie zrobiłem! To nie byłem ja! Gdy się obudzi to powie, że
to nie byłem ja! - gwałtownie odwrócił się w jej stronę.
-
Obudziła się sześć dni temu... Jedyne, co pamięta to
sharingan...
-
Mów, co chcesz Sakura! Ja i tak wiem swoje! - podniósł głos
-
Wiem, że to nie byłeś ty... To był on... Ten, który mnie
porwał... Madara... Uchiha...!! - dodała wymawiając słowa coraz
to głośniej.
-
Co o nim wiesz?! – spytał ostro kierując się w jej stronę
-
Nie, podchodź! - powiedziała pół krzykiem
-
Gdzie on jest?! - dodał ignorując jej wypowiedź. Złapał ją za
ramiona i przycisnął mocno do ściany. - Gdzie on jest?! –
powtórzył. Kunoichi syknęła z bólu. Jej rany jeszcze nie zagoiły
się do końca a jej górna część ciała była pokryta licznymi
bandażami.
-
A skąd mam to wiedzieć?! - krzyknęła spoglądając prosto w jego
kare tęczówki z lekkim przerażeniem - Puść mnie! - dodała nieco
ciszej. Wyczuł w niej małą iskierkę strachu. Puścił ją... -
Powiesz mi, kim dokładnie jest ten człowiek? – spytała nieco
spokojniej
-
Przecież wiesz, kim jest. Wypowiedziałaś jego imię a teraz już
wyjdź! – odpowiedział i skierował się z powrotem na swoje
łóżko. Płaszcz kobiety zsunął się nieco z jej sylwetki jednak
ona go szybko ponownie założyła. Widział to… widział ile
licznych ran znajduje się na jej ciele. Bandaże były już
przesiąknięte krwią w paru miejscach.
-
Nie! Nie wyjdę dopóki nie porozmawiamy na poważnie! Grozi Ci kara
śmierci! – krzyknęła – Od początku to planowaliście! To
wszystko była gra! W której ja i inni byliśmy pionkami! Pieprzony
egoista! – na jej twarzy było widać minę niezadowolenia. Była
wściekła. Inaczej wyobrażała sobie tą rozmową. Jednak, co już
się stało już się nie odstanie…
-
Milcz! – warknął ostro i gdyby tylko by mógł uaktywnił by
swoje kekei genkai, lecz w tej chwili nie był w stanie tego zrobić.
Dostrzegła to a w jej sercu pojawiła się pewnego rodzaju obawa.
Gdyby byli poza tą celą prawdopodobnie już by była w genjutsu
Uchihy....
-
Wiesz, co… - zaczęła z jadem w głosie - …mam dość ciebie i
twoich kłamstw. Skoro chcesz umierać to sobie umieraj. Chcesz
odejść proszę bardzo, ja za tobą biec nie będę. Jednak trzymaj
się jak najdalej ode mnie i mojego dziecka! – powiedziała z nie
małym obrzydzeniem do niego, po czym zaczęła kierować się ku
wyjściu. Nie miała już siły z nim dłużej rozmawiać. Jego
postawa raniła ją. Nagle poczuła jak ją łapie za przedramię.
Odwróciła ku niemu swój szmaragdowy wzrok.
-
To również moje dziecko. – warknął w jej stronę. Na jej twarzy
tym razem pojawiła się zaciętość.
-
I tak nie będziesz się nim lub nią interesował, więc nie mów,
że to jest twoje dziecko. Nie pozwolę by stało się twoją kopią.
Która pragnie tylko i wyłącznie zemsty nawet za błahy czyn! A
teraz puść mnie chcę stąd wyjść! – mówiła próbując wyrwać
się z jego uścisku. Lecz jego dłoń jeszcze bardziej zacisnęła
się na jej przedramieniu. Ich spojrzenia piorunowały się nawzajem.
Swą prawą dłonią przejechał po jej policzku.
-
Jesteś za bardzo uparta i to w tobie lubię, jednak nie pozwolę by
dziecko wychowywało się bez ojca. Nawet, jeśli miałoby to
oznaczać zabranie jej lub go poza wioskę i wychowywanie bez matki
niech tak będzie.
-
Nie zrobisz tego! A co do ojca znajdzie się ktoś, kto łatwo Cię
zastąpi i będzie dla niego wymarzonym rodzicem, którego może
naśladować! Przynajmniej nie będzie nasłuchiwał, kim jest jego
prawdziwy ojciec i jak postępuje!
-
Jak to mówią… „rodziców się sobie nie wybiera”. – dodał
i zaczął kierować się z nią ku ścianie nie spuszczając z niej
wzroku. Po raz kolejny przycisnął ją do ściany.
-
Masz rację rodziców sobie nie wybieramy. Jednak zrobię wszystko
by… - przerwał jej przystawiając palec do karminowych ust
kunoichi.
-
Zawrzyjmy układ… - zaczął a kącik jego ust podniósł się ku
górze, lekko pochylił się niej - …zostawię ciebie i dziecko w
spokoju, jeśli mnie stąd wyciągniesz. Nie pojawię się już w
waszym życiu nigdy. – szepnął do jej ucha. Tym samym napawał
się jej kuszącym zapachem po raz ostatni.
-
Niech będzie. – odpowiedziała bez namyślania, po czym odepchnęła
go od siebie.
Nagle
poczuła dziwny ból w okolicach brzucha. Odruchowo złapała się
tam dłonią i zgięła się z bólu w pół a z jej krtani wydobył
się krzyk. Kruczowłosy nie wiedział, co się dzieje.
-
Sakura… co Ci jest? – spytał a gdzieś głęboko w jego głosie
można było usłyszeć nutkę obawy. Kobieta nie odpowiedziała.
Drugą dłonią podpierała się ściany. Ból z każdą chwilą
narastał. Kolejny jej krzyk rozległ się po pomieszczeniu. Uchiha
mimo swej niewiedzy postanowił zareagować, jednak nim cokolwiek
zdążył zrobić drzwi do jego celi otworzyły się z hukiem i
trójka ANBU od razu znalazła się w środku. Ten sam mężczyzna,
który spotkał Sakurę przy wejściu do aresztu unieruchomił Uchihę
wraz z innym członkiem swej drużyny. Kunoichi jak najszybciej
podbiegła do różowowłosej i teleportowała się wraz z nią ku
miejskiemu szpitalu…
-
Coś jej zrobił?! – warknął ANBU. Sasuke prychnął pod nosem.
-
Jakbym coś jej zrobił to byłaby już martwa. – odparł
cwaniacko. Mężczyzna gdyby tylko mógł poharatałby mu kości na
miejscu, lecz to by było wbrew rozkazom…
No comments:
Post a Comment