Dwie
pary wrogich sobie oczu lustrowały się nawzajem z bezgraniczną
nienawiścią i istną chęcią pozbycia się tej drugiej osoby.
Cyniczny uśmiech na twarzy kruczowłosego i kamienna twarz starszego
mężczyzny. Stoją po przeciwległej sobie stronie. Spadkobierca
Sharingan w swej dłoni dzierży katanę, która już nie jednego
pozbawiła życia. Danzou natomiast stał niewzruszony tym, że przed
chwilą zabił swego podwładnego.
-
Bardzo wysoko się cenisz, ale to, co zrobiłeś to był zwyczajny
akt tchórzostwa z twojej strony. – powiedział chłodno Uchiha
-
Od kiedy ty taki rozgadany? – zadrwił ostatni członek starszyzny.
Sasuke zmarszczył brwi i poprawił swą dłoń na rękojeści swej
broni, przygotowując się tym samym pomału do ataku. Zignorował to
pytanie. Jego oczy po raz kolejny zabłysły czerwonym blaskiem
Sharingan.
-
Przejdźmy do sedna sprawy. – powiedział i wolnym krokiem zaczął
kierować się w stronę wroga. Jednak ten nadal stał niewzruszony.
Jakby miał jeszcze jakiegoś Asa w rękawie. Znalazł się tuż przy
nim. Jego katana znajdowała się tuż przy szyi Danzou a ten nie
drgnął ani o milimetr.
-
Chcesz mnie zabić nie znając najistotniejszej rzeczy w sprawie
twego klanu? – staruszek spojrzał na niego kątem oka chcąc
dojrzeć jakąkolwiek reakcję z jego strony. Lecz Uchiha jakby w
ogóle się nie przejął jego słowami… Niby, dlaczego ma zważać
na taką osobę, jaką jest Danzou? To wręcz głupie i nie
racjonalne. – Widać nie interesuje Cię to, że to Madara kierował
całą tą sprawą i tym by twój brat miał wybić cały swój klan…
bez wyjątku… To z jego polecenia starszyzna wydała zezwolenie do
ataku bez zgodny Sarutobi’ego. Jednak twój nędzny brat przy życiu
zostawił ciebie… bahora, który teraz chce się na wszystkich
zemścić zagrażając nie tylko wiosce, ale i również jemu i jego
planom. – dodał
-
Chwytasz się każdej deski ratunku by przeżyć jednak twój los
został już przesądzony dawno temu. I już go nie zmienisz. –
warknął zimno przyciskając coraz mocniej ostrze swej katany do
jego szyi.
-
Jest zupełnie inaczej niż sądzisz… Skoro i tak zginę z twojej
ręki to czy nie powinieneś poznać prawdy o swym klanie? Madara
likwiduje wszystko, co stanie mu na drodze, nie zauważyłeś tego?
Co ostatnio stało się z twoją żoną? Gdyby nie Sai to pewnie by
nie przeżyła. Doszły mnie plotki, że spodziewa się dziecka…
waszego dziecka… Czy nie powinieneś obdarzyć ich uczuciem takim
samym jak twoi rodzice obdarzyli ciebie?
-
Zamilcz głupcze! Nie mów o sprawach, o których nic nie wiesz! –
krzyknął wściekły – Nie obchodzi mnie to, co mówisz. A teraz
giń! – powiedział podniesionym głosem, po czym staruszek
podzielił los pozostałej dwójki, którą zabił kilkanaście minut
temu. Krew polała się strumieniami zostawiając szkarłatne plamy
na marmurowej posadzce. Nie minęło kilka sekund a w pomieszczeniu
znalazło się kilku członków Korzenia. Zlustrowali nieprzychylnie
sylwetkę kruczowłosego, po czym bez słowa zabrali zakrwawione
ciało Danzou i Sai znikając w gęstej głębie dymu. Uchiha widząc
ich był pewny, że wywiąże się kolejna walka pomiędzy nimi,
jednak jak widać mylił się. Oderwał kawałek swej koszuli i
wytarł nim ślady krwi z katany. Nie chce by jego broń była
ubrudzona krwią takiej szumowiny jak Danzou. Gdy już to
powierzchownie zrobił włożył ją za pas i zaczął kierować się
ku wyjścia z owego budynku. Teraz musi jeszcze odnaleźć Madarę.
Jednak słowa starca, jakie usłyszał niedawno obijały się w jego
głowie…
Jej
powieki pomału zaczęły podnosić się do góry. Nie pamiętała,
co się stało. Szumiało jej w głowie jakby miała porządnego
kaca. Czuła, że leży na czymś twardym i szorstkim. Po chwili
otworzyła szeroko swe oczy. Jej niebieskie oczy ujrzały przed sobą
zżółkniały i obskurny sufit. Usiadła na pryczy przeczesując
dłonią swe długie blond włosy. Nie minęło długo czasu a
przypomniała sobie gdzie się znajduje i po co się tu znalazła. Na
jej twarzy pojawił się pewnego rodzaju uśmiech zadowolenia. A więc
plan Hokage zaczął działać teraz pozostaje czekać na poczynania
Taki. Wstała z tego niewygodnego łóżka i skierowała się ku
kratom. Z kabury na kunai, którą trzymała na udzie wyciągnęła
zapasowy klucz do celi. Szybkim ruchem dłoni otworzyła zamek i
rozsunęła kraty, po czym skierowała się ku wyjściu z aresztu.
Jej misja została wykonana teraz pozostaje jej walka z wrogimi
shinobi i ochrona rodzinnej wioski…
Wielmożna
stała naprzeciwko przywódcy Akatsuki. Pomimo tylu lat i licznych
kolczyków na jego twarzy poznała go… Mężczyznę, który niegdyś
był niepozornym chłopcem niechcącym skrzywdzić nawet muchy.
Jednak czas zmienia ludzi… jak i zmienił jego.
-
Nie spodziewałam się tu ciebie… Nagato. – powiedziała
spokojnie Bursztynowooka
-
Gdzie jest Naruto Uzumaki? – zapytał ignorując jej wcześniejszą
wypowiedź. W tej chwili wiatr zawiał mocniej, targając dwoma
długimi kucykami Piątej.
-
Mnie szukasz? – rozległ się głos dochodzący z prawej strony
Peina. Oboje skierowali swój wzrok ku owemu epicentrum. Ujrzeli nie,
kogo innego jak blondyna na Gamabucie. Swe ręce miał splecione na
klatce piersiowej a na jego twarzy można było dostrzec poważna
minę. Na jego ciele widniało wiele zadrapań tych małych i
większych. Widać, że stoczył już nie jedną walkę dzisiejszego
popołudnia. – Radzę Ci przemyśleć raz jeszcze swe zamiary
dotyczące wioski, bo będzie z tobą krucho!!! – powiedział ostro
i zdecydowanie nie obawiając się w ogóle siły swego wroga.
-
Twój los i wioski został już dawno przesądzony. Pewnie z własnej
woli nie pójdziesz, więc bez walki się nie obędzie… Wykapany
ojciec z wyglądu i matka z charakteru. – odpowiedział z grobowym
wyrazem twarzy. Tsunade zbladła. Naruto nie znał swoich rodziców,
nikt o nich nawet nie wspominał… Wiedział tylko tyle, że zmarli
podczas ataku lisa. Nie widział ich zdjęć, tego jak wyglądali…
Jakie mieli poczucie humoru i czy byli dobrymi ludźmi. A on tak po
prostu w środku walki zaczyna mówić o jego rodzicach. Mocno
zacisnął swą pięść.
-
Jeśli chcesz mnie sprowokować to Ci się to nie uda! – krzyknął
do niego dumnie – Nie ze mną te numery, kumalski!!! – dodał tym
samym tonem.
-
Widzę, że Hokage jak i Jiraya nie wspomnieli Ci, kim są twoi
rodzice, nieprawdaż? – spytał z ironią chcąc zdobyć przewagę
w zaistniałej sytuacji. Uzumaki spojrzał ku mentorce Sakury swymi
lazurowymi tęczówkami chcąc się czegoś w nich doszukać. –
Skoro i tak niedługo umrzesz, gdy wyciągniemy z ciebie
dziewięcioogoniastego to można powiedzieć Ci prawdę w końcu tyle
lat ją przed tobą zatajano. – powiedział
-
Nikt przed nim nic nie zatajał! Nie pytał nie odpowiadaliśmy!
Spełnialiśmy wolę jego ojca! Pod żadnym pozorem nie powinien się
tego dowiadywać od ciebie! Zresztą skąd wiesz, kim są jego
rodzice?! – wybuchła blondynka
-
A tym to nie powinnaś się interesować, ważne, że zdobyłem owe
informacje zresztą tamto pokolenie doskonale pamięta, kim był
Yondaime, czyż się nie mylę?
-
Czwarty? – szepnął blondyn pod nosem – Co on ma ze mną
wspólnego?! – krzyknął. Chciał jak najszybciej zakończyć tą
bolącą dla niego konwersacje i od razu rozpocząć walkę z
Akatsuki.
-
Kushina Uzumaki i Minato Namikaze, który był Yondaime wioski
ukrytej w liściach byli twoimi rodzicami. – odparł. Naruto stanął
jakby ktoś go wmurował w Gamabutę, nie poruszył się ani o
milimetr. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał… że
niby on był synem Hokage który uratował wioskę przed totalną
zagładą? To by było równoznaczne z tym, że to on umieścił lisa
w jego ciele… Jednak, czemu ma wierzyć mordercy, który chce
zagłady całego świata?
-
Gówno prawda nie masz podstaw tak mówić! Ty kłamiesz! –
krzyknął ponownie
-
Gdybyśmy mieli więcej czasu może i pozwoliłbym Ci iść na małą
lekturę do wioskowych archiwów jednak w tej chwili taka opcja nie
wchodzi w grę. Więc pozostaje Ci jedynie moje słowo jak i
milczenie Gondaime. – powiedział nadal tym swoim zimnym głosem.
Naruto spojrzał kątem oka ku blondynce. Ją również ta wiadomość
widocznie zszokowała… Prawda, którą dobrze znała od jego
narodzin… Jednak rozmawiała o niej tylko jeden raz… wraz z
Jirayą. Tuż przed jego wyruszeniem na misje, na której zginął.
Niebieskooki po jej minie czuł, że ten mężczyzna nie kłamie…,
lecz nie ma sensu teraz o tym dyskutować… teraz pora walczyć.
-
Takie ścierwo jak ty nie ma prawa mówić o moich rodzicach! Jak Cię
tylko załatwię sam się wszystkiego dowiem bez twojej żałosnej
pomocy! – powiedział a swojego dłonie złożył w jeden specjalny
znak, który oznacza tylko jedno… - Kage Bunshin no Jutsu
–
dodał poważnie a na jego twarzy można było dostrzec zacięcie,
jakie nigdy wcześniej… Pomści swego nauczyciela… mieszkańcy
wioski będą cali i zdrowi… Nie pozwoli by komukolwiek stała się
krzywda. Bo to on będzie Szóstym Hokage Wioski Ukrytej w Liściach!
Krążył
już od kilkunastu minutach po całej wiosce w poszukiwaniu jeszcze
jednego członka swego klanu, jednak nigdzie nie mógł go znaleźć.
Co jakiś czas odpychał ataki, Konahaniów którzy stracili już
nadzieję na to, że jest po ich stronie. Nie miał wyboru… musiał
się bronić, lecz… nikogo nie zabił… Pozostawił ich jedynie
samym sobie w paskudnym stanie. Zresztą katsuyu niedługo powinna
ich uleczyć. W pewnej chwili dostrzegł trzy dobrze znane sobie
sylwetki zmierzające w jego stronę.
-
Sasuke-kun.! – krzyknęła piskliwie czerwonowłosa widząc Uchihę
-
Gdzie wy żeście byli?! – warknął wściekle ignorując
wcześniejszy irytujący krzyk kunoichi
-
Mieliśmy małe kłopoty. – odpowiedział Juugo
-
Hokage wrzuciła nas do aresztu, widocznie już wie, co
zamierzaliśmy. – dodał Seledynowowłosy
-
Poniekąd wiedziała od samego początku, tylko nie miała dowód.
Spotkaliście na swej drodze Madarę? – spytał nieco spokojniej
jednak jego głos nadal pozostawał zimny
-
Nie, nigdzie nie mogę wyczuć jego chakry. – odparła Karin
-
Musimy jak najszybciej opuścić wioskę! – dodał odwracając się
o sto osiemdziesiąt stopni. Na twarzy okularnicy pojawił się
uśmiech zadowolenia z tej wiadomości.
-
Sasuke, a co z Sakurą? – zapytał Suigetsu. Mimo jej
„agresywności” i ciętego języka polubił tą kunoichi i jej
sposób na życie. Sto krotnie wolał ją niż Karin. Uchiha nie
odpowiedział, co spowodowało jeszcze większą radość
czerwonowłosej.
-
Sasuke… - dodał, Juugo którego również ciekawiła odpowiedz
swego przywódcy
-
Jest w szpitalu... – odparł niemrawo – Powinna jakoś z tego
wyjść… gorzej… gorzej z dzieckiem… - dodał ściszając, co
słowo swój ton. Karin o mało co nie zemdlała słysząc ostatnie
słowo jakie wypowiedział.
-
I ty chcesz odejść?! Zwariowałeś?! – krzyknął
Seledynowowłosy. Najwyraźniej był również nadpobudliwy jak i
Uzumaki.
-
Muszę dorwać Madarę i wyjaśnić parę spraw! – odparł
spoglądając na nich swym kekei genkai przez ramię. Suigetsu już
miał wtrącić kolejny swój sprzeciw w tej sprawie, gdy nagle
ogromna eksplozja spowiła okolicę a podmuch, jaki mu towarzyszył
uginał nawet najsilniejszych. Taka również zmuszona była paść
na ziemię pod jej siłą. Cała czwórka spojrzała ku epicentrum
wybuchu… jakim był budynek Hokage. W powietrzu pojawił się
dziwny dźwięk i jasne światło…
-
Co do cholery? – warknął kruczowłosy, który nie był zadowolony
zaistniałą sytuacją. Jego kare tęczówki ujrzały sylwetkę blond
włosego shinobi stojącego na wielkiej żabie… na Gamabucie…
Jednak i on zmuszony był do podzielenia losu innych shinobi…
-
Naruto… - powiedział pod nosem i po chwili kolejny podmuch ogarnął
najbliższą okolicę…
No comments:
Post a Comment