58.

Dwie pary wrogich sobie oczu lustrowały się nawzajem z bezgraniczną nienawiścią i istną chęcią pozbycia się tej drugiej osoby. Cyniczny uśmiech na twarzy kruczowłosego i kamienna twarz starszego mężczyzny. Stoją po przeciwległej sobie stronie. Spadkobierca Sharingan w swej dłoni dzierży katanę, która już nie jednego pozbawiła życia. Danzou natomiast stał niewzruszony tym, że przed chwilą zabił swego podwładnego.
- Bardzo wysoko się cenisz, ale to, co zrobiłeś to był zwyczajny akt tchórzostwa z twojej strony. – powiedział chłodno Uchiha
- Od kiedy ty taki rozgadany? – zadrwił ostatni członek starszyzny. Sasuke zmarszczył brwi i poprawił swą dłoń na rękojeści swej broni, przygotowując się tym samym pomału do ataku. Zignorował to pytanie. Jego oczy po raz kolejny zabłysły czerwonym blaskiem Sharingan.
- Przejdźmy do sedna sprawy. – powiedział i wolnym krokiem zaczął kierować się w stronę wroga. Jednak ten nadal stał niewzruszony. Jakby miał jeszcze jakiegoś Asa w rękawie. Znalazł się tuż przy nim. Jego katana znajdowała się tuż przy szyi Danzou a ten nie drgnął ani o milimetr.
- Chcesz mnie zabić nie znając najistotniejszej rzeczy w sprawie twego klanu? – staruszek spojrzał na niego kątem oka chcąc dojrzeć jakąkolwiek reakcję z jego strony. Lecz Uchiha jakby w ogóle się nie przejął jego słowami… Niby, dlaczego ma zważać na taką osobę, jaką jest Danzou? To wręcz głupie i nie racjonalne. – Widać nie interesuje Cię to, że to Madara kierował całą tą sprawą i tym by twój brat miał wybić cały swój klan… bez wyjątku… To z jego polecenia starszyzna wydała zezwolenie do ataku bez zgodny Sarutobi’ego. Jednak twój nędzny brat przy życiu zostawił ciebie… bahora, który teraz chce się na wszystkich zemścić zagrażając nie tylko wiosce, ale i również jemu i jego planom. – dodał
- Chwytasz się każdej deski ratunku by przeżyć jednak twój los został już przesądzony dawno temu. I już go nie zmienisz. – warknął zimno przyciskając coraz mocniej ostrze swej katany do jego szyi.
- Jest zupełnie inaczej niż sądzisz… Skoro i tak zginę z twojej ręki to czy nie powinieneś poznać prawdy o swym klanie? Madara likwiduje wszystko, co stanie mu na drodze, nie zauważyłeś tego? Co ostatnio stało się z twoją żoną? Gdyby nie Sai to pewnie by nie przeżyła. Doszły mnie plotki, że spodziewa się dziecka… waszego dziecka… Czy nie powinieneś obdarzyć ich uczuciem takim samym jak twoi rodzice obdarzyli ciebie?
- Zamilcz głupcze! Nie mów o sprawach, o których nic nie wiesz! – krzyknął wściekły – Nie obchodzi mnie to, co mówisz. A teraz giń! – powiedział podniesionym głosem, po czym staruszek podzielił los pozostałej dwójki, którą zabił kilkanaście minut temu. Krew polała się strumieniami zostawiając szkarłatne plamy na marmurowej posadzce. Nie minęło kilka sekund a w pomieszczeniu znalazło się kilku członków Korzenia. Zlustrowali nieprzychylnie sylwetkę kruczowłosego, po czym bez słowa zabrali zakrwawione ciało Danzou i Sai znikając w gęstej głębie dymu. Uchiha widząc ich był pewny, że wywiąże się kolejna walka pomiędzy nimi, jednak jak widać mylił się. Oderwał kawałek swej koszuli i wytarł nim ślady krwi z katany. Nie chce by jego broń była ubrudzona krwią takiej szumowiny jak Danzou. Gdy już to powierzchownie zrobił włożył ją za pas i zaczął kierować się ku wyjścia z owego budynku. Teraz musi jeszcze odnaleźć Madarę. Jednak słowa starca, jakie usłyszał niedawno obijały się w jego głowie…

Jej powieki pomału zaczęły podnosić się do góry. Nie pamiętała, co się stało. Szumiało jej w głowie jakby miała porządnego kaca. Czuła, że leży na czymś twardym i szorstkim. Po chwili otworzyła szeroko swe oczy. Jej niebieskie oczy ujrzały przed sobą zżółkniały i obskurny sufit. Usiadła na pryczy przeczesując dłonią swe długie blond włosy. Nie minęło długo czasu a przypomniała sobie gdzie się znajduje i po co się tu znalazła. Na jej twarzy pojawił się pewnego rodzaju uśmiech zadowolenia. A więc plan Hokage zaczął działać teraz pozostaje czekać na poczynania Taki. Wstała z tego niewygodnego łóżka i skierowała się ku kratom. Z kabury na kunai, którą trzymała na udzie wyciągnęła zapasowy klucz do celi. Szybkim ruchem dłoni otworzyła zamek i rozsunęła kraty, po czym skierowała się ku wyjściu z aresztu. Jej misja została wykonana teraz pozostaje jej walka z wrogimi shinobi i ochrona rodzinnej wioski…

Wielmożna stała naprzeciwko przywódcy Akatsuki. Pomimo tylu lat i licznych kolczyków na jego twarzy poznała go… Mężczyznę, który niegdyś był niepozornym chłopcem niechcącym skrzywdzić nawet muchy. Jednak czas zmienia ludzi… jak i zmienił jego.
- Nie spodziewałam się tu ciebie… Nagato. – powiedziała spokojnie Bursztynowooka
- Gdzie jest Naruto Uzumaki? – zapytał ignorując jej wcześniejszą wypowiedź. W tej chwili wiatr zawiał mocniej, targając dwoma długimi kucykami Piątej.  
- Mnie szukasz? – rozległ się głos dochodzący z prawej strony Peina. Oboje skierowali swój wzrok ku owemu epicentrum. Ujrzeli nie, kogo innego jak blondyna na Gamabucie. Swe ręce miał splecione na klatce piersiowej a na jego twarzy można było dostrzec poważna minę. Na jego ciele widniało wiele zadrapań tych małych i większych. Widać, że stoczył już nie jedną walkę dzisiejszego popołudnia. – Radzę Ci przemyśleć raz jeszcze swe zamiary dotyczące wioski, bo będzie z tobą krucho!!! – powiedział ostro i zdecydowanie nie obawiając się w ogóle siły swego wroga.
- Twój los i wioski został już dawno przesądzony. Pewnie z własnej woli nie pójdziesz, więc bez walki się nie obędzie… Wykapany ojciec z wyglądu i matka z charakteru. – odpowiedział z grobowym wyrazem twarzy. Tsunade zbladła. Naruto nie znał swoich rodziców, nikt o nich nawet nie wspominał… Wiedział tylko tyle, że zmarli podczas ataku lisa. Nie widział ich zdjęć, tego jak wyglądali… Jakie mieli poczucie humoru i czy byli dobrymi ludźmi. A on tak po prostu w środku walki zaczyna mówić o jego rodzicach. Mocno zacisnął swą pięść.
- Jeśli chcesz mnie sprowokować to Ci się to nie uda! – krzyknął do niego dumnie – Nie ze mną te numery, kumalski!!! – dodał tym samym tonem.
- Widzę, że Hokage jak i Jiraya nie wspomnieli Ci, kim są twoi rodzice, nieprawdaż? – spytał z ironią chcąc zdobyć przewagę w zaistniałej sytuacji. Uzumaki spojrzał ku mentorce Sakury swymi lazurowymi tęczówkami chcąc się czegoś w nich doszukać. – Skoro i tak niedługo umrzesz, gdy wyciągniemy z ciebie dziewięcioogoniastego to można powiedzieć Ci prawdę w końcu tyle lat ją przed tobą zatajano. – powiedział
- Nikt przed nim nic nie zatajał! Nie pytał nie odpowiadaliśmy! Spełnialiśmy wolę jego ojca! Pod żadnym pozorem nie powinien się tego dowiadywać od ciebie! Zresztą skąd wiesz, kim są jego rodzice?! – wybuchła blondynka
- A tym to nie powinnaś się interesować, ważne, że zdobyłem owe informacje zresztą tamto pokolenie doskonale pamięta, kim był Yondaime, czyż się nie mylę?
- Czwarty? – szepnął blondyn pod nosem – Co on ma ze mną wspólnego?! – krzyknął. Chciał jak najszybciej zakończyć tą bolącą dla niego konwersacje i od razu rozpocząć walkę z Akatsuki.
- Kushina Uzumaki i Minato Namikaze, który był Yondaime wioski ukrytej w liściach byli twoimi rodzicami. – odparł. Naruto stanął jakby ktoś go wmurował w Gamabutę, nie poruszył się ani o milimetr. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał… że niby on był synem Hokage który uratował wioskę przed totalną zagładą? To by było równoznaczne z tym, że to on umieścił lisa w jego ciele… Jednak, czemu ma wierzyć mordercy, który chce zagłady całego świata?
- Gówno prawda nie masz podstaw tak mówić! Ty kłamiesz! – krzyknął ponownie
- Gdybyśmy mieli więcej czasu może i pozwoliłbym Ci iść na małą lekturę do wioskowych archiwów jednak w tej chwili taka opcja nie wchodzi w grę. Więc pozostaje Ci jedynie moje słowo jak i milczenie Gondaime. – powiedział nadal tym swoim zimnym głosem. Naruto spojrzał kątem oka ku blondynce. Ją również ta wiadomość widocznie zszokowała… Prawda, którą dobrze znała od jego narodzin… Jednak rozmawiała o niej tylko jeden raz… wraz z Jirayą. Tuż przed jego wyruszeniem na misje, na której zginął. Niebieskooki po jej minie czuł, że ten mężczyzna nie kłamie…, lecz nie ma sensu teraz o tym dyskutować… teraz pora walczyć.
- Takie ścierwo jak ty nie ma prawa mówić o moich rodzicach! Jak Cię tylko załatwię sam się wszystkiego dowiem bez twojej żałosnej pomocy! – powiedział a swojego dłonie złożył w jeden specjalny znak, który oznacza tylko jedno… - Kage Bunshin no Jutsu – dodał poważnie a na jego twarzy można było dostrzec zacięcie, jakie nigdy wcześniej… Pomści swego nauczyciela… mieszkańcy wioski będą cali i zdrowi… Nie pozwoli by komukolwiek stała się krzywda. Bo to on będzie Szóstym Hokage Wioski Ukrytej w Liściach!
Krążył już od kilkunastu minutach po całej wiosce w poszukiwaniu jeszcze jednego członka swego klanu, jednak nigdzie nie mógł go znaleźć. Co jakiś czas odpychał ataki, Konahaniów którzy stracili już nadzieję na to, że jest po ich stronie. Nie miał wyboru… musiał się bronić, lecz… nikogo nie zabił… Pozostawił ich jedynie samym sobie w paskudnym stanie. Zresztą katsuyu niedługo powinna ich uleczyć. W pewnej chwili dostrzegł trzy dobrze znane sobie sylwetki zmierzające w jego stronę.
- Sasuke-kun.! – krzyknęła piskliwie czerwonowłosa widząc Uchihę
- Gdzie wy żeście byli?! – warknął wściekle ignorując wcześniejszy irytujący krzyk kunoichi
- Mieliśmy małe kłopoty. – odpowiedział Juugo
- Hokage wrzuciła nas do aresztu, widocznie już wie, co zamierzaliśmy. – dodał Seledynowowłosy
- Poniekąd wiedziała od samego początku, tylko nie miała dowód. Spotkaliście na swej drodze Madarę? – spytał nieco spokojniej jednak jego głos nadal pozostawał zimny
- Nie, nigdzie nie mogę wyczuć jego chakry. – odparła Karin
- Musimy jak najszybciej opuścić wioskę! – dodał odwracając się o sto osiemdziesiąt stopni. Na twarzy okularnicy pojawił się uśmiech zadowolenia z tej wiadomości.
- Sasuke, a co z Sakurą? – zapytał Suigetsu. Mimo jej „agresywności” i ciętego języka polubił tą kunoichi i jej sposób na życie. Sto krotnie wolał ją niż Karin. Uchiha nie odpowiedział, co spowodowało jeszcze większą radość czerwonowłosej.
- Sasuke… - dodał, Juugo którego również ciekawiła odpowiedz swego przywódcy
- Jest w szpitalu... – odparł niemrawo – Powinna jakoś z tego wyjść… gorzej… gorzej z dzieckiem… - dodał ściszając, co słowo swój ton. Karin o mało co nie zemdlała słysząc ostatnie słowo jakie wypowiedział.
- I ty chcesz odejść?! Zwariowałeś?! – krzyknął Seledynowowłosy. Najwyraźniej był również nadpobudliwy jak i Uzumaki.
- Muszę dorwać Madarę i wyjaśnić parę spraw! – odparł spoglądając na nich swym kekei genkai przez ramię. Suigetsu już miał wtrącić kolejny swój sprzeciw w tej sprawie, gdy nagle ogromna eksplozja spowiła okolicę a podmuch, jaki mu towarzyszył uginał nawet najsilniejszych. Taka również zmuszona była paść na ziemię pod jej siłą. Cała czwórka spojrzała ku epicentrum wybuchu… jakim był budynek Hokage. W powietrzu pojawił się dziwny dźwięk i jasne światło…
- Co do cholery? – warknął kruczowłosy, który nie był zadowolony zaistniałą sytuacją. Jego kare tęczówki ujrzały sylwetkę blond włosego shinobi stojącego na wielkiej żabie… na Gamabucie… Jednak i on zmuszony był do podzielenia losu innych shinobi…

- Naruto… - powiedział pod nosem i po chwili kolejny podmuch ogarnął najbliższą okolicę…

No comments:

Post a Comment

Szablon wykonała Anaya