Kroczyła
szybkim krokiem ku dobrze znanemu sobie miejscu… Ku wioskowemu
aresztowi. Cel jej wizyty nie był do końca sprecyzowany dopiero
mały zalążek tego, po co dokładnie tam idzie. Wiedziała już,
kim jest owa trójka, która przybyła wraz z Sasuke… Była to
Taka… Drużyna Uchihy od czasów zabicia Orochimaru. Mimo iż
wydarzyło się to kilka lat temu to nadal byli razem, co nieco ją
dziwiło. Nikt nie wiedział, że kieruje się do dolnych partii
budynku Hokage, w którym mieścił się areszt gdyż wszyscy
staraliby się jej ten pomysł wyperswadować z głowy. Jej droga nie
była wcale taka prosta gdyż, co chwile koło niej toczyła się
walka. Niedługo i ona zacznie swą walkę jednak wpierw musi
rozmówić się z drużyną kruczowłosego. Nie miała zbyty dużo
czasu, dlatego też musiała to załatwić bardzo szybko nim
ktokolwiek zorientuje się, że nie ma jej na swoim stanowisku. Nie
wiedziała tylko czy ktoś pilnuje celi, w jakiej się znajdują czy
też w obecnej sytuacji jest ona bez żadnego strażnika. W duszy
prosiła o tą drugą opcję. Takim samym tempem potajemnie weszła
do najważniejszego budynku w Konoha. Szybko zeszła po kamiennych
schodach na niższe kondygnacje. Bez zawahania otworzyła duże
dębowe drzwi. Odetchnęła z ulgą, gdy jej lazurowe tęczówki nie
dostrzegły żadnego strażnika. Jakie było zdziwienie owej trójki,
gdy ujrzeli ją… Yamanakę Ino. Nie wiedzieli, co mają sądzić o
jej niespodziewanej wizycie. Jakie ma zamiary względem ich? Przez
ich myśli przeleciało również pytanie dotyczącego tego, czego
planuje Hokage wysyłając ją tutaj w takiej sytuacji.
-
Suigetsu miałeś rację, co do Sakury… - zaczęła spokojnie chcąc
jakoś sensownie zacząć tą konwersację
-
Może ty, jako jedyna powiesz nam, co się dokładnie wydarzyło? Bo
strażnik, który nas pilnował chyba był głuchoniemy, - westchnął
Seledynowowłosy opadając na swoją pryczę.
-
Przestań gadać i zbierajcie się. – powiedziała i podeszła
bliżej krat, po czym wyciągnęła z torby na narzędzia ninja duży
pęk kluczy. Szybko znalazła ten odpowiedni i przekręciła nim
zamek w drzwiach z metalowych prętów. Trójka członków Taki
patrzyła jak zamroczona na to, co właśnie wyczynia blondynka,
która nie zdawała sobie sprawy z tego, że są po dwóch różnych
stronach. – Konoha potrzebuje waszej pomocy. – dodała a kraty,
jakie ich dzieliły otworzyły się szeroko dając im możliwość
ucieczki. Karin zamrugała niemrawo tak samo jak Seledynowowłosy.
Jedynie Juugo w tej chwili wydawał się już oswoić z tą sytuacją.
Jednak w jego głowie tworzył się pewien plan.
-
Ty… czemu to robisz? – wypaliła czerwonowłosa
-
Nie twój interes a teraz pośpieszcie się nie mamy za dużo czasu a
wy musicie jeszcze chwilę odpocząć nim włączycie się do walki.
Nasz wróg jest silny. – powiedziała ponaglając ich.
Brązowowłosy, jako pierwszy opuścił to ciasne pomieszczenie a tuż
za nim wyszła okularnica. Suigetsu posyłając jej niezrozumiałe
spojrzenie również wyszedł z celi. Gdy kobieta miała już
przymknąć drzwi i pomału skierować się na uliczki wioski,
poczuła na swym przegubie silny ból. Jej źrenice się rozszerzyły
szeroko, po czym zamknęły a jej bezwładne ciało opadło na zimną
kamienną podłogę.
-
Juugo czy to było konieczne? – westchnął Seledynowowłosy z
dezaprobatą
-
Dobrze wiesz, że stoimy po dwóch różnych stronach. Ciesz się, że
jej nie zabiłem tylko ogłuszyłem a teraz wsadź ją do celi i
zamknij na klucz. – odpowiedział wychylając się za dębowe drzwi
by sprawdzić czy czasami żaden shinobi nie idzie w ich stronę.
-
A kto pozwolił Ci rozkazywać? Z tego, co wiem to Sasuke ma taki
przywilej a nie ty. – odparł krzyżując dłonie na piersi.
-
Sasuke-kun.! – pisnęła Karin a mężczyźni od razu się na nią
spojrzeli. Widząc jej wyraz twarzy przekręcili oczami z
dezaprobatą. – Musimy go znaleźć i to szybko.! – dodała tym
samym piskliwym głosem
-
Nie zapominaj, że on jest żonaty. – warknął brązowowłosy w
jej stronę
-
Dobrze wiesz, że to całe małżeństwo to czysta fikcja i nareszcie
ten koszmar się niedługo skończy a wtedy będę mogła być z moim
Sasuke-kun. – odpowiedziała z radością w głosie.
Seledynowowłosy, gdy tylko to usłyszał nie mógł się powstrzymać
od parsknięcia śmiechem.
-
Karin przejrzyj na oczy ty nawet nie dorastasz jej do pięt. Sasuke
nawet na ciebie nie spojrzy w taki sposób, w jaki spogląda na nią.
– dodał jakby do niechcenia
-
Widzę, że wróciły wam siły, więc ruszcie się idziemy. –
wtrącił Juugo, który musiał się sam pofatygować by zamknąć
blondynkę w celi, która była specjalnie przygotowana dla nich.
Wziął klucz ze sobą na wszelki wypadek gdyby kunoichi chciała w
jakikolwiek sposób stąd uciec. Cała trójka skierowała się po
kamiennych schodach na górę. Nie obyło się bez siarczystych
przekleństw skierowanych ku Suigetsu, których właścicielką była
czerwonowłosa.
-
Nareszcie sobie powalczymy… - powiedział zadowolony
Seledynowowłosy ściskając mocno rękojeść swego miecza, którego
wcześniej dzierżył Zabuza. Pozostała dwójka spojrzała na niego
z dezaprobatą i na ten zapał jego do morderczej walki…
W
niedalekiej odległości od miejskiego aresztu toczyła się zacięta
walka pomiędzy spadkobiercą Sharingan a Danzou, jaki i Sai’m.
Niestety pech chciał, że udało im się uchronić przed jutsu klanu
Uchiha. Ogień, który zniszczył większą cześć pomieszczenia
pomału zaczął znikać a z nim pojawił się proch, który stlił
kilkanaście drewnianych poręczy.
-
Widzę, że zamierzacie chować się i uciekać jak tchórze. –
skomentował kruczowłosy
-
Nie pozwolę Ci zniszczyć wioski i zabić wszystkich mieszkańców
nie dopóki żyję. – powiedział srogo członek Korzenia stając z
nim twarzą w twarz
-
To on wydał wyrok na całą wioskę kilkanaście lat temu. A ty
stoisz mi na drodze w dokonaniu tego, na co tak długo czekałem. –
warknął i już zaczął przygotowywać kolejne pieczęcie. Po
niepełnej sekundzie z jego rękawa wynurzyły się jadowite węże,
których celem był drugi shinobi.
-
A więc zabijesz wszystko i wszystkich?! Nawet swą żonę jak i
wasze dziecko? – trafił w jego czuły punkt w pytanie, na które
nie znał odpowiedzi… Sakura jak i ich potomek był tematem tabu w
tej chwili. Nie wiedział tylko skąd wie, że różowowłosa jest w
ciąży pewnie dowiedział się tego jak był w szpitalu…
Zmarszczył niebezpiecznie brwi a z jego rękawów wynurzyło się
jeszcze więcej niebezpiecznych wężów, których jad był
śmiertelny. – Czy unikanie odpowiedzi jest tchórzostwem? –
zadrwił i szybkim ruchem dłoni zaczął rysować czarnym atramentem
na jednym ze swych zwoi. Dwa lwy dużej wielkości pojawiły się
naprzeciwko węży. Uchiha zignorował zaczepki shinobi chciał jak
najszybciej dorwać ostatniego już członka rady.
-
Powiedziałem już żebyś nie wtrącał się w nie swoje sprawy.
Prędzej czy później i tak zabije Danzou za to, co zrobił… za
to, jaki rozkaz wydał… Jednak jego śmierć będzie bardzo powolna
by mógł odpokutować za swe uczynki. – powiedział a jego zimny
wzrok lustrował to jak jego węże toczą walkę z atramentowymi
stworami. Sai w tej chwili czuł pustkę w głowie nie wiedział, o
czym on mówi. Jaki
rozkaz? Co on wie, czego ja nie? Myśli
chaotyczne… I ten przeszywający ból w prawym ramieniu.
-
O czym ty mówisz? – postanowił zaryzykować i dowiedzieć się
czegoś nim walka rozpocznie się na dobre. Nagle tuż obok niego
pojawił się Sasuke a raczej jego klon, który postanowił go
zaatakować z bliska. Uchiha nie lubił takiej walki jednak z nim nie
miał wyboru. Jego klon nachylił się lekko a jego noga powędrowała
ku sylwetce jego przeciwnika.
-
Jesteś członkiem Korzenia a nie wiesz o planach własnego
przywódcy? Albo o tym, co knuł za plecami Hokage cały czas? –
zadrwił z niego. Sai chorym ramieniem zablokował z dużą
trudnością ten cios. Nie wiedział jak długo jego ramie wytrzyma,
więc musiał się pośpieszyć i coś wymyśleć.
-
Przestań bawić się ze mną w kotka i w myszkę.! (Sis gomena
<cute2> dop.autorki) Lepiej powiedz, o co Ci dokładnie chodzi.
– ponaglił go. Wiedział, że Danzou się gdzieś schował…
tylko nie wiedział dokładnie gdzie.
-
To Daznou wydał rozkaz memu bratu by wybił cały swój klan. Miał
zabić wszystkich bez wyjątku jednak tego nie zrobił. Teraz ja
pomszczę go jak i cały mój klan a on spłonie w ogniu piekielnym.!
– warknął wściekle a jego klon po raz kolejny wykonał ataki.
Nie chciał używać Sharingan w tej chwili… wolał poczekać z nim
do ostatniej chwili. Jego oczy bardzo źle znosiły ostre ataki jego
kekei genkai. Każdy ma jakąś granicę. Sai’owi trudno było
uwierzyć w to, co usłyszał jednak w jego ustach nie brzmiało to
jakby żartował.
-
Skoro to prawda, po co zabijać całą nację Konohy, jeśli można
pozbyć się jedynie tych jednostek, które wydały owy rozkaz? –
spytał niepewnie
-
Właśnie miałem to zrobić jednak ty mi przeszkodziłeś.! –
warknął. Węże Uchihy już miały go dosięgnąć, gdy wydarzyło
się coś niespodziewanego… Sai poczuł przeszywający ból w całym
swym ciele. Spojrzał w dół i nagle jego, kare tęczówki
rozszerzyły się. Z jego brzucha wystawał ostry pręt. Przyłożył
bladą dłoń do rany chcąc zatamować krwawienie. Zwrócił swoje
oczy ku shinobi… Jednak on również był zdziwiony tym, co się
właśnie wydarzyło. Kruczowłosy wypuścił z dłoni swój zwój,
jakim się posługiwał i atrament w małym szklanym pojemniczku,
który rozbił się na marmurowej posadzce na drobne kawałeczki.
Jego oczy z każdą nowa minutą stawały się coraz bardziej puste.
Po chwili opadł na swe kolana a później na posadzkę. Jego
szkarłatna krew zmieszała się z czarnym atramentem, usta miał
lekko otwarte a powieki przymknięte… Zapadł w swój ostatni sen…
Uchiha bacznie zaczął się rozglądać po całym pomieszczeniu,
jego klon zniknął na jego polecenie. Tuż za jego plecami wyszedł
starszy mężczyzna.
-
Skoro jego już się pozbyłem to teraz zostałeś mi ty jak i reszta
tego marnego pokolenia. – powiedział lakonicznie Danzou.
Kruczowłosy odwrócił się w jego stronę z istną chęcią mordu w
swych oczach…
Tymczasem
w szpitalu różowowłosa kunoichi leżała nieprzytomna w sali
pooperacyjnej. Nadal była nieprzytomna i pod dużą ilością leków
przeciwbólowych. Ona jak i jej dziecko byli po podłączani pod
różne maszyny, których zadaniem było pilnowanie ich stanu
zdrowia. W razie jakiegokolwiek zmiany na gorsze od razu dadzą o tym
znać. Lekarze nie chcieli pozwolić na to by Sakurze coś się
stało… Wiadome było, że już przewyższą Tsunade niektórymi
zdolnościami a jeszcze nie do końca wykorzystuje swe zdolności.
Dziecko również było bardzo ważne… Musieli utrzymać je przy
życiu… Dla matki najgorsze, co może się przydarzyć to utrata
pierworodnego. To cios w samo serce. W tej chwili siedziała przy
niej granatowowłosa wraz z córeczką na kolanach. Mocno ściskała
jej dłoń chcąc jak najszybciej ponownie ujrzeć jej szmaragdowe
oczy.
-
Trzymaj się. – szepnęła błagalnym tonem – Zobaczysz niedługo
nasze dzieci razem będą się bawić… Tylko proszę obudź się
wreszcie... – dodała a mała samotna łza spłynęła po jej
policzku. Ponownie dało się usłyszeć ogromny huk dobiegający z
zewnątrz. Zwróciła swój wzrok ku oknie, po czym przytuliła mocno
córkę.
-
Naruto… wróć do nas… - szepnęła po raz kolejny i ponownie łza
spłynęła po jej policzku.
Na
dachu budynku, w którym mieściła się siedziba Hokage stała
władczyni wraz z kilkoma członkami ANBU. Naprzeciwko wielmożnej
stał intruz… Nagato znany również jako Pein…
No comments:
Post a Comment