57.

Kroczyła szybkim krokiem ku dobrze znanemu sobie miejscu… Ku wioskowemu aresztowi. Cel jej wizyty nie był do końca sprecyzowany dopiero mały zalążek tego, po co dokładnie tam idzie. Wiedziała już, kim jest owa trójka, która przybyła wraz z Sasuke… Była to Taka… Drużyna Uchihy od czasów zabicia Orochimaru. Mimo iż wydarzyło się to kilka lat temu to nadal byli razem, co nieco ją dziwiło. Nikt nie wiedział, że kieruje się do dolnych partii budynku Hokage, w którym mieścił się areszt gdyż wszyscy staraliby się jej ten pomysł wyperswadować z głowy. Jej droga nie była wcale taka prosta gdyż, co chwile koło niej toczyła się walka. Niedługo i ona zacznie swą walkę jednak wpierw musi rozmówić się z drużyną kruczowłosego. Nie miała zbyty dużo czasu, dlatego też musiała to załatwić bardzo szybko nim ktokolwiek zorientuje się, że nie ma jej na swoim stanowisku. Nie wiedziała tylko czy ktoś pilnuje celi, w jakiej się znajdują czy też w obecnej sytuacji jest ona bez żadnego strażnika. W duszy prosiła o tą drugą opcję. Takim samym tempem potajemnie weszła do najważniejszego budynku w Konoha. Szybko zeszła po kamiennych schodach na niższe kondygnacje. Bez zawahania otworzyła duże dębowe drzwi. Odetchnęła z ulgą, gdy jej lazurowe tęczówki nie dostrzegły żadnego strażnika. Jakie było zdziwienie owej trójki, gdy ujrzeli ją… Yamanakę Ino. Nie wiedzieli, co mają sądzić o jej niespodziewanej wizycie. Jakie ma zamiary względem ich? Przez ich myśli przeleciało również pytanie dotyczącego tego, czego planuje Hokage wysyłając ją tutaj w takiej sytuacji.
- Suigetsu miałeś rację, co do Sakury… - zaczęła spokojnie chcąc jakoś sensownie zacząć tą konwersację
- Może ty, jako jedyna powiesz nam, co się dokładnie wydarzyło? Bo strażnik, który nas pilnował chyba był głuchoniemy, - westchnął Seledynowowłosy opadając na swoją pryczę.
- Przestań gadać i zbierajcie się. – powiedziała i podeszła bliżej krat, po czym wyciągnęła z torby na narzędzia ninja duży pęk kluczy. Szybko znalazła ten odpowiedni i przekręciła nim zamek w drzwiach z metalowych prętów.  Trójka członków Taki patrzyła jak zamroczona na to, co właśnie wyczynia blondynka, która nie zdawała sobie sprawy z tego, że są po dwóch różnych stronach. – Konoha potrzebuje waszej pomocy. – dodała a kraty, jakie ich dzieliły otworzyły się szeroko dając im możliwość ucieczki. Karin zamrugała niemrawo tak samo jak Seledynowowłosy. Jedynie Juugo w tej chwili wydawał się już oswoić z tą sytuacją. Jednak w jego głowie tworzył się pewien plan.
- Ty… czemu to robisz? – wypaliła czerwonowłosa
- Nie twój interes a teraz pośpieszcie się nie mamy za dużo czasu a wy musicie jeszcze chwilę odpocząć nim włączycie się do walki. Nasz wróg jest silny. – powiedziała ponaglając ich. Brązowowłosy, jako pierwszy opuścił to ciasne pomieszczenie a tuż za nim wyszła okularnica. Suigetsu posyłając jej niezrozumiałe spojrzenie również wyszedł z celi. Gdy kobieta miała już przymknąć drzwi i pomału skierować się na uliczki wioski, poczuła na swym przegubie silny ból. Jej źrenice się rozszerzyły szeroko, po czym zamknęły a jej bezwładne ciało opadło na zimną kamienną podłogę.
- Juugo czy to było konieczne? – westchnął Seledynowowłosy z dezaprobatą
- Dobrze wiesz, że stoimy po dwóch różnych stronach. Ciesz się, że jej nie zabiłem tylko ogłuszyłem a teraz wsadź ją do celi i zamknij na klucz. – odpowiedział wychylając się za dębowe drzwi by sprawdzić czy czasami żaden shinobi nie idzie w ich stronę.
- A kto pozwolił Ci rozkazywać? Z tego, co wiem to Sasuke ma taki przywilej a nie ty. – odparł krzyżując dłonie na piersi.
- Sasuke-kun.! – pisnęła Karin a mężczyźni od razu się na nią spojrzeli. Widząc jej wyraz twarzy przekręcili oczami z dezaprobatą. – Musimy go znaleźć i to szybko.! – dodała tym samym piskliwym głosem
- Nie zapominaj, że on jest żonaty. – warknął brązowowłosy w jej stronę
- Dobrze wiesz, że to całe małżeństwo to czysta fikcja i nareszcie ten koszmar się niedługo skończy a wtedy będę mogła być z moim Sasuke-kun. – odpowiedziała z radością w głosie. Seledynowowłosy, gdy tylko to usłyszał nie mógł się powstrzymać od parsknięcia śmiechem.
- Karin przejrzyj na oczy ty nawet nie dorastasz jej do pięt. Sasuke nawet na ciebie nie spojrzy w taki sposób, w jaki spogląda na nią. – dodał jakby do niechcenia
- Widzę, że wróciły wam siły, więc ruszcie się idziemy. – wtrącił Juugo, który musiał się sam pofatygować by zamknąć blondynkę w celi, która była specjalnie przygotowana dla nich. Wziął klucz ze sobą na wszelki wypadek gdyby kunoichi chciała w jakikolwiek sposób stąd uciec. Cała trójka skierowała się po kamiennych schodach na górę. Nie obyło się bez siarczystych przekleństw skierowanych ku Suigetsu, których właścicielką była czerwonowłosa.
- Nareszcie sobie powalczymy… - powiedział zadowolony Seledynowowłosy ściskając mocno rękojeść swego miecza, którego wcześniej dzierżył Zabuza. Pozostała dwójka spojrzała na niego z dezaprobatą i na ten zapał jego do morderczej walki…
W niedalekiej odległości od miejskiego aresztu toczyła się zacięta walka pomiędzy spadkobiercą Sharingan a Danzou, jaki i Sai’m. Niestety pech chciał, że udało im się uchronić przed jutsu klanu Uchiha. Ogień, który zniszczył większą cześć pomieszczenia pomału zaczął znikać a z nim pojawił się proch, który stlił kilkanaście drewnianych poręczy.
- Widzę, że zamierzacie chować się i uciekać jak tchórze. – skomentował kruczowłosy
- Nie pozwolę Ci zniszczyć wioski i zabić wszystkich mieszkańców nie dopóki żyję. – powiedział srogo członek Korzenia stając z nim twarzą w twarz
- To on wydał wyrok na całą wioskę kilkanaście lat temu. A ty stoisz mi na drodze w dokonaniu tego, na co tak długo czekałem. – warknął i już zaczął przygotowywać kolejne pieczęcie. Po niepełnej sekundzie z jego rękawa wynurzyły się jadowite węże, których celem był drugi shinobi.
- A więc zabijesz wszystko i wszystkich?! Nawet swą żonę jak i wasze dziecko? – trafił w jego czuły punkt w pytanie, na które nie znał odpowiedzi… Sakura jak i ich potomek był tematem tabu w tej chwili. Nie wiedział tylko skąd wie, że różowowłosa jest w ciąży pewnie dowiedział się tego jak był w szpitalu… Zmarszczył niebezpiecznie brwi a z jego rękawów wynurzyło się jeszcze więcej niebezpiecznych wężów, których jad był śmiertelny. – Czy unikanie odpowiedzi jest tchórzostwem? – zadrwił i szybkim ruchem dłoni zaczął rysować czarnym atramentem na jednym ze swych zwoi. Dwa lwy dużej wielkości pojawiły się naprzeciwko węży. Uchiha zignorował zaczepki shinobi chciał jak najszybciej dorwać ostatniego już członka rady.
- Powiedziałem już żebyś nie wtrącał się w nie swoje sprawy. Prędzej czy później i tak zabije Danzou za to, co zrobił… za to, jaki rozkaz wydał… Jednak jego śmierć będzie bardzo powolna by mógł odpokutować za swe uczynki. – powiedział a jego zimny wzrok lustrował to jak jego węże toczą walkę z atramentowymi stworami. Sai w tej chwili czuł pustkę w głowie nie wiedział, o czym on mówi. Jaki rozkaz? Co on wie, czego ja nie? Myśli chaotyczne… I ten przeszywający ból w prawym ramieniu.
- O czym ty mówisz? – postanowił zaryzykować i dowiedzieć się czegoś nim walka rozpocznie się na dobre. Nagle tuż obok niego pojawił się Sasuke a raczej jego klon, który postanowił go zaatakować z bliska. Uchiha nie lubił takiej walki jednak z nim nie miał wyboru. Jego klon nachylił się lekko a jego noga powędrowała ku sylwetce jego przeciwnika.
- Jesteś członkiem Korzenia a nie wiesz o planach własnego przywódcy? Albo o tym, co knuł za plecami Hokage cały czas? – zadrwił z niego. Sai chorym ramieniem zablokował z dużą trudnością ten cios. Nie wiedział jak długo jego ramie wytrzyma, więc musiał się pośpieszyć i coś wymyśleć.
- Przestań bawić się ze mną w kotka i w myszkę.! (Sis gomena <cute2> dop.autorki) Lepiej powiedz, o co Ci dokładnie chodzi. – ponaglił go. Wiedział, że Danzou się gdzieś schował… tylko nie wiedział dokładnie gdzie.
- To Daznou wydał rozkaz memu bratu by wybił cały swój klan. Miał zabić wszystkich bez wyjątku jednak tego nie zrobił. Teraz ja pomszczę go jak i cały mój klan a on spłonie w ogniu piekielnym.! – warknął wściekle a jego klon po raz kolejny wykonał ataki. Nie chciał używać Sharingan w tej chwili… wolał poczekać z nim do ostatniej chwili. Jego oczy bardzo źle znosiły ostre ataki jego kekei genkai. Każdy ma jakąś granicę. Sai’owi trudno było uwierzyć w to, co usłyszał jednak w jego ustach nie brzmiało to jakby żartował.
- Skoro to prawda, po co zabijać całą nację Konohy, jeśli można pozbyć się jedynie tych jednostek, które wydały owy rozkaz? – spytał niepewnie
- Właśnie miałem to zrobić jednak ty mi przeszkodziłeś.! – warknął. Węże Uchihy już miały go dosięgnąć, gdy wydarzyło się coś niespodziewanego… Sai poczuł przeszywający ból w całym swym ciele. Spojrzał w dół i nagle jego, kare tęczówki rozszerzyły się. Z jego brzucha wystawał ostry pręt. Przyłożył bladą dłoń do rany chcąc zatamować krwawienie. Zwrócił swoje oczy ku shinobi… Jednak on również był zdziwiony tym, co się właśnie wydarzyło. Kruczowłosy wypuścił z dłoni swój zwój, jakim się posługiwał i atrament w małym szklanym pojemniczku, który rozbił się na marmurowej posadzce na drobne kawałeczki. Jego oczy z każdą nowa minutą stawały się coraz bardziej puste. Po chwili opadł na swe kolana a później na posadzkę. Jego szkarłatna krew zmieszała się z czarnym atramentem, usta miał lekko otwarte a powieki przymknięte… Zapadł w swój ostatni sen… Uchiha bacznie zaczął się rozglądać po całym pomieszczeniu, jego klon zniknął na jego polecenie. Tuż za jego plecami wyszedł starszy mężczyzna.
- Skoro jego już się pozbyłem to teraz zostałeś mi ty jak i reszta tego marnego pokolenia. – powiedział lakonicznie Danzou. Kruczowłosy odwrócił się w jego stronę z istną chęcią mordu w swych oczach…
Tymczasem w szpitalu różowowłosa kunoichi leżała nieprzytomna w sali pooperacyjnej. Nadal była nieprzytomna i pod dużą ilością leków przeciwbólowych. Ona jak i jej dziecko byli po podłączani pod różne maszyny, których zadaniem było pilnowanie ich stanu zdrowia. W razie jakiegokolwiek zmiany na gorsze od razu dadzą o tym znać. Lekarze nie chcieli pozwolić na to by Sakurze coś się stało… Wiadome było, że już przewyższą Tsunade niektórymi zdolnościami a jeszcze nie do końca wykorzystuje swe zdolności. Dziecko również było bardzo ważne… Musieli utrzymać je przy życiu… Dla matki najgorsze, co może się przydarzyć to utrata pierworodnego. To cios w samo serce. W tej chwili siedziała przy niej granatowowłosa wraz z córeczką na kolanach. Mocno ściskała jej dłoń chcąc jak najszybciej ponownie ujrzeć jej szmaragdowe oczy.
- Trzymaj się. – szepnęła błagalnym tonem – Zobaczysz niedługo nasze dzieci razem będą się bawić… Tylko proszę obudź się wreszcie... – dodała a mała samotna łza spłynęła po jej policzku. Ponownie dało się usłyszeć ogromny huk dobiegający z zewnątrz. Zwróciła swój wzrok ku oknie, po czym przytuliła mocno córkę.
- Naruto… wróć do nas… - szepnęła po raz kolejny i ponownie łza spłynęła po jej policzku.

Na dachu budynku, w którym mieściła się siedziba Hokage stała władczyni wraz z kilkoma członkami ANBU. Naprzeciwko wielmożnej stał intruz… Nagato znany również jako Pein…

No comments:

Post a Comment

Szablon wykonała Anaya