55.

Biały szpitalny korytarz… Dwie osoby o jakże różnych poglądach znajdowały się tuż przed wejściem do sali operacyjnej. Światła były lekko przygaszone i co jakiś czas gasły na ułamek sekundy. Kruczowłosy siedział na jednym z krzeseł a jego głowa była spuszczona w dół. Swe dłonie miał wplecione w hebanowe włosy. W jego głowie była kompletna pustka. Nie wiedział, o czym ma w tej chwili myśleć, co ma zrobić? Czy ona wiedziała, że jest w ciąży czy jeszcze nie? Jak zareaguje na tą wiadomość? Co się stanie z nimi? Co z Akatsuki i Madarą? Tak wiele pytań jednak żadnej odpowiedzi… Zwykła nicość… Wszystko się wyjaśni z biegiem czasu… Jego decyzje będą spontaniczne i niespodziewane. Niewiadomo skąd jego ciało przeszły dziwne zimne dreszcze. Swój zimny wzrok skierował ku dużym dwuskrzydłowym drzwiom, za którymi trwała operacja różowowłosej jednak nic się nie stało… ościeżnice nadal pozostawały zamknięte. Z tego kilkunastominutowego zamyślenia w pustce swych myśli wyrwał go głos blondyna.
- Wiedziałeś? – spytał spokojnie, Uchiha podniósł ku niemu swój chłodny wzrok, po czym z lekkim wahaniem pokręcił przecząco głową. Odchylił się lekko do tyłu a jego kruczoczarna czupryna stykała się z zimną ścianą, jaka znajdowała się tuż za nim. – Czemu nie przyszedłeś od razu? Dlaczego babunia ma do ciebie takie uprzedzenia? – kolejne pytania wydobyły się z jego krtani. Sasuke wolałby, żeby w tej chwili jego przyjaciel milczał niż zadawał błahe pytania, na które nie zna lub też nie chce udzielać odpowiedzi. Stwierdził, że przemilczy to… wbił swe kare tęczówki w szarawy sufit a jego twarz była jak kamień. Uzumaki stał tuż obok niego i bacznie lustrował każdy jego najmniejszy ruch chcąc spróbować, choć zrozumieć, o czym myśli w tej chwili. Swą prawą stopą zaczął tupać o podłoże, jakie było wyłożone jasnymi kafelkami w kwadratowe wzory. – Odpowiesz? – zaczął się coraz bardziej niecierpliwić, zresztą wszystkim jest wiadome, że nie jest osobą cierpliwą.
- Nie ma takiej potrzebny. – burknął cicho nie zaszczycając go nawet swym wzrokiem.
- Wkurzasz mnie jeszcze bardziej niż wcześniej. – warknął do niego – Mów póki jesteśmy sami! – podniósł nieco swój ton. Miał dość tego, że dużo rzeczy zostało przed nim ukrytych. Kruczowłosy kątem oka spojrzał ku niemu. Na jego twarzy było widać niezadowolenie jak i frustrację spowodowaną brakiem odpowiedzi ze strony spadkobiercy sharingan jak i jego bezinteresowność w tej chwili. – Sakura jest w ciężkim stanie i nie wiadomo, co z dzieckiem waszym dzieckiem a ty sobie tak spokojnie tutaj siedzisz?! I nawet łaskawie nie raczysz odpowiedzieć na moje pytania?! – nie wytrzymał, nerwy mu w tej chwili puściły. Nie rozumiał jak on może być tak spokojny, jakby nic się nie działo w tej chwili… - Czy ona dla ciebie nic nie znaczy?! W takim razie, po co się z nią żeniłeś?! – nie panował już nad swoimi emocjami, nie zważał na to, że są w szpitalu, w miejscu gdzie powinni być cicho by chorzy mogli w spokoju odpoczywać. Kruczowłosy podniósł się z krzesła, na jakim siedział i spojrzał groźnie w stronę niebieskookiego.
- Nie twój interes. – warknął srogo i oschle, po czym włożył dłonie w kieszenie i zaczął kierować się w przeciwną stronę niż wejście do sali operacyjnej. Uzumaki od razu zareagował. Nie pozwoli mu odejść tak łatwo. Przyparł go do ściany swym ciałem, przyciskając jego szyję swym przed ramieniem.
- Przestaniesz traktować wszystkich jak śmieci?! Nie liczysz się tylko ty!!! Choć raz pomyśl o innych!!! Pomyśl o swojej rodzinie!!! No chyba, że jesteś skończonym idiotą i ONI się dla ciebie nie liczą!!!!  - nie podobała mu się postawa przyjaciela. Nie myślał nad swymi słowami po prostu mówił, co mu ślina na język przyniesie. Musiał mu, chociaż raz przemówić do rozumu… Nie pozwoli mu po raz kolejny odejść zostawiając wszystkich, którym jest bliski na pastwę losu.
- To ja podejmę decyzję dotyczącą tego, co zrobię a nie ty! Więc zamknij się już i przestań prawić mi kazania! – jemu również nerwy zaczęły puszczać, nie wytrzymał… w jego karych tęczówkach zalśnił Sharingan… Naruto jednak nie ustąpił. Jego wyraz twarzy natomiast był bardzo poważny. Nie chciałby jego przyjaciółka cierpiała przez niego… nie po raz kolejny… Niespodziewanie obaj mężczyźni usłyszeli czyjeś kroki na korytarzu, mimowolnie oboje spojrzeli w dane miejsce. Ujrzeli nie, kogo innego jak granatowowłosa wraz z córeczką na rękach…
-Hinata! Co Ci się stało?! – spytał przejęty widząc ranę na prawym ramieniu żony. Od razu puścił Uchihę i podbiegł ku ukochanej.
- Akatsuki są w wiosce… Zaatakowali nas jak szliśmy do wioski Neji walczy właśnie z jednym z nich. – odpowiedziała obejmując blondyneczkę. Uzumaki przygryzł mocno wargi… nie zostawi tak tego… Pogłaskał córkę po jej małej czuprynie, po czym pocałował ją w czółko. W tym samym czasie kruczowłosy wyminął ich kierując się ku wyjściu. Naruto przeklął w myślach gdyż nie chciał używać siarczystych słów przy swojej córce.
- Zostańcie tutaj. Hinata przekaż Tsunade tą wiadomość jest na sali operacyjnej. – powiedział poważnie. Białooka przytaknęła lekko głową i gdy jej mąż postanowił już się oddalić złapała go za rękę…
- Naruto… uważaj na siebie. – szepnęła cicho z pewną obawą w swym głosie. Ten doskonale wyczuł, co w tej chwili ona odczuwa. Przybliżył je lekko do siebie, po czym obie mocno przytulił.
- Wszystko będzie dobrze… zobaczysz... nic mi się nie stanie. – szepnął na otuchę do jej ucha - Sakura jest w ciężkim stanie i również spodziewa się dziecka. – dodał, zresztą i tak by się dowiedziała. Granatowowłosa lekko rozszerzyła swe oczy słysząc fragment dotyczący przyjaciółki. Na pożegnanie pocałował ją namiętnie w usta i zaczął się oddalać… Sasuke widział całe to zajście z niedalekiej odległości… Czy tak wygląda prawdziwe małżeństwo… i miłość? Nie wiedział skąd takie pytanie pojawiło się w jego głowie… Nie chcąc by Uzumaki dostrzegł go jeszcze w tym miejscu wyszedł ze szpitalnego budynku w poszukiwaniu najstarszego członka swego klanu… Jak i starszyzny by móc dokonać wreszcie swej zemsty…
Tuż za zamkniętymi drzwiami trwała skomplikowana operacja, która miała na celu zlikwidowanie zagrożenia życia różowowłosej jak i jej nienarodzonego dziecka. Kobieta o dość dużym biustem nadzorowała całą operację. Jak na razie wszystko szło dobrze jednak płód był nieco naruszony i trzeba było bardzo uważać by nie pogorszyć tego stanu. Każdy ich ruch był dziesięć razy wcześniej przemyślany i zaplanowany. Nie mogli pozwolić i również nie chcieliby coś się stało uczennicy Hokage. Uchiha straciła bardzo duże swej krwi. Na niektórych ranach zrobiły się paskudne zakrzepy. Jakby tego było mało w jelicie utworzył się krwotok, który niedługo mógłby zagrażać również życiu dziecka. Na specjalnych pułkach niedaleko stoły operacyjnym, na którym leżało bezwładne ciało kunoichi znajdowały się przeróżne urządzenia, jakie były w tej chwili potrzebne. Szerokie i głębokie rany, jakie były na jej plecach zostały zaszyte…, lecz prawdopodobnie blizny pozostaną po tych największych. Po dwóch godzinach jej poziom krwi w ciele został ustabilizowany, co nie było wcale takim łatwym zadaniem. Teraz pozostało uporać się z innymi obrażeniami. Po kolejnych kilkunastu minutach jeden z pielęgniarzy pojawił się tuż, przy bursztynowookiej.
- Tsunade-sama, Uzumaki-sama mówi, że pilnie musi z panią porozmawiać. – oznajmił. Piąta skinęła głową.
- Kończcie pomału. Jej stan powinien być już stabilny… Miejcie na obserwacji cały czas stan dziecka. - powiedziała w stronę medyków i spojrzała jeszcze raz ku nieprzytomnej kunoichi, po czym opuściła salę operacyjną by móc dowiedzieć się, o czym takim Hinata chce z nią porozmawiać. Gdy znalazła się już na korytarzu granatowowłosa cierpliwie czekała na nią wraz z córką. Kunoichi usłyszawszy jak dwuskrzydłowe drzwi się otwierają od razu wstała z krzesła.
- Tsunade-sama! Akatsuki są w wiosce! – powiedziała szybko zanim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć. Na twarzy wielmożnej pojawiło się zniesmaczenie…, Czemu akurat teraz? Warknęła wściekle w myślach.
- Hinata zostań tu z Sui niech jakaś pielęgniarka obejrzy tą ranę na ramieniu! Jeśli czujesz, że Ci słabo również niech Cię przebadają! A ja idę rozprawić się z najeźdźcami! – powiedziała oddalając się w kierunku wyjścia ze szpitala
- Co z Sakurą i dzieckiem? – usłyszała, gdy miała już skręcić w inny korytarz. Swoimi orzechowymi oczami spojrzała przez ramię ku spadkobierczyni Byakugan.
- Sakurze nie grozi jak na razie żadne niebezpieczeństwo a co do dziecka… jeszcze nie wiadomo czy przeżyje… - odpowiedziała i nie chcąc dalej drążyć tego tematu znikła w kłębie dymu…
Znajdował się w miejscu, do którego tak dążył… Był w siedzibie starszyzny wioski ukrytej w liściach. Przed nim na podłodze klęczała dwójka zdrajców wioski… Dla nich nie liczyło się dobro wioski jak i mieszkańców tylko ich dobro… ich sytuacja majątkowa i dogodne miejsce tuż przy Hokage. Tak długo na to czekał… Jeszcze chwila a te dwie nędzne kreatury pożegnają się ze swym życiem… Zbyt wiele osób przez nich cierpiało. To oni wydali rozkaz wybicia całego klanu Uchiha, jego klanu… Przez nich znienawidził brata a następnie go zabił sądząc, że to on z własnej nieprzymuszonej woli wybił niemalże wszystkich spadkobierców Sharingan.
- Jakieś ostatnie życzenie? – zadrwił kruczowłosy
- Zamiast pilnować żony uganiasz się za zemstą czy to rozsądne? – zakpił Homura
- Sami zawarliście umowę z Madarą, czego warunkiem był ożenek z Haruną, więc, po co to jeszcze komentować? – spytał retorycznie i sucho a jego katana znalazła się tuż przy szyi starszego mężczyzny.
- Marionetka, która i tak pożegna się ze swym życiem. Zresztą on się już nią zajął. – dodała Utatane

- Milcz! I tak nie uratujecie swego żywota… Trzeba było myśleć o tym kilkanaście lat wcześniej niż teraz… To już wasz koniec… - powiedział a jego katana bez żadnego ostrzeżenia pozbawiła Homury głowy. Krew trysła na wszystkie strony plamiąc tym samym białą koszulę jak i twarz kobiety. Jego ciało upadło jak kłoda na marmurową posadzkę. Utatane spojrzała z przerażeniem w stronę nieżyjącego już towarzysza. Po chwili i jej głowa została pozbawiona reszty ciała. Podzieliła jego los… Na twarzy kruczowłosego pojawił się uśmiech tryumfu… Pozbawił życia już dwójki, która przyczyniła się do owej tragedii klanu Uchiha… pozostał jeszcze jeden… Splamiony krwią Konohaniów opuścił ich gabinet w poszukiwaniu przywódcy Korzeni… 

No comments:

Post a Comment

Szablon wykonała Anaya