Biały
szpitalny korytarz… Dwie osoby o jakże różnych poglądach
znajdowały się tuż przed wejściem do sali operacyjnej. Światła
były lekko przygaszone i co jakiś czas gasły na ułamek sekundy.
Kruczowłosy siedział na jednym z krzeseł a jego głowa była
spuszczona w dół. Swe dłonie miał wplecione w hebanowe włosy. W
jego głowie była kompletna pustka. Nie wiedział, o czym ma w tej
chwili myśleć, co ma zrobić? Czy ona wiedziała, że jest w ciąży
czy jeszcze nie? Jak zareaguje na tą wiadomość? Co się stanie z
nimi? Co z Akatsuki i Madarą? Tak wiele pytań jednak żadnej
odpowiedzi… Zwykła nicość… Wszystko się wyjaśni z biegiem
czasu… Jego decyzje będą spontaniczne i niespodziewane.
Niewiadomo skąd jego ciało przeszły dziwne zimne dreszcze. Swój
zimny wzrok skierował ku dużym dwuskrzydłowym drzwiom, za którymi
trwała operacja różowowłosej jednak nic się nie stało…
ościeżnice nadal pozostawały zamknięte. Z tego
kilkunastominutowego zamyślenia w pustce swych myśli wyrwał go
głos blondyna.
-
Wiedziałeś? – spytał spokojnie, Uchiha podniósł ku niemu swój
chłodny wzrok, po czym z lekkim wahaniem pokręcił przecząco
głową. Odchylił się lekko do tyłu a jego kruczoczarna czupryna
stykała się z zimną ścianą, jaka znajdowała się tuż za nim. –
Czemu nie przyszedłeś od razu? Dlaczego babunia ma do ciebie takie
uprzedzenia? – kolejne pytania wydobyły się z jego krtani. Sasuke
wolałby, żeby w tej chwili jego przyjaciel milczał niż zadawał
błahe pytania, na które nie zna lub też nie chce udzielać
odpowiedzi. Stwierdził, że przemilczy to… wbił swe kare tęczówki
w szarawy sufit a jego twarz była jak kamień. Uzumaki stał tuż
obok niego i bacznie lustrował każdy jego najmniejszy ruch chcąc
spróbować, choć zrozumieć, o czym myśli w tej chwili. Swą prawą
stopą zaczął tupać o podłoże, jakie było wyłożone jasnymi
kafelkami w kwadratowe wzory. – Odpowiesz? – zaczął się coraz
bardziej niecierpliwić, zresztą wszystkim jest wiadome, że nie
jest osobą cierpliwą.
-
Nie ma takiej potrzebny. – burknął cicho nie zaszczycając go
nawet swym wzrokiem.
-
Wkurzasz mnie jeszcze bardziej niż wcześniej. – warknął do
niego – Mów póki jesteśmy sami! – podniósł nieco swój ton.
Miał dość tego, że dużo rzeczy zostało przed nim ukrytych.
Kruczowłosy kątem oka spojrzał ku niemu. Na jego twarzy było
widać niezadowolenie jak i frustrację spowodowaną brakiem
odpowiedzi ze strony spadkobiercy sharingan jak i jego
bezinteresowność w tej chwili. – Sakura jest w ciężkim stanie i
nie wiadomo, co z dzieckiem waszym dzieckiem a ty sobie tak spokojnie
tutaj siedzisz?! I nawet łaskawie nie raczysz odpowiedzieć na moje
pytania?! – nie wytrzymał, nerwy mu w tej chwili puściły. Nie
rozumiał jak on może być tak spokojny, jakby nic się nie działo
w tej chwili… - Czy ona dla ciebie nic nie znaczy?! W takim razie,
po co się z nią żeniłeś?! – nie panował już nad swoimi
emocjami, nie zważał na to, że są w szpitalu, w miejscu gdzie
powinni być cicho by chorzy mogli w spokoju odpoczywać. Kruczowłosy
podniósł się z krzesła, na jakim siedział i spojrzał groźnie w
stronę niebieskookiego.
-
Nie twój interes. – warknął srogo i oschle, po czym włożył
dłonie w kieszenie i zaczął kierować się w przeciwną stronę
niż wejście do sali operacyjnej. Uzumaki od razu zareagował. Nie
pozwoli mu odejść tak łatwo. Przyparł go do ściany swym ciałem,
przyciskając jego szyję swym przed ramieniem.
-
Przestaniesz traktować wszystkich jak śmieci?! Nie liczysz się
tylko ty!!! Choć raz pomyśl o innych!!! Pomyśl o swojej
rodzinie!!! No chyba, że jesteś skończonym idiotą i ONI się dla
ciebie nie liczą!!!! - nie podobała mu się postawa
przyjaciela. Nie myślał nad swymi słowami po prostu mówił, co mu
ślina na język przyniesie. Musiał mu, chociaż raz przemówić do
rozumu… Nie pozwoli mu po raz kolejny odejść zostawiając
wszystkich, którym jest bliski na pastwę losu.
-
To ja podejmę decyzję dotyczącą tego, co zrobię a nie ty! Więc
zamknij się już i przestań prawić mi kazania! – jemu również
nerwy zaczęły puszczać, nie wytrzymał… w jego karych tęczówkach
zalśnił Sharingan… Naruto jednak nie ustąpił. Jego wyraz twarzy
natomiast był bardzo poważny. Nie chciałby jego przyjaciółka
cierpiała przez niego… nie po raz kolejny… Niespodziewanie obaj
mężczyźni usłyszeli czyjeś kroki na korytarzu, mimowolnie oboje
spojrzeli w dane miejsce. Ujrzeli nie, kogo innego jak granatowowłosa
wraz z córeczką na rękach…
-Hinata!
Co Ci się stało?! – spytał przejęty widząc ranę na prawym
ramieniu żony. Od razu puścił Uchihę i podbiegł ku ukochanej.
-
Akatsuki są w wiosce… Zaatakowali nas jak szliśmy do wioski Neji
walczy właśnie z jednym z nich. – odpowiedziała obejmując
blondyneczkę. Uzumaki przygryzł mocno wargi… nie zostawi tak
tego… Pogłaskał córkę po jej małej czuprynie, po czym
pocałował ją w czółko. W tym samym czasie kruczowłosy wyminął
ich kierując się ku wyjściu. Naruto przeklął w myślach gdyż
nie chciał używać siarczystych słów przy swojej córce.
-
Zostańcie tutaj. Hinata przekaż Tsunade tą wiadomość jest na
sali operacyjnej. – powiedział poważnie. Białooka przytaknęła
lekko głową i gdy jej mąż postanowił już się oddalić złapała
go za rękę…
-
Naruto… uważaj na siebie. – szepnęła cicho z pewną obawą w
swym głosie. Ten doskonale wyczuł, co w tej chwili ona odczuwa.
Przybliżył je lekko do siebie, po czym obie mocno przytulił.
-
Wszystko będzie dobrze… zobaczysz... nic mi się nie stanie. –
szepnął na otuchę do jej ucha - Sakura jest w ciężkim stanie i
również spodziewa się dziecka. – dodał, zresztą i tak by się
dowiedziała. Granatowowłosa lekko rozszerzyła swe oczy słysząc
fragment dotyczący przyjaciółki. Na pożegnanie pocałował ją
namiętnie w usta i zaczął się oddalać… Sasuke widział całe
to zajście z niedalekiej odległości… Czy
tak wygląda prawdziwe małżeństwo… i miłość? Nie
wiedział skąd takie pytanie pojawiło się w jego głowie… Nie
chcąc by Uzumaki dostrzegł go jeszcze w tym miejscu wyszedł ze
szpitalnego budynku w poszukiwaniu najstarszego członka swego klanu…
Jak i starszyzny by móc dokonać wreszcie swej zemsty…
Tuż
za zamkniętymi drzwiami trwała skomplikowana operacja, która miała
na celu zlikwidowanie zagrożenia życia różowowłosej jak i jej
nienarodzonego dziecka. Kobieta o dość dużym biustem nadzorowała
całą operację. Jak na razie wszystko szło dobrze jednak płód
był nieco naruszony i trzeba było bardzo uważać by nie pogorszyć
tego stanu. Każdy ich ruch był dziesięć razy wcześniej
przemyślany i zaplanowany. Nie mogli pozwolić i również nie
chcieliby coś się stało uczennicy Hokage. Uchiha straciła bardzo
duże swej krwi. Na niektórych ranach zrobiły się paskudne
zakrzepy. Jakby tego było mało w jelicie utworzył się krwotok,
który niedługo mógłby zagrażać również życiu dziecka. Na
specjalnych pułkach niedaleko stoły operacyjnym, na którym leżało
bezwładne ciało kunoichi znajdowały się przeróżne urządzenia,
jakie były w tej chwili potrzebne. Szerokie i głębokie rany, jakie
były na jej plecach zostały zaszyte…, lecz prawdopodobnie blizny
pozostaną po tych największych. Po dwóch godzinach jej poziom krwi
w ciele został ustabilizowany, co nie było wcale takim łatwym
zadaniem. Teraz pozostało uporać się z innymi obrażeniami. Po
kolejnych kilkunastu minutach jeden z pielęgniarzy pojawił się
tuż, przy bursztynowookiej.
-
Tsunade-sama, Uzumaki-sama mówi, że pilnie musi z panią
porozmawiać. – oznajmił. Piąta skinęła głową.
-
Kończcie pomału. Jej stan powinien być już stabilny… Miejcie na
obserwacji cały czas stan dziecka. - powiedziała w stronę medyków
i spojrzała jeszcze raz ku nieprzytomnej kunoichi, po czym opuściła
salę operacyjną by móc dowiedzieć się, o czym takim Hinata chce
z nią porozmawiać. Gdy znalazła się już na korytarzu
granatowowłosa cierpliwie czekała na nią wraz z córką. Kunoichi
usłyszawszy jak dwuskrzydłowe drzwi się otwierają od razu wstała
z krzesła.
-
Tsunade-sama! Akatsuki są w wiosce! – powiedziała szybko zanim ta
zdążyła cokolwiek powiedzieć. Na twarzy wielmożnej pojawiło się
zniesmaczenie…, Czemu
akurat teraz? Warknęła
wściekle w myślach.
-
Hinata zostań tu z Sui niech jakaś pielęgniarka obejrzy tą ranę
na ramieniu! Jeśli czujesz, że Ci słabo również niech Cię
przebadają! A ja idę rozprawić się z najeźdźcami! –
powiedziała oddalając się w kierunku wyjścia ze szpitala
-
Co z Sakurą i dzieckiem? – usłyszała, gdy miała już skręcić
w inny korytarz. Swoimi orzechowymi oczami spojrzała przez ramię ku
spadkobierczyni Byakugan.
-
Sakurze nie grozi jak na razie żadne niebezpieczeństwo a co do
dziecka… jeszcze nie wiadomo czy przeżyje… - odpowiedziała i
nie chcąc dalej drążyć tego tematu znikła w kłębie dymu…
Znajdował
się w miejscu, do którego tak dążył… Był w siedzibie
starszyzny wioski ukrytej w liściach. Przed nim na podłodze
klęczała dwójka zdrajców wioski… Dla nich nie liczyło się
dobro wioski jak i mieszkańców tylko ich dobro… ich sytuacja
majątkowa i dogodne miejsce tuż przy Hokage. Tak długo na to
czekał… Jeszcze chwila a te dwie nędzne kreatury pożegnają się
ze swym życiem… Zbyt wiele osób przez nich cierpiało. To oni
wydali rozkaz wybicia całego klanu Uchiha, jego klanu… Przez nich
znienawidził brata a następnie go zabił sądząc, że to on z
własnej nieprzymuszonej woli wybił niemalże wszystkich
spadkobierców Sharingan.
-
Jakieś ostatnie życzenie? – zadrwił kruczowłosy
-
Zamiast pilnować żony uganiasz się za zemstą czy to rozsądne? –
zakpił Homura
-
Sami zawarliście umowę z Madarą, czego warunkiem był ożenek z
Haruną, więc, po co to jeszcze komentować? – spytał retorycznie
i sucho a jego katana znalazła się tuż przy szyi starszego
mężczyzny.
-
Marionetka, która i tak pożegna się ze swym życiem. Zresztą on
się już nią zajął. – dodała Utatane
-
Milcz! I tak nie uratujecie swego żywota… Trzeba było myśleć o
tym kilkanaście lat wcześniej niż teraz… To już wasz koniec…
- powiedział a jego katana bez żadnego ostrzeżenia pozbawiła
Homury głowy. Krew trysła na wszystkie strony plamiąc tym samym
białą koszulę jak i twarz kobiety. Jego ciało upadło jak kłoda
na marmurową posadzkę. Utatane spojrzała z przerażeniem w stronę
nieżyjącego już towarzysza. Po chwili i jej głowa została
pozbawiona reszty ciała. Podzieliła jego los… Na twarzy
kruczowłosego pojawił się uśmiech tryumfu… Pozbawił życia już
dwójki, która przyczyniła się do owej tragedii klanu Uchiha…
pozostał jeszcze jeden… Splamiony krwią Konohaniów opuścił ich
gabinet w poszukiwaniu przywódcy Korzeni…
No comments:
Post a Comment