Powoli
i niemrawo zaczynała podnosić swe powieki. Promienie słoneczne,
które świeciły na zewnątrz nie raziły jej, nie widziała ich…
Jedyne, co dostrzegały jej szmaragdowe tęczówki było ciemne
pomieszczenie, gdzie nie było żadnego światła. Wyglądało to
jakby jakaś jaskinia, gdyż ściany były istną kutą skałą z tym
wyjątkiem, że w jednej z nich znajdowały się drzwi, które
wyglądały na dość solidne. Nie pamiętała gdzie jest, nie
poznawała tego miejsca. Wiedziała, że jeszcze nigdy wcześniej
tutaj nie była. Poczuła przenikliwy ból w obu nadgarstkach, swoje
oczy skierowała ku jednemu z nich, jej źrenice gwałtownie się
rozszerzyły, gdy ujrzała, że owy ból jest spowodowany przez
kajdany, które skrupulatnie były zakleszczone na jej szczupłych
dłoniach. Na dodatek również blokowały przepływ chakry w jej
ciele jednakże, aby to uczynić wcześniej jej napastnik musiał
wstrzyknąć jej pewną substancję prosto pod kręgosłup. W myślach
wracała do wydarzeń sprzed kilku godzin chcąc sobie cokolwiek
przypomnieć. Nie pamiętała, aby toczyła z kimś walkę lub by
ktoś ją zaatakował. Jedyne, co pamiętała to, sharingan lecz z
tego, co było jej wiadome to Sasuke był ostatnim członkiem swego
klanu. Nagle przypomniała sobie coś. Jej zielone tęczówki jak
oszalałe krążyły po pomieszczeniu w poszukiwaniu teczki
Itachi’ego. Nigdzie nie mogła jej znaleźć. Ten ktoś, który ją
tu sprowadzić i przykuł musiał zabrać teczkę. Nie wiedziała
tylko czy znajduje się tu z powodu owego przedmiotu czy może czegoś
innego. Gardło jej pomału zasychało z braku jakiekolwiek płynu a
jej żołądek także nie dawał o sobie zapomnieć gdyż zanim
odkryła intrygę męża zdołała zjeść jedno małe jabłko. Mimo
szarpania się z kajdanami i próbowania wydobyć chodź odrobinkę
swej chakry nic nie pomagało a wręcz odwrotnie. W miejscu gdzie
metalowe obręcze stykały się z jej dłońmi powstały bolesne
obtarcia, które po nie długiej chwili zaczęły także krwawić.
Nie wiedziała ile czasu tu jest, jak długo przebywa poza Konohą
nawet nie zastanawiała się nad tym. Chciała się stąd wydostać i
znaleźć męża tylko po to, aby rozpocząć kolejną awanturę,
która tym razem na pewno źle się skończy. Nie oczekiwanie po
pewnym czasie usłyszała głuche kroki po drugiej stronie drzwi.
Wiedziała, że zaraz spotka się oko w oko ze swym oprawcą i nie
myliła się. Solidne drzwi po kilkunastu sekundach pomału się
otworzyły wydając przy tym nieprzyjemne dźwięki dla membran.
Ujrzała wysokiego mężczyznę o kruczoczarnych włosach, jego twarz
natomiast była przykrytą pod pomarańczową maską. Na jego barkach
był zarzucony czarny płaszcz w czerwone chmurki należący do
Akatsuki. Nie miała żadnych wątpliwości, że spotkała go kiedyś.
Wtedy, gdy szukali Sasuke, który toczył walkę na śmierć i życie
ze swym bratem. To wtedy Naruto nazwał Zetsu Aloe Verą. Nawet,
Shino ze swoimi insektami miał małe problemy z pokonaniem go. Ten
człowiek był wtedy zagadką i jest nadal. Tylko, czego on chce od
niej teraz? Dlaczego znowu organizacja brzasku ją porwała?
-
Ty… - wysyczała przez zaciśnięte zęby, szarpiąc za łańcuchy
– Czego chcesz? – warknęła wściekle, nie mogąc powstrzymać
negatywnych emocji
-
Bez nerwów, nie ładnie traktować tak członka własnej rodziny. –
zakpił zamykając za sobą drzwi. Zmarszczyła niebezpiecznie brwi
nie rozumiejąc znaczenia jego słów.
-
Nie kpij ze mnie i wypuść mnie!! – miała dość jego osoby już
po minucie rozmowy z nim. Coś go w niej odrzucało, miała bardzo
złe przeczucia, co do niego.
-
Nie gorączkuj się tak. Powiedz mi moja droga skąd to? – spytał
wyciągając zza pazuchy teczkę, którą niedawno znalazła w pokoju
seledynowowłosego. Jednak jego słowa podniosły jej temperaturę
automatycznie, jak on śmie mówić do niej tak spokojnym tonem,
jakby odbywali przyjacielską rozmowę przy herbatce z ciastkami.
-
Wal się! Nie twój interes!! – nie zamierzała zmieniać swojego
tonu głosu, nie w tej chwili – Puść mnie!!! – dodała
-
Opanuj swój temperament. – skarcił ją – Odbędziemy taką
rodzinną pogawędkę. – powiedział przysiadając na krześle,
które stało niedaleko
-
Jeszcze raz powiesz coś o rodzinie to przysięgam nie ręczę za
siebie!!! Nawet nie jesteśmy spokrewnieni, więc łaskawie
zaprzestań używania tego słowa w mojej obecności!!!
-
Z jednej strony zgadzam się z tobą gdyż żadne więzy krwi nas ze
sobą nie łączą jednak odkąd ożeniłaś się z Sasuke nosisz
nazwisko mego klanu, więc mam prawo, aby tak Cię nazywać. –
odpowiedział na jej słowa. Kunoichi skamieniała usłyszawszy jego
słowa. Itachi? Nie przecież to nie możliwe… Nie logiczne nawet,
więc kto?
-
Kim ty do cholery jasnej jesteś?!?!?! – wydarła się, chcąc
poznać prawdę na temat jego osoby. Z tego wszystkiego coraz mniej
rozumiała. Jej szmaragdowy wzrok nie wyrażał nic innego poza
wściekłością.
-
Widzę, że nie zamierzasz zmienić swego tonu a szkoda… Myślałem,
że jesteś bardziej rozsądna. – westchnął, po czym wstał z
krzesła i zaczął podchodzić w jej stronę. Uklęknął obok niej
a jego dłoń skierowała się w stronę jej jedwabnych różowych
włosów. Złapał je mocno i lekko podciągnął do góry tak by
patrzyła prosto na niego i nie wierciła się już tak jak przed
chwilą. Kunoichi jednak nie przejęła się zaistniałą sytuacją
to nie pierwszy raz, gdy to się tak potoczyło, jednak wtedy mogła
się uwolnić obcinając sobie je a niestety w tej chwili to nie było
możliwe. – Uchiha Madara. – powiedział. Znała to imię…
Tsunade kiedyś opowiadała jej o założeniu wioski przez jej
dziadka także o tym, że odbył walkę z jednym członkiem klanu
Uchiha w Dolinie Końca, to właśnie z nim walczył…, Ale… ale…
czy on nie powinien być już starcem, który ledwo, co trzyma się
na nogach? To o nim również były wzmianki w aktach Itachi’ego
dotyczących tej feralnej nocy. Za dużo pytań… za mało
odpowiedzi. – Niech Cię nie zmyli mój wygląd. A teraz gadaj skąd
masz tą teczkę. – ponaglał ją
-
Z wioski! Nie twoje to nie ruszaj! – krzyknęła mu prosto w twarz
-
Twoje także nie. – odparł lakonicznie - W zamian za informacje z
twojej strony oszczędzę twych przyjaciół nie spotka ich ten sam
los, co do twych rodziców. – jej źrenice gwałtownie się
rozszerzyły. A więc to on pozbawił życia jej pierworodnych. Tych,
którzy tchnęli w nią życie a później wychowali.
-
Zabiję Cię!!! – krzyknęła próbując się wyrwać nie zwracała
nawet uwagi na ból spowodowany tym, że mężczyzna mocniej szarpie
za jej włosy. W tej chwili chciała wyrwać ze ściany
pięćdziesięcio centymetrowe łańcuchy i udusić go nimi za to, co
zrobił jej rodzicom.
-
Uspokój się!! – tym razem to i jemu zaczęły nerwy puszczać,
lecz widząc jej furie zacisnął lewą dłoń mocno w pięść i
uderzył prosto w jej brzuch. Dziewczyna automatycznie wypluła na
ziemię dużą ilość szkarłatnej cieczy. Zabolało… - Nikt nie
wie, że tu jesteś, nikt nie będzie Cię szukał… Nawet swego
męża nic nie obchodzisz. W tej chwili pewnie dokładnie analizuje
plan ataku na Konohę nie zważając na to, co się z tobą stanie.
Jedyną twoją rolą w tym wszystkim było urodzenie nowego silnego
potomka jednak zawiodłaś, ale w końcu nie ty pierwsza. – gdyby
nie ta pokręcona maska ujrzała by szyderczy uśmiech na jego
twarzy.
-
Nic nie wiesz o moim małżeństwie, więc stul dziób!! – starała
się jakoś zachować racjonalne myślenie jednak słabo jej to
wychodziło. Sądziła, że doszła do jakiegoś porozumienia z
Sasuke… że coś zaczyna grać… że mimo wszystkiego on nie
pozwoli aby coś jej się stało… Oj jak bardzo się myliła…
Czyż miłość nie jest ślepa?
-
Wiem więcej niż Ci się wydaje. – oparł a ona spojrzała na
niego pytająco, zaśmiał się cicho pod nosem a następnie puścił
jej włosy i spoglądał na nią z góry – Obserwowałem was od
samego początku… Każdą sekundę, minutę, godzinę… Widziałem
każdą waszą czułą scenkę, najmniejszy pocałunek jak i
nieustanne kłótnie, które toczyliście między sobie. I to nie
wszystko… widziałem również to jak Cię pieprzył nie jednej
nocy. Przyznam nawet, że całkiem niezły widok miałem. A właśnie…
miałem się spytać czy wygodnie Ci było wtedy w Tanzaku w łazience
na tej szafce? – zadrwił, emocje wzięły nad nią górę. W tej
chwili czuła się jak zwykła dziwka, która daje się cały czas
wykorzystywać i to nie tylko fizycznie. Miała ochotę zabić go na
miejscu, po czym rozpłakać się jak małe dziecko za własną
głupotę. Jednak w tej chwili nie da mu tej satysfakcji… Nie
pozwoli żeby przez niego i jego słowa jej psychika runęła w
gruzach o nie… Jeszcze przyjdzie na to czas a tymczasem niech gra
jak aktorka w teatrze. Spojrzała na niego przenikliwym wzrok a prawy
kącik swych ust podniosła lekko ku górze.
-
Oto zapytaj się jego. – odpowiedziała jakby to nie było nic
ważnego jednak w środku chciała wrzeszczeć i bóg wie, co
jeszcze.
-
Mimo wszystko muszę przyznać, że jesteś silna, ale w końcu
wiedziałem, kogo wybieram na panią Uchihę. – a więc to on
wybrał ją na żonę dla Sasuke… nie on sam… Teraz wreszcie
wszystko do niej dotarło. Znała powód, dlaczego wrócił do wioski
i ożenił się z nią na dodatek jeszcze atak, o którym wspomniał
niedawno Madara. Wszystko idealnie pasowało do jej wcześniejszych
przypuszczeń, które niestety nie były wtedy jeszcze poparte
żadnymi dowodami. – Jednak zobaczymy na jak długo… - dodał, po
czym zaczął ściągać swój płaszcz. Nie podobało jej się to.
Czyżby zamierzał się do niej dobrać? Uchiha spojrzał na nią
mimowolnie, dostrzegł małą obawę. – Spokojnie nie mam zamiaru
Cię zgwałcić ani nic podobnego, zresztą, po co się pchać tam
gdzie już jeden Uchiha był? – zapytał retorycznie – To będzie
coś dużo gorszego… - dodał. Ku jej zdziwieniu nad miejscem gdzie
były przykute kajdany znajdowało się jeszcze kilka innych
uchwytów, do których mogłaby zostać przykuta. I to właśnie
zamierzał uczynić Madary. Uważając na to, aby mu nie uciekła
przykuł ją do innych metalowych uchwytów, tym razem już nie
siedziała na zimnej posadzce tylko stała a jej twarzy była
skierowała ku ścianie tak, że nie mogła się nawet odwrócić by
dowiedzieć się, co takiego kruczowłosy kombinuje. Po chwili jednak
niecierpliwości coś ostrego przecięło jej skórę na plecach a
krew trysnęła z otwartej rany niczym wodospad. Z jej krtani wydobył
się przeraźliwy krzyk bólu. – Teraz łaskawie powiedz skąd masz
tą teczkę i czy ktoś prócz tobą ją kiedykolwiek widział? A
także wszystko, co wiesz? – spytał. Wiedziała, że coś nie gra,
nie pytałby się oto gdyby sam rozkazał Sasuke ją zdobyć, ale co
jeśli tak nie było? Czyżby jej mąż zaczął działać na własną
rękę? Tego nie była pewna gdyż nic jej nie mówił a raczej nie
chciał powiedzieć. Zresztą ona zrobiłaby wszystko by nie dopuścić
do tego by jego plany się zrealizowały sama mu to powiedziała.
Kolejne uderzenie, kolejny przeraźliwy krzyk… Na ziemi znajdowało
się pełno szkarłatnej cieczy należącej właśnie do niej. Po
dziesiątym uderzeniu przestała liczyć… Za każdym razem
zaciskała mocno powieki a paznokcie wbijała mocno w środek dłoni
doprowadzając tym samym do kolejnego krwawienia. Nie miała siły
już stać, nogi uginały jej się pod własnym ciężarem. Jedyne,
co utrzymywało ją w pozycji stojącej były dłonie przykute do
ściany, ale i one długo już nie wytrzymają były całe siny a na
około miejsca gdzie kajdany stykały się z nadgarstkami nie było
widać już skóry… Nie czuła już przeszywającego bólu, jedynie
lekkie ukłucia. Powieki same jej się już zamykały jednak po
chwili poczuła mdłości nie mogąc się powstrzymać zwymiotowała
na ścianę a wymiociny spływały po niej powoli by po chwili mogły
się zmieszać z krwią kunoichi. To był kres jej wytrzymałości…
zemdlała jednak wcześniej jej usta wypowiedziały jedno jedyne
słowo a raczej imię… Sasuke… Czy to było wołanie na pomoc?
Czy może odpowiedź na pytanie Madary, na które tak bardzo chciał
poznać odpowiedź? Nawet ona tego nie wiedziała… po prostu takich
odruch…
Tymczasem
w Konoha cała Taka była zdenerwowana jak jeszcze nigdy. Nie
wiedzieli, co mają robić, nie było ich przywódcy wraz z nim i nie
mieli pojęcia, co zrobiła różowowłosa z tym fantem. Jeśli
poszła do Tsunade będą mieli kłopoty powinni jak najszybciej
uciekać jednak, co jeśli tego nie zrobiła? Karin używając swych
zdolności próbowała sprawdzić jej położenie, lecz nie mogła
jej znaleźć na terenie wioski. Nigdzie… Jakby się rozpłynęła…
-
Nie ma jej w wiosce. – powiedziała po chwili – Co jeśli
wyruszyła za Sasuke? – spytała
-
Jest taka możliwość i chyba wtedy nie powinniśmy się przejmować
gdyż on powinien dać sobie radę jakoś z nią. – odpowiedział
Juugo, na którego o dziwo ta sytuacja też niepokoiła
-
Co jeśli chce zrobić coś innego? Widziała zawartość teczki w to
nie wątpię. Musimy dowiedzieć się gdzie ona jest i to jak
najszybciej. – powiedział seledynowłosy po dłuższej ciszy
-
A niby jak geniuszu planujesz to zrobić? Przecież w razie gdyby
dotarła do Sasuke to my byśmy byli mu tu potrzebni na miejscu, więc
opuszczenie wioski odpada już na pierwszym miejscu. – mimo jej
wstrętnego charakteru panowie musieli przyznać jej rację i to nie
małą. Cała trójka ponownie się zamyśliła chcąc wymyśleć
jakieś racjonalne wyjście z tej sprawy. Po kilkunastu minutach w
głowie Suigetsu pojawił się pewien plan. Wstał z zajmowanego
przez siebie krzesła i ruszył ku wyjściu z kuchni.
-
A ty gdzie? – spytała z sarkazmem czerwonowłosa
-
Mam plan zaraz wrócę. – odparł jej mimochodem i opuścił
posiadłość Uchiha kierując się w dobrze znanym kierunku.
Wiedział, że będzie musiał się nieźle namęczyć, aby ONA się
zgodziła na jego propozycję, ale innego wyjścia nie widział a już
dawno słyszał o jej zdolnościach. Jego tempo, jakim kroczył było
dość szybkie zresztą nie miał czasu na powolne przechadzki, gdy
ich plan a raczej Sasuke może w niedługim czasie legnąć w
gruzach. Po pięciu minutach dostrzegł budynek, ku któremu kroczył.
Gdy znalazł się tuż przy mahoniowych drzwiach nie zwlekając ani
chwili dłużej zapukał w nie. Nie musiał czekać długo na to by
mu ktoś otworzył, gdy już po chwili w drzwiach stał o dziwo
kruczowłosy mężczyzna z nic nieznaczącym spojrzeniem.
-
Jest Ino? – spytał najmilej jak tylko potrafił, ale tak samo jak
Sasuke nie cierpiał Sai’a. I jak na jego zawołanie tuż obok
shinobi pojawiła się postać niebieskookiej blondynki. Gdy ujrzała,
kim jest gość westchnęła ciężko. - Musimy porozmawiać to
pilne. – powiedział szybko wyprzedzając tym samym jej pytanie.
Kunoichi zmarszczyła niepewnie brwi gdzie ten jego luzacki ton
głosu? Nie była za bardzo przekonana, co do tej rozmowy jednak
widząc jego spojrzenie pokiwała niepewni głową, po czym wpuściła
go do środka. – Tylko chciałbym porozmawiać z tobą na
osobności. – dodał widząc, że Sai zamierza im towarzyszyć a
doskonale pamiętał słowa szefa dotyczące właśnie tego shinobi i
nie zamierzał ryzykować.
-
W takim razie pójdę już. – odparł członek Korzenia, po czym
pożegnał się z blondynką i opuścił jej dom.
-
A więc… o czym chciałeś porozmawiać? – spytała zasiadając
na kanapie bacznie lustrując swymi tęczówkami członka Taki.
No comments:
Post a Comment