Delikatny
wiatr, wlasnie się zruszyl, odświeżając tym samym duszna
atmosfere wioski, która panowala tutaj od kilku dni. Slonce wlasnie
po malu zachodzilo za dluga horyzontalna linia, która nie była zbyt
widoczna pomiedzy budynkami Konohy. Pomaranczowe promienie
opromienialy wlasnie waskie uliczki, a wraz z nimi osoby które nia
kroczyly. Srodkiem szla rozowo wlosa kunoichi, jej rece były ze soba
zlaczone pod biustem, a wzrok wbity w ziemie… Nie patrzyla czy za
chwile na kogos wpadnie, czy nie, w tej chwili jej to w ogole nie
obchodzilo, miala wieksze problemy, niż przypadkowe wpadniecie na
kogos… Do domu szla okrezna droga, która zajmowala jej dwa razy
wiecej czasu, niż sciezka, która zazwyczaj wracala usmiechnieta.
Lecz tego dnia na jej twarzy nie było widac ani troche uśmiechu,
wrecz przeciwnie… był smutek, a oczy miala lekko podczerwione.
Wybrala dluzsza droge tylko po to, aby przemyśleć sobie raz jeszcze
to co usłyszała od starszyzny, a także po to aby pomyśleć nad
tym co powie swojemu narzeczonemu, który czeka na nia w jej domu.
Wolnym krokiem przechodzila wlasnie obok jeziora, przystanęła przy
nim chwile i wpatrywala się w niezmacona tafle jeziora i na
słoneczne refleksy zachodzącego slonca, które się odbijaly w
wodzie. Mimo ze widok był przepiekny, jej w tej chwili nie
zachwycal… No ale coz począć gdy musi rozstac się ze swoim
narzeczonym na zawsze, ze względu na to ze ONI zaaranżowali jej
małżeństwo z kims innym… z kims kogo nie zna, a pozna dopiero
przed oltarzem w kaplicy Shinto, za dwa tygodnie. Miala zle
przeczucie co do tego slubu, ale kto by nie miał, jeśli mialby
wychodzic za osobe, która jest zdolna do zniszczenia calej wioski. A
na to nie mogla pozwolic, ze względu na to ze kocha Konohe, calym
swoim sercem, pomimo ze nie ze wszystkimi ma dobre stosunki.
Westchnela cicho i opuściła rece, a po chwili ponownie skierowala
się w strone swojego domu. Już miala wszystko poukładane co do
rozmowy z Sai’em, chociaz domyślała się ze to nie będzie zbyt
pomysla rozmowa. Tym razem już nigdzie się nie zatrzymywala, szla
prosto do malego białego domu, gdzie zauważyła palace się
swiatla. Widzac ze zbliza się do ow budynku na chwile zwolnila
kroku, chcąc odwlec ta chwile, lecz wiedziała ze ten moment musi
nadejść, a zwlekac nie należy, dla tego tez podeszla do jasno
brazowych drzwi i drzaca dlonia zlapala za klamke, naciskając na nia
pomalu. Po niecałych trzydziestu sekundach, znajdowala się już w
skromnym przedpokoju. Po calym domu roznosil się przyjemny zapach
jakies pysznej potrawy. W tej samej chwili gdy zachwycala się
zapachem do pomieszczenia wszedł kruczo wlosy z uśmiechem na
twarzy, który oznaczal ze cieszy się z powrotu przyszłej zony.
-
No nareszcie, myślałem ze zaginęłaś w drodze powrotnej do domu.
– powiedział i dopiero teraz spojrzał w jej oczy, z których
zniknęła radosc, a zagościł smutek – Sakura, kochanie, co się
stalo? – spytal podchodząc do niej, ta się cofnęła pol kroku do
tylu…
-
Musi powaznie porozmawiac. – odpowiedziala z nie za bardzo
pozytywnym wyrazem twarzy
-
Dobrze, ale o co chodzi? – spytal, był lekko zszokowany jej tonem,
jakim odpowiedziala. Nigdy nie słyszał aby mówiła tak oschle…
bez uczuciowo… Haruno nie chciala już odwlekac, nie obchodzilo jej
nawet to ze rozmawiaja w przed pokoju, chciala mieć to już za soba
-
O nas… - odpowiedziala, po czym wziela gleboki wdech i dodala -
…przykro mi Sai, lecz nie mogę za ciebie wyjsc. – te slowa były
jak slowa kata dla konającego, kruczo wlosy poczul nie mile uklucie
w swoim sercu…
-
Co? Sakura o czym ty mowisz? – spytal lekko zdezorientowany,
gleboko modlil się aby tylko się przesłyszał, lub aby to był
zwykly sen…
-
Nasz slub zostaje odwolany, a teraz najlepiej by było jakbys
spakowal swoje rzeczy i się wyprowadzil… od razu. –
odpowiedziala, a oczy jej się zaszklily.
-
To jakis zart? Powiedz ze zartujesz! – mowil głośniej
-
Gomenasai Sai, jednak ja wcale nie zartuje. A teraz proszę cie zrob
to o co cie prosilam i się wyprowadz. – z jej soczystych zielonych
oczu, zaczely spływać male lzy, które pomalu toczyly się po jej
bladych policzkach, a nastepnie roztrzaskując się na drewnianej
podłodze…
-
Ale dlaczego?! – spytal podnosząc ton, był zdezorientowany, nie
wiedzial co pchnęło rozowo wlosa do tej jakze drastycznej decyzji…
w koncu kazde rozstania, na zawsze sa trudne… Ona nie chciala
klamac, jednak nie wiedziała jak zareaguje na wiadomość…
-
Bo… zostalam powierzona innemu, aby uchronic Konohe, przed
całkowitym zniszczeniem. Wychodze za niego za dwa tygodnie…
wyprzedzając twoje kolejne pytania, nie mialam innego wyjscia i tak
to będzie w ten sam dzien, co my mielismy się pobrac. – jego dlon
na te slowa zacisnęła się, po czym uderzyl nia w sciane obok,
zostawiając wgniecenie po sobie…
-
Co Hokage sobie wyobraza?!?! Rujnuje tylko nam zycie!!!!!!!!
-
Tsunade-sama nie miala z tym nic wspolnego, wrecz przeciwnie ponoc
nie chciala abym się godzila. – odparla prawie ze szeptem
-
Sakura, pakuj się!!!! Uciekniemy stad!!! I będzie zyc z daleko od
Konohy i Kraju Ognia!!!!! – krzyczał, lapiaac ja mocno za
nadgarstek i szarpiac w swoja strone, jednak ona się wyrwala
-
NIE!!!!!! – wrzasnęła – Nie chce aby cos się stalo wiosce w
której sie wychowalam! Nie chce mieć wszystkich na sumieniu! Wole
już zyc z jakis bez mozgowym palantem, niż widziec jak inni
cierpia, przeze mnie!!! Nie pozwole na to!!! – krzyczala, a po jej
policzkach spływały gorzkie lzy, jednak nie były to lzy z powodu
rozlaki z nim, bo w koncu nic do niego nie czula, lecz były to lzy z
powodu jego cierpienia, wiedziała ze on teraz cierpi i to bardzo –
Blagam cie zabierz swoje rzeczy i wyprowadz się!!! – krzyczala
nadal, wymachując przy tym jeszcze rekami – Zrob to i nie
pogarszaj jeszcze bardziej sprawy!!!!!! – krzyczala, a krystaliczne
lzy, spływały potokiem po jej polikach, chciał jej dotkac, jednak
ona robila za każdym razem, dwa kroki do tylu, a na twarzy miala
wymalowany smutek i wewnętrzne cierpienie. - BLAGAM
CIE!!!!!!!! – krzyknęła i odwróciła twarz w druga strony, nie
mogla teraz patrzec w jego oczy, o nie… to by było już za duzo,
usłyszała ze Sai wchodzi po schodach na pierwsze pietro… poszedł
się pakowac… bezradnie sciagla swoje buty i skierowala się w
strone salonu, gdzie usiadla na kanapie, w skulonej pozycji, a twarz
oparla o kolana, nie chciala już go widziec czy rozmawiac, bo
zdawala sobie sprawe z tego ze wlasnie wyrzadzila mu okropna krzywde…
Po dziesiu minut, do jej uszy poszlo skrzypienie ze schodow…
schodzil na dol… Mijal wlasnie salon, spojrzał smutnym wzorkiem, w
którym także kryly się wyzuty do niej, za decyzje jaka podjęła…
Po czym rzucil podniesionym glosem…
-
Zabije tego który zrujnowal nam zycie! – i wyszedl, zostawiając
ja sama. Lecz jej samotność nie trwala dlugo, jakies trzy minuty
pozniej, ktos wszedł bez pukania do jej domu, była to Hokage, a na
jej twarzy nie było wymalowanego spokoju, tylko wściekłość,
która az z niej kipiała…
-
Sakura! Dlaczego się zgodziłaś?! – spytala podniesionym glosem,
wchodząc do pomieszczenia gdzie na sofie siedziała skulona zielono
oka. Ona jednak nic nie odpowiedziala, myślała nad tym jak teraz
będzie wyglądać jej zycie, a dokładniej mówiąc, zycie które
rozpocznie się za dwa tygodnie, szczerze mówiąc, to nawet nie
zauważyła ze ktos jest poza nia w domu… była zdekoncentrowana –
Sakura… - usłyszała, jakby przez gruba sciane, w tej samej chwili
podniosla glowe i zaplakanymi oczami spojrzala na blad wlosa kobiete…
-
Tsunade-sama… - powiedziala
-
Dlaczego im uleglas? Nie sadzisz ze mogliśmy uniknąć tego! –
dodala widzac ze rozowo wlosa, już kontaktuje…
-
Uklad był prosty, zycie najlepszej kunoichi i medic-ninja, w zamian
za zycie mieszkańców Konohy… Nie chciałam aby przeze mnie oni
cierpieli, nie chciałam patrzyc jak gina… Dlatego się zgodzilam,
ale przeciez nie chciałaś abym wychodzila za Sai’a, wiec teraz
gdy za niego nie wyjde, powinnas być zadowolona.
-
Nie chciałam, abys poślubiała kogos bez miłości? A tego slubu
jestem bardziej przeciwna, niż tego z Sai’em. Nawet nie wiadomo za
kogo wychodzisz! Sakura czemu wpierw nie porozmawiałaś ze mna!?
Wtedy mogłybyśmy cos wspolnie wymyslec, ratując twoja przyszłość!
– mówiła podniesionym glosem
-
Jednak teraz wycofac się już nie mogę, decyzja zapadla… Czas
przygotowac kimono weselne, bo za dwa tygodnie wychodze za maz za
jakies palanta, którego nawet nie znam… - mówiła zniżając z
każdym slowem ton swojego glosu
-
Wiem. – dodala rownie cicho wielmozna i usiadla kolo niej na
kanapie. Rozowo wlosa nie wytrzymala, wtulila się w ramie swojej
nauczycielki i zaczęla plakac… wyplakywala swoje wszystkie smutki
i obawy…
~~**~~
W
tym samym czasie, niedaleko zewnętrznej czesci bramy wiodącej do
wioski ukrytej w lisciach, piatka wędrowców przystanęła. Slonce
zaszlo już całkowicie, w okolu była zwykla monotonna szarość,
która ich okalala. Piec postaci w czarnych plaszczach i z kapturami
zaciągniętymi na glowy, staly przy jednym z drzew i rozmawialy…
-
Tu się rozdzielamy. – powiedział jeden z nich nie odsłaniając
swojej twarzy – Wiecie co robic… Będę czekal na co tygodniowe
sprawozdania, aby je moc przekazac dalej. Tymczasem w wiosce już was
oczekuja, wiec nie ma na co wzlekac, idzcie. - dodal, na co trojka z
nich poruszyla się z zamiarem ruszenia w dalsza droge do Konohy,
lecz jeden z nich nadal stal…
-
Czekajcie! – rzucil suchym tonem w ich strone – Kim ona jest? –
spytal mężczyzny, który przed chwila mowil.
-
Sakura Haruno... – odpowiedział bez wahania. Zerkajac tym samym na
towarzysza, aby moc dojrzec jego reakcje. Jednak z pod kaptura, dalo
się tylko widziec chytry uśmiech, i czarne jak noc oczy, które
wpierw były nieco zdziwione, lecz po chwili wróciły do swojej
normalnej obojętności…
No comments:
Post a Comment