Gabinet
Hokage… Kruczo wlosy mezczyzna wlasnie wszedł doow pomieszczenia,
gdzie pierwszymi slowami jakie usłyszał było ze jego jedynysyn,
którego w ogole nie znam, zostal porwany, przez przebiegłego i
okrutnego człowieka.Chciał od razu rzucic się w pościg za nim,
lecz wiedział ze Piata moglawiedziec cos wiecej na ten temat.
-
Masz wiecej informacji?! – spytal podniesionym glosem,
zaciskającswoje dlonie w piesci
-
Tak, przebywaja jeszcze w wiosce, Naruto ruszyl wposcig za nim, bo
również maja Hinate! Wiec nie ma czasu do stracenia! Ruszyliw stone
siedziby Korze… - urwala, bo zdala sobie sprawe ze Uchiha nie
przebywa jużw jej gabinecie, wyruszyl na poszukiwanie syna…
~~**~~
Tymczasem
poza Konoha… Kunoichi skakala po drzewach, w
kierunkuprzygranicznej wioski Kraju Ognia, gdzie potrzebowano pomocy
medycznej, której mialaim udzielic Haruno. Nie wiedzac nawet co
przed chwila wydarzylo się w jej rodzinnej wiosce. Byli już nie
dalekoswojego celu, nic im się za bardzo nie rzucalo w oczy.
Wszystko wydawalo się byćw normie. Po jakis dwoch godzinach dotarli
na miejsce. Wioska wydawala się być zadbanai można było
powiedziec ze zadno nie bezpieczeństwo jej nie zagrażało.
Leczpewno dziwne uczucie, nie opuszczalo jej, odkad wyruszyla na ta
jednodniowamisje. Gdy przekroczyli skromna brame, od razu podeszla do
nich kobieta, która najwidoczniejna nich czekala, po czym
zaprowadzila ich do jakiegos budynku, który służył jakoszpital.
Jednak całkowicie się różnił od tego z Konoha. Sluzba medyczna
była tuowiele biedniejsza niż w ukrytej wiosce.
-
To tutaj. – powiedziala kobieta, gdy doszli do białych drzwi
-
Jak jest stan rannych? I ilu ich jest? – spytala, zanimjeszcze
weszla do sali
-
Jest ich trojka, stan dziewczyny jest najgorszy, adwoje mężczyzn ma
rozlegle obrażenia na calym swoim celem, jednak w porównaniu doniej
to… - urwala ponieważ nie wiedziała jakiego slowa moglaby by uzyc
w tejsytuacji. Zielono oka dobrze wiedziała o co jej chodzi, wiec
tylko przytaknęła glowaze rozumie i rozsunęła drzwi, wchodząc
tym samym, wraz z kobieta która okazala siępielegniarka do srodka.
Pierwsze co zobaczyla Sakura, były trzy loczka, napierwszym z nim
leżała najprawdopodobniej ow kobieta, o której mówiła
pielegniarka.Jej cialo było cale obwiązane roznymi bandazami, a w
niektórych miejscach krew jużzaczynala przesiagac. Twarz również
miala zabandazowana, oprocz zamkniętych oczui ust rozchylonych aby
mogla swobodnie czerpac zasoby powietrza, która znajdujasię
wszedzie dookoła. Na dwoch pozostałych lozkach, lezeli mężczyźni,
których odrazu rozpoznala, zreszta mimo tych lat i tak by ich
rozpoznala… w koncu gdy bynie… Zwlaszcza ich… Suigetsu i Juugo.
~
Wspomnienia powracaja… ~ pomyślała i szybkim krokiem
zaczęłapodchodzic do lozek. Uslyszawszy wczorajsze slowa od
totalnie pijanego Uchihy,przez cala noc nie zmrużyła oka, tylko
siedziała na swoim lozku i rozmyślała,nad przeszłością, nad tym
co jest teraz, a także nad tym co dopiero nastapi…Widzac swoich
dawnych znajomych z czasow, gdy była przetrzymywana w Hebi,
domyślałasię kim jest owa kobieta, w nie najlepszym stanie. Wpierw
podeszla do jej lozka,aby sama ocenila jej stan zdrowia. Pielegniarka
miala racje, jej stan jestkrytyczny. Nie musiala nawet badac jej
kawalek po kawalku, aby się tegodowiedziec, wystarczylo z bliska
spojrzec na nia i na jej obszerne rany.Nastepnie podeszla do loczka
niebieskowlosego i bez skrupolowego mordercy, jakto nazywala go
Karin. Ich stan był zadowalajcy, wiec postanowila ze pierwsza
zajmiesię czerwono wlosa, chociaz nie przyszlo jej to latwo,
zwazywszy na ich wcześniejszespiecia jak i to co zrobila, aby
rozdzielic ja z Sasuke i niestety jej się toudalo, pozbawiając tym
samym Daisuke ojca na szesc lat. Gestem reki pokazalaaby pielegniarka
podeszla, co ta zrobila od razu.
-
Zacznij ściągać jej bandaże z klatki piersiowej, a ja będęw tym
czasie spróbować zrekonstulowac jej wewnetrze miesnie. Pozniej
pościągaj reszte,abym mogla spróbować ja uratowac. –
powiedziala zielono oka, kobieta nieprotestowala tylko od razu
zabrala się do roboty. Rozowo wlosa związała swojewlosy do gory i
skumulowala swoja chakre w dloniach, przyglądając je do
klatkipiersiowej dzewczyny. Proba rekonstrukcji miesni w tym miejscu
nie była zalatwa, lecz po dlugich i zmudnych staraniach udalo się,
mimo wszystko. Pozniejprzeszla do innych poszczególnych czesci jej
ciala. Cala operacja trwala jakiesdobre trzy godziny, lecz już
skończyła.
-
Z nia powinno być już dobrze, zreszta wszystko się okazejak się
obudzi. Teraz zajme się ta dwojka, a ty możesz założyć swieze
bandaże najej klatke piersiowa, bo tam rana była najpowazniejsza i
przez jakis czas będzieona mogla jej przyspazac jakies male klopoty.
– dodala i podeszla wpierw doSuigetsu, który miał tylko zlamana
lewa noge i wyrwane ze stawu prawe ramie.Jego poskładanie nie zajęło
jej zbyt duzo czasu, a jeszcze mniej leczenie ranJuugo który jako
jedyny chyba wyszedl z tego bez szwanku, nie licząc paruzadrapan i
siniakow, lecz zadnych powazniejszych ran nie posiadal, pewnie ze
wzgleduna klatwe jaka na nim ciazy. Domyslala się kto potraktowal
tak Karin, jednak naglos nie chciala nic mowic, poczeka az się
któreś z nich obudzi. Lecz za niedługomusi wracac do Konohy, do
swojego syna. Nie musiala czekac zbyt dlugo, ze względuna to ze po
około piętnastu minutach oczy niebiesko wlosego, zaczely
drgaclekko, az w koncu się w zupełności otworzyly. Nie mogl
uwierzyc w to kogo widziw Sali, a dokładniej ze ta która miala
przed szescu laty zginac, teraz opiera sięo rame jego lozka.
-
To niebo czy pieklo? Bo raczej ja powinienem być w tymdrugim, jeśli
umarłem i cie spotkałem, no chyba ze ty jestes aniolem, który
mamnie rozgrzeszyc i nawrocic… - wypaplal nieco zdezorientowany
-
Suigestu jeszcze jeden taki komentarz to naprawdepojdziesz kwiatki od
spodu wachac. – warknęła, na co ten zmarszyl pytająco brwi
-
NO ALE TY NIE ZYJESZ! – ryknął, na co kunoichi podeszlai położyła
reke na jego ramieniu, które dopiero co nastawila i zacisnęła na
nimswoje palce
-
To jest szpital a nie bar. – warknęła – I jak widaczyje, skoro
stoje tutaj przed toba. – dodala puszczając jego ramie
-
Dlaczego Karin powiedziala ze nie zyjesz ?! A jak byłemw wiosce na
zwiadach to nie zastalem ciebie, a twój dom był wystawiony
nasprzedaz?! – pytal cichszym glosem niż wszesniej, lecz nadal
miał gopodniesionego
-
O to najlepiej spytaj się jej, ale sadze ze chcialarozdzielic mnie z
Sasuke, co jej się udalo. A teraz mam ochote ja zabic za toco
zrobila, mimo ze przed chwila dopiero co uratowałam jej marne zycie.
–odpowiedziala
-
Aaaa SASUKE?! Nie mamy zielonego pojecia gdzie on jest,zniknął po
walce z Itachi’m! Nie możemy go nigdzie znalesc! – powiedział
lekkopodirytowany
-
Spokojnie jest w Konoha, przeżył. – dodala uspokajając go
-
Jest z toba?! – spytal podnosząc się do pozycji siedząceja oczy
się rozszerzyly z zaciekawienia
-
Nie… - odparla dosc chlodno i odwrocila się do niegoplecami – A
tak właściwie to co wam się stalo? – zapytala zerkając na
niegoprzez ramie
-
Ehh… Juugo miał zły humor. Jednym slowem wściekł się naKarin,
nie wiem na co, bo mnie przy tym nie było. – odpowiedział jej i
westchnął
-
Heh… ta jego klatwa… Gdy noga ci się zrośnie, przyjdzwraz z nim
do wioski, wraz z Tsunade postaramy się cos z tym zrobic. – dodala
pochwili zamyslenia
-
A co już nas opuszczasz?
-
Tak, syn na mnie czeka.
-
Syn?! – jego zdziwienie nie mialo granic, po jegoumysle biegalo
pelno różnorodnych mysli
-
Wiem o czym myslisz i wyprzedzajac twoje pytanie, tojest syn Sasuke,
ma piec lat. – odparla,na co ten jeszcze bardziej się
zdziwil,jednak już o nic nie pytal.
-
No to zycze ci powodzenia w zyciu. – powiedział widzacze ona się
już zbiera i zabierza opuścić sale
-
Dzieki i mam nadzieje ze wraz z Juugo wpadniecie doKonohy. – dodala
i się pożegnała z nim, wiedziała ze nie ma czasu czekac
azpozostala dwojka się obudzi. Dokladne zalecenia co do zdrowia i
rehabilitacjiczerwono wlosej, zostawila pielęgniarce która jej
pomagala. A nastepniewyruszyla w droge powrotna do wioski… Nie
wiedzac nawet co ja spotka, gdy tam sięzjawi…
~~**~~
Huk…
Ogien panowal w calym budynku o ogromnejpowierzchni. Czerwono
pomarańczowe plomienie były niemalże wszedzie. Dwaj
mężczyźniprzedzierający się przez niebezpieczny żywioł,
szukający kobiety i malego chłopca.Granatowo wlosa zostala wlasnie
znaleziona nieprzytomna na podłodze, widac byłoze miala poparzona
reke i ramienie. Bladyn czym prędzej wziął zone na rece.
-
Naruto! Zajmij się nia! I bądź przy niej! Ja znajdesyna! –
krzyknął do niego, próbując zagłuszyć chalas jaki panowal od
iskrzacychsię plomieni. Po czym pobiegl dalej przed siebie,
rozglądając się w około siebie.Wiedzial ze skoro znaleźli już
Hinate, to jest na dobrym tropie w znalezieniuswojego pierworodnego.
Przedzieral się caly czas przez coraz to wiekszeplomienie, z ogniem
nie warto igrac… W oczach od dawna miał już uaktywnionysharingan.
Trzask… kolejny nagzany metalowy pret, spadl pod jego nogi.
Zaczynalcoraz to bardziej bladzic, nie wiedział już z której
strony przyszedł, mimo zemoglo by to mu pozniej pomoc w ucieczce z
tej pułapki. Wreszcie po kolejnych dziesięciuminutach,
przedzierania się przez ten złowrogi żywioł, jego czerwone
oczydojrzaly malego chłopca przywiązanego do jakiegos filaru. Czym
prędzej podbiegldo niego i zaczal go rozwazywac, na ciele Daisuke
także dalo się widziec parepoparzen, tak samo jak i wczesniej na
ciele Hinaty. Niestety nigdzie nie moglujrzec tego, co to wszystko
spowodowal, nigdzie nie było Danzou… co gozaniepokoilo i to dosc
mocno… Gdy gruby sznur okalal dropne cialo opadl naziemie, Uchiha
wziął go na rece. Sharingan zaczal rozglądać się po okolicy,
wposzukiwaniu jakiego kolwiek wyjscia czy drogi ucieczki. Lecz
widział tylkoogien… wkoncu Sharingan to nie Byakugan… Bezradny
przykucnął i oparl syna oswoje kolano, następie ściągnął z
siebie swoja koszule, narażając się tym samymna liczne poparzenia.
I przykryl ja Dai’a, aby przez przypadek nie dostaljakims
odłamkiem. Nastepnie poraz kolejny wziął go na rece i zaczal
uaktywniacswoja pieczec… Z jego plecow wyrosły dwie ogromne rece,
popielatego koloru,takiego samego jak jego cialo. Nie miał wyjscia…
nie chciał rezykowac przedzieraniasię z powrotem przez ogien,
zwłaszcza gdy moglabyc prawdopodobność ze cos się staniechłopcu,
dlatego jedynym rozwiązaniem było wyjscie, a raczej wylot
gora.Machnal wielkimi rekami, rozpraszając ogien na boki i wzbil się
z synem w gore,rozwalając tym samym swoimi plecami szybe w dachu i
wylatując na swiezepowietrze. Nagle budynek zaczal się zawalac… w
ciagu kilku sekund już go nie było,lecz ogien dalej trawil jego
szczatki. Zaczynal opadac na ziemie, gdziedostrzegl ze Hokage zmierza
w ich strone. Wyladowal prosto przed nia.
-
Trzeba go zabrac do szpitala! - powiedziala po czym oboje
zaczeli biec wkierunku wymienionego wczesniej budynku. Znalezli się
tam w dosc szybkimczasie. Przez recepcje prosto wbiegli na pierwsze
pietro i nadal beignackierowali się do dwoch drzwiowych drzwi. – A
teraz daj mi go! Zrobiles już duzo!Teraz potrzebna jest mu opieka
medyczna! – dodala, na co ten od razu podal jejsyna, bo wiedział
ze ona ma racje… Po chwili zniknęła wraz z kruczowo wlosym
zabiałymi drzwiami, nad którymi zapalila się czerwona lampka.
Sasuke odrzucal boljego panowal na jego ciele, po licznych
oparzeniach i ranach, teraz liczyl się tylkojego syn… I to aby
wszystko się dobrze ułożyło. Sakunda za sekunda, minuta zaminuta,
az wreszcie minela godzina, do tej pory nikt nie opuścił Sali ani
niktdo niej nie wszedł, ale za to usłyszał ze ktos biegnie w jego
strone, za zakretuwybiegla rozowo wlosa kunoichi, ze lzami w oczach…
Uchiha wiedział już ze ktosmusial jej powiedziec o zaistanialej
sytuacji. Chciala biec dalej, prosto do Sali,jednak wpadla w ramiona
kruczo wlosego…
-
Zostaw mnie chce tam wejsc!! – krzyczala przez lzy, któryspływały
po jej polikach niczym wodospad
-
Tsunade robi co w jej mocy!! Wszystko będzie dobrze!! Wierzew to! –
powiedział, na co ta wtulila się w niego ze strachem o syna…
Modlac sięw duchu aby nic się mu nie stalo…
No comments:
Post a Comment