46

Gabinet Hokage… Kruczo wlosy mezczyzna wlasnie wszedł doow pomieszczenia, gdzie pierwszymi slowami jakie usłyszał było ze jego jedynysyn, którego w ogole nie znam, zostal porwany, przez przebiegłego i okrutnego człowieka.Chciał od razu rzucic się w pościg za nim, lecz wiedział ze Piata moglawiedziec cos wiecej na ten temat.
- Masz wiecej informacji?! – spytal podniesionym glosem, zaciskającswoje dlonie w piesci
- Tak, przebywaja jeszcze w wiosce, Naruto ruszyl wposcig za nim, bo również maja Hinate! Wiec nie ma czasu do stracenia! Ruszyliw stone siedziby Korze… - urwala, bo zdala sobie sprawe ze Uchiha nie przebywa jużw jej gabinecie, wyruszyl na poszukiwanie syna…
~~**~~
Tymczasem poza Konoha…  Kunoichi skakala po drzewach, w kierunkuprzygranicznej wioski Kraju Ognia, gdzie potrzebowano pomocy medycznej, której mialaim udzielic Haruno. Nie wiedzac nawet co przed chwila wydarzylo się w jej rodzinnej wiosce. Byli już nie dalekoswojego celu, nic im się za bardzo nie rzucalo w oczy. Wszystko wydawalo się byćw normie. Po jakis dwoch godzinach dotarli na miejsce. Wioska wydawala się być zadbanai można było powiedziec ze zadno nie bezpieczeństwo jej nie zagrażało. Leczpewno dziwne uczucie, nie opuszczalo jej, odkad wyruszyla na ta jednodniowamisje. Gdy przekroczyli skromna brame, od razu podeszla do nich kobieta, która najwidoczniejna nich czekala, po czym zaprowadzila ich do jakiegos budynku, który służył jakoszpital. Jednak całkowicie się różnił od tego z Konoha. Sluzba medyczna była tuowiele biedniejsza niż w ukrytej wiosce.
- To tutaj. – powiedziala kobieta, gdy doszli do białych drzwi
- Jak jest stan rannych? I ilu ich jest? – spytala, zanimjeszcze weszla do sali
- Jest ich trojka, stan dziewczyny jest najgorszy, adwoje mężczyzn ma rozlegle obrażenia na calym swoim celem, jednak w porównaniu doniej to… - urwala ponieważ nie wiedziała jakiego slowa moglaby by uzyc w tejsytuacji. Zielono oka dobrze wiedziała o co jej chodzi, wiec tylko przytaknęła glowaze rozumie i rozsunęła drzwi, wchodząc tym samym, wraz z kobieta która okazala siępielegniarka do srodka. Pierwsze co zobaczyla Sakura, były trzy loczka, napierwszym z nim leżała najprawdopodobniej ow kobieta, o której mówiła pielegniarka.Jej cialo było cale obwiązane roznymi bandazami, a w niektórych miejscach krew jużzaczynala przesiagac. Twarz również miala zabandazowana, oprocz zamkniętych oczui ust rozchylonych aby mogla swobodnie czerpac zasoby powietrza, która znajdujasię wszedzie dookoła. Na dwoch pozostałych lozkach, lezeli mężczyźni, których odrazu rozpoznala, zreszta mimo tych lat i tak by ich rozpoznala… w koncu gdy bynie… Zwlaszcza ich… Suigetsu i Juugo.
~ Wspomnienia powracaja… ~ pomyślała i szybkim krokiem zaczęłapodchodzic do lozek. Uslyszawszy wczorajsze slowa od totalnie pijanego Uchihy,przez cala noc nie zmrużyła oka, tylko siedziała na swoim lozku i rozmyślała,nad przeszłością, nad tym co jest teraz, a także nad tym co dopiero nastapi…Widzac swoich dawnych znajomych z czasow, gdy była przetrzymywana w Hebi, domyślałasię kim jest owa kobieta, w nie najlepszym stanie. Wpierw podeszla do jej lozka,aby sama ocenila jej stan zdrowia. Pielegniarka miala racje, jej stan jestkrytyczny. Nie musiala nawet badac jej kawalek po kawalku, aby się tegodowiedziec, wystarczylo z bliska spojrzec na nia i na jej obszerne rany.Nastepnie podeszla do loczka niebieskowlosego i bez skrupolowego mordercy, jakto nazywala go Karin. Ich stan był zadowalajcy, wiec postanowila ze pierwsza zajmiesię czerwono wlosa, chociaz nie przyszlo jej to latwo, zwazywszy na ich wcześniejszespiecia jak i to co zrobila, aby rozdzielic ja z Sasuke i niestety jej się toudalo, pozbawiając tym samym Daisuke ojca na szesc lat. Gestem reki pokazalaaby pielegniarka podeszla, co ta zrobila od razu.
- Zacznij ściągać jej bandaże z klatki piersiowej, a ja będęw tym czasie spróbować zrekonstulowac jej wewnetrze miesnie. Pozniej pościągaj reszte,abym mogla spróbować ja uratowac. – powiedziala zielono oka, kobieta nieprotestowala tylko od razu zabrala się do roboty. Rozowo wlosa związała swojewlosy do gory i skumulowala swoja chakre w dloniach, przyglądając je do klatkipiersiowej dzewczyny. Proba rekonstrukcji miesni w tym miejscu nie była zalatwa, lecz po dlugich i zmudnych staraniach udalo się, mimo wszystko. Pozniejprzeszla do innych poszczególnych czesci jej ciala. Cala operacja trwala jakiesdobre trzy godziny, lecz już skończyła.
- Z nia powinno być już dobrze, zreszta wszystko się okazejak się obudzi. Teraz zajme się ta dwojka, a ty możesz założyć swieze bandaże najej klatke piersiowa, bo tam rana była najpowazniejsza i przez jakis czas będzieona mogla jej przyspazac jakies male klopoty. – dodala i podeszla wpierw doSuigetsu, który miał tylko zlamana lewa noge i wyrwane ze stawu prawe ramie.Jego poskładanie nie zajęło jej zbyt duzo czasu, a jeszcze mniej leczenie ranJuugo który jako jedyny chyba wyszedl z tego bez szwanku, nie licząc paruzadrapan i siniakow, lecz zadnych powazniejszych ran nie posiadal, pewnie ze wzgleduna klatwe jaka na nim ciazy. Domyslala się kto potraktowal tak Karin, jednak naglos nie chciala nic mowic, poczeka az się któreś z nich obudzi. Lecz za niedługomusi wracac do Konohy, do swojego syna. Nie musiala czekac zbyt dlugo, ze względuna to ze po około piętnastu minutach oczy niebiesko wlosego, zaczely drgaclekko, az w koncu się w zupełności otworzyly. Nie mogl uwierzyc w to kogo widziw Sali, a dokładniej ze ta która miala przed szescu laty zginac, teraz opiera sięo rame jego lozka.
- To niebo czy pieklo? Bo raczej ja powinienem być w tymdrugim, jeśli umarłem i cie spotkałem, no chyba ze ty jestes aniolem, który mamnie rozgrzeszyc i nawrocic… - wypaplal nieco zdezorientowany
- Suigestu jeszcze jeden taki komentarz to naprawdepojdziesz kwiatki od spodu wachac. – warknęła, na co ten zmarszyl pytająco brwi
- NO ALE TY NIE ZYJESZ! – ryknął, na co kunoichi podeszlai położyła reke na jego ramieniu, które dopiero co nastawila i zacisnęła na nimswoje palce
- To jest szpital a nie bar. – warknęła – I jak widaczyje, skoro stoje tutaj przed toba. – dodala puszczając jego ramie
- Dlaczego Karin powiedziala ze nie zyjesz ?! A jak byłemw wiosce na zwiadach to nie zastalem ciebie, a twój dom był wystawiony nasprzedaz?! – pytal cichszym glosem niż wszesniej, lecz nadal miał gopodniesionego
- O to najlepiej spytaj się jej, ale sadze ze chcialarozdzielic mnie z Sasuke, co jej się udalo. A teraz mam ochote ja zabic za toco zrobila, mimo ze przed chwila dopiero co uratowałam jej marne zycie. –odpowiedziala
- Aaaa SASUKE?! Nie mamy zielonego pojecia gdzie on jest,zniknął po walce z Itachi’m! Nie możemy go nigdzie znalesc! – powiedział lekkopodirytowany
- Spokojnie jest w Konoha, przeżył. – dodala uspokajając go
- Jest z toba?! – spytal podnosząc się do pozycji siedząceja oczy się rozszerzyly z zaciekawienia
- Nie… - odparla dosc chlodno i odwrocila się do niegoplecami – A tak właściwie to co wam się stalo? – zapytala zerkając na niegoprzez ramie
- Ehh… Juugo miał zły humor. Jednym slowem wściekł się naKarin, nie wiem na co, bo mnie przy tym nie było. – odpowiedział jej i westchnął
- Heh… ta jego klatwa… Gdy noga ci się zrośnie, przyjdzwraz z nim do wioski, wraz z Tsunade postaramy się cos z tym zrobic. – dodala pochwili zamyslenia
- A co już nas opuszczasz?
- Tak, syn na mnie czeka.
- Syn?! – jego zdziwienie nie mialo granic, po jegoumysle biegalo pelno różnorodnych mysli
- Wiem o czym myslisz i wyprzedzajac twoje pytanie, tojest syn Sasuke, ma piec lat. – odparla,na co ten jeszcze bardziej się zdziwil,jednak już o nic nie pytal.
- No to zycze ci powodzenia w zyciu. – powiedział widzacze ona się już zbiera i zabierza opuścić sale
- Dzieki i mam nadzieje ze wraz z Juugo wpadniecie doKonohy. – dodala i się pożegnała z nim, wiedziała ze nie ma czasu czekac azpozostala dwojka się obudzi. Dokladne zalecenia co do zdrowia i rehabilitacjiczerwono wlosej, zostawila pielęgniarce która jej pomagala. A nastepniewyruszyla w droge powrotna do wioski… Nie wiedzac nawet co ja spotka, gdy tam sięzjawi…
~~**~~
Huk… Ogien panowal w calym budynku o ogromnejpowierzchni. Czerwono pomarańczowe plomienie były niemalże wszedzie. Dwaj mężczyźniprzedzierający się przez niebezpieczny żywioł, szukający kobiety i malego chłopca.Granatowo wlosa zostala wlasnie znaleziona nieprzytomna na podłodze, widac byłoze miala poparzona reke i ramienie. Bladyn czym prędzej wziął zone na rece.
- Naruto! Zajmij się nia! I bądź przy niej! Ja znajdesyna! – krzyknął do niego, próbując zagłuszyć chalas jaki panowal od iskrzacychsię plomieni. Po czym pobiegl dalej przed siebie, rozglądając się w około siebie.Wiedzial ze skoro znaleźli już Hinate, to jest na dobrym tropie w znalezieniuswojego pierworodnego. Przedzieral się caly czas przez coraz to wiekszeplomienie, z ogniem nie warto igrac… W oczach od dawna miał już uaktywnionysharingan. Trzask… kolejny nagzany metalowy pret, spadl pod jego nogi. Zaczynalcoraz to bardziej bladzic, nie wiedział już z której strony przyszedł, mimo zemoglo by to mu pozniej pomoc w ucieczce z tej pułapki. Wreszcie po kolejnych dziesięciuminutach, przedzierania się przez ten złowrogi żywioł, jego czerwone oczydojrzaly malego chłopca przywiązanego do jakiegos filaru. Czym prędzej podbiegldo niego i zaczal go rozwazywac, na ciele Daisuke także dalo się widziec parepoparzen, tak samo jak i wczesniej na ciele Hinaty. Niestety nigdzie nie moglujrzec tego, co to wszystko spowodowal, nigdzie nie było Danzou… co gozaniepokoilo i to dosc mocno… Gdy gruby sznur okalal dropne cialo opadl naziemie, Uchiha wziął go na rece. Sharingan zaczal rozglądać się po okolicy, wposzukiwaniu jakiego kolwiek wyjscia czy drogi ucieczki. Lecz widział tylkoogien… wkoncu Sharingan to nie Byakugan… Bezradny przykucnął i oparl syna oswoje kolano, następie ściągnął z siebie swoja koszule, narażając się tym samymna liczne poparzenia. I przykryl ja Dai’a, aby przez przypadek nie dostaljakims odłamkiem. Nastepnie poraz kolejny wziął go na rece i zaczal uaktywniacswoja pieczec… Z jego plecow wyrosły dwie ogromne rece, popielatego koloru,takiego samego jak jego cialo. Nie miał wyjscia… nie chciał rezykowac przedzieraniasię z powrotem przez ogien, zwłaszcza gdy moglabyc prawdopodobność ze cos się staniechłopcu, dlatego jedynym rozwiązaniem było wyjscie, a raczej wylot gora.Machnal wielkimi rekami, rozpraszając ogien na boki i wzbil się z synem w gore,rozwalając tym samym swoimi plecami szybe w dachu i wylatując na swiezepowietrze. Nagle budynek zaczal się zawalac… w ciagu kilku sekund już go nie było,lecz ogien dalej trawil jego szczatki. Zaczynal opadac na ziemie, gdziedostrzegl ze Hokage zmierza w ich strone. Wyladowal prosto przed nia.
- Trzeba go zabrac do szpitala!  - powiedziala po czym oboje zaczeli biec wkierunku wymienionego wczesniej budynku. Znalezli się tam w dosc szybkimczasie. Przez recepcje prosto wbiegli na pierwsze pietro i nadal beignackierowali się do dwoch drzwiowych drzwi. – A teraz daj mi go! Zrobiles już duzo!Teraz potrzebna jest mu opieka medyczna! – dodala, na co ten od razu podal jejsyna, bo wiedział ze ona ma racje… Po chwili zniknęła wraz z kruczowo wlosym zabiałymi drzwiami, nad którymi zapalila się czerwona lampka. Sasuke odrzucal boljego panowal na jego ciele, po licznych oparzeniach i ranach, teraz liczyl się tylkojego syn… I to aby wszystko się dobrze ułożyło. Sakunda za sekunda, minuta zaminuta, az wreszcie minela godzina, do tej pory nikt nie opuścił Sali ani niktdo niej nie wszedł, ale za to usłyszał ze ktos biegnie w jego strone, za zakretuwybiegla rozowo wlosa kunoichi, ze lzami w oczach… Uchiha wiedział już ze ktosmusial jej powiedziec o zaistanialej sytuacji. Chciala biec dalej, prosto do Sali,jednak wpadla w ramiona kruczo wlosego…
- Zostaw mnie chce tam wejsc!! – krzyczala przez lzy, któryspływały po jej polikach niczym wodospad

- Tsunade robi co w jej mocy!! Wszystko będzie dobrze!! Wierzew to! – powiedział, na co ta wtulila się w niego ze strachem o syna… Modlac sięw duchu aby nic się mu nie stalo…

No comments:

Post a Comment

Szablon wykonała Anaya