W
wiosce ukrytej w liściach, słońce było niemalże było u swojego
szczytu. Pozwalając cieszyć się mieszkańcom, kolejnym pięknym
jesiennym dniem. O tej porze dnia ludzie zamieszkujący ową wioskę,
wychodzi ze swoich domów, z różnych powód. Jedni z przymusu,
natomiast inni ze zwykłej chęci. W końcu siedzenie cały dzień w
zatęchłym domu, nie jest przyjemne, a życia przed zimą trzeba
używać. W jednym z wioskowych domów, grube zasłony były jeszcze
zaciągnięte na karniszach, nie wpuszczając najmniejszego promyka
słonecznego. Jednak był ku temu pewien powód… Pewien blond włosy
shinobi spał w dość dziwnej pozycji w salonie, swojego domu. Jego
nogi znajdowały się na kanapie, natomiast reszta jego ciała była
na podłodze. A z jego szeroko otwartych ust, dobiegała woń
alkoholu. W innej części domu, Hinata krzątała się po kuchni,
przygotowując dla córki śniadanie, gdyż zdawała sobie sprawę,
że o tej porze jej męża można obudzić jedynie siłą, a na to
dziś nie miała siły. Nie czuła się za dobrze. Widocznie pierwszy
trymestr ciąży daje jej w kość. Cały czas mdliło ją i już
parę razy musiała biec do łazienki. I właśnie w tej chwili
również tam pobiegła, co jej córka wykorzystała, wyślizgując
się z kuchni i podążając w stronę jedynego pomieszczenia, w
jakim jeszcze dziś nie była… salonu… Delikatnie popchnęła
drzwi, gdy tylko jej małe stópki przekroczyły, próg pokoju, do
jej noska, dotarła woń, która drażniła jej skromne nozdrza. I
gdyby nie postać leżącego ojca, to pewnie by opuściła salonu,
kierując się gdzie indziej, lecz tak się nie stało… Zaczęła
wchodzić głębiej. Na małym stoliku do kawy, ujrzała przeróżne
ciasteczka i czekoladki, które jej mama naszykowała wczorajszego
wieczoru, dla siebie i przyjaciółki. Jednak nie skończyły ich
jeść, przez przedwczesne przybycie ich mężów. Dziewczynka na owy
widok w radosnych podskokach szła w stronę owego stolika, gdzie
znajdowały się jej smakołyki. W jej drobniutkich rączkach w
mgnieniu oka, znalazły się przeróżne czekoladki. Gdyby nie
chrapniecie jej ojca, to pewnie już by jej tu nie było, lecz jak to
przystało na córkę Naruto, tak się nie stało… za to, swoimi
stópkami zaczęła iść w stronę ojca. Po czym wygodnie usadowiła
się na jego brzuchu, o dziwo on nawet na to nie zareagował. Tylko
spał dalej. Jednak jego córce, zaczął przeszkadzać ostry aromat
sake, jaki otaczał blondyna. Na jej twarzyczce pojawił się grymas
niezadowolenia jak i lekkiego znudzenia. Swoje białe oczka
skierowała na dłonie, w których trzymała czekoladki. Lecz owy
grymas po chwili przerodził się w mały szatański pomysł.
Słodycze zaczęła wrzucać po kolei, do epicentrum nie przyjemnego
zapachu, jakim były usta, jej ojca. Każdą najmniejszą czekoladkę,
po kolei, nigdzie się nie spiesząc. Twarz Naruto diametralnie
zaczęła zmieniać swój kolor. Jednak to nie przeszkadzało
dziewczynce, zaprzestać swoich jakże brutalnych działań. Po
chwili poczęła podskakiwać, na miejscu, gdzie znajdował się
żołądek, Uzumaki’ego. Tym razem jego powieki pod wpływem
podskoków jego córki, jak i małych problemów z oddychaniem
gwałtownie otworzył swoje powieki, po czym przekręcił się cały,
aby twarz skierować w stronę podłogi, by móc spokojnie wypluć,
zawartość swojej buzi. Jednak nie było się bez pewnego kłopotu,
gdy wykonywał ową czynność, przez przypadek blondynka zsunęła
się z jego brzucha, prosto na podłogę. Mimo iż nie było to nic,
co mogłoby w jakikolwiek sposób ją zaboleć fizycznie, to uczyniło
to, ale psychicznie. Bo w końcu jak ten, który zawsze pozwala jej
się najdłużej bawić i gdy jest w jego towarzystwie praktycznie na
wszystko jej pozwala, teraz bez najmniejszego uprzedzenia pozbawił
jej możliwości jakiejkolwiek zabawy. W jej białych oczętach
zebrały się małe łezki, które z każdą nową chwilą, zaczęły
przeradzać się w kaskady łez i krzyk. Naruto był w tej chwili
kompletnie zdezorientowany, nie miał zielonego pojęcia, co się
dzieje, czemu Sui płacze, co wydarzyło się w nocy…. I jeszcze
ten okropny ból głowy jak i żołądka. A krzyk i płacz jego
córki, pogarszał ten stan… Odruchowo złapał się za głowę,
chcąc nieco stłumić wszelkie dźwięki. Nawet odgłosy bijącego
jego serca, doprowadzały go o nie mały ból głowy. I jak na alarm,
to pokoju również weszła granatowo włosa kobieta. Którą
sprowadziły krzyki jej córki. Dziewczynka widząc swoją mamę,
podniosła się z podłogi i zapłakana podbiegła do niej, tuląc
się do jej nogi. Hinata zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu,
aby się dowiedzieć, co się dokładnie stało, lecz jedyne, co jej
białe oczy wypatrzyły, był jej mąż jak i „zrzute”
czekoladki, walające się na podłodze koło niego. Swoją dłonią
pogłaskała blond włosą czuprynę córeczki.
-
Sui co się stało? – spytała spokojnie, chcąc uspokoić ją.
Dziewczynka podniosła główkę do góry, i spojrzała swoimi
zaszklonymi od łez tęczówkami, na mamę.
-
Tato….
Tato… - mówiła przecierając oczka
-
Tato, co? – zapytała spoglądając to na swoją pierworodną, to
na męża, który ponownie wyłożył się na podłodze i pomału
zaczął zasypiać.
-
Wy… wypluł… moje… czee…koladki… - wydukała i po raz
kolejny wybuchła gromkim płaczem
-
Sui, mówiłam żebyś tu nie wchodziła… Weź zabawki i idź się
pobawić, ja zaraz przyjdę. – powiedziała do córki, obdarowując
ją ciepłym uśmiechem. Sui odkleiła się od nogi mamy i przetarła
raz jeszcze rękawem swoje małe białe oczka. I zrobiła to, o co ją
poproszono… Tymczasem pani Uzumaki, zaczęła kierować się w
stronę ledwo żyjącego męża. Wiedziała, że będzie to trudne,
jednak czas go obudzić… Za dużo tego dobrego… Uklękła przy
nim i zaczęła go szturchać…
-
Naruto… obudź się… - mówiła spokojnie, prosząc, aby chociaż
raz owe słowa zadziałały… jednak tak się nie stało.
Westchnęła, a jej szturchnięcia, były coraz to mocniejsze. Ten
jednak przekręcił się w drugą stronę. – Wstawaj! Ramen!! –
dodała, lekko podniesionym głosem, w którym dało się również
słychać nutkę dezaprobaty. I tak jak się spodziewała owe słowa,
zadziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Jego oczy automatycznie
otworzyły się szeroko. I jak oparzony usiadł na podłodze,
spoglądając z nadzieją na swoją żonę….
-
Ramen… gdzie ramen!? – krzyknął z ekscytacją
-
Nie ma ramen! Masz szlaban! Wstawaj i idź się wykąp. –
powiedziała ostro, wstając z podłogi… Co nie za bardzo mu się
spodobało… Zwłaszcza gdy wypowiedziała że ma szlaban, na swoje
ulubione danie. Jednak ostry ból głowy, po raz kolejny dał o sobie
znać. I jak kłoda ponownie wyłożył się na podłodze… A z jego
ust wydobyło się tylko jedno słowo…
-
Wody… - powiedział ledwo coś słyszalnie, błagalnym tonem…
-
Trzeba było tyle nie pić. – dodała
-
Hinatka… błagam… wody… albo… Sakury… - wydukał
-
Sakura to Ci na pewno nie pomoże, zwłaszcza po tym, z jakim
tekstem, wczoraj do niej wyjechałeś. – odpowiedziała i podeszła
do okien, by po chwili odsłonić grube zasłony, które blokowały
dostęp światła do salonu. Naruto zdziwiły się na jej słowa,
zresztą, co mu się zdziwić, skoro w ogóle nie pamięta, co się
stało w nocy. Zdecydowanie za dużo wypił… i on sam bardzo dobrze
o tym wiedział. A teraz miał kaca giganta, który nie dawał o
sobie zapomnieć, nawet na chwilę.
-
Błagam o wodę…….. – nadal marudził, kunoichi westchnęła
ciężko, po czym wzięła butelkę stojącą obok niego i rzuciła w
jego stronę… - Arigato. – powiedział szybko i zaczął pić jak
szybko tylko się da…. Jednak jedna butelka, to było dla niego
zdecydowanie za mało… - A co takiego jej powiedziałem? –
spytał, gdy tylko opróżnił butelkę i zaczął kierować się w
stronę kuchni, po nową butelkę wody…
-
Spytałeś się jej, kiedy zostaniesz wujkiem jej i Sasuke dziecka. –
odpowiedziała, on na te słowa przystanął i spojrzał na żonę
załamany… zdawał sobie sprawę, że jak tylko spotka się z
różowowłosą, to nie wiadomo czy ujdzie z życiem… Przełknął
głośno ślinę i wyszedł z salonu. Gdy tylko wszedł do kuchni,
rzucił się na butelki z wodą, a po chwili zaczął przeszukiwać
szafki w poszukiwaniu jakiś środków przeciw bólowych… Jego
lazurowe tęczówki, zatrzymały się na zegarze kuchennym, który
wisiał nad stołem. Jego czarne wskazówki, wskazywały godzinę za
pięć dwunasta…
Tymczasem
w innej posiadłości, także w Konoha, pewna różowowłosa zaczęła
się pomału budzić. Jej powieki, drgały, co jakiś czas, a po
chwili jej szmaragdowe oczy ujrzały światło dzienne. Leżała w
swoim łóżku, wpatrując się w białą ścianę. Jakby wyczekując
na coś. Zaspana usiadła na łóżku, swoją dłonią przeczesała
włosy. Wspomnienia z nocy, zaczęły powracać do niej, czym grom z
jasnego nieba. Jej tęczówki zaczęły błądzić po całej
sypialni. Zobaczyła swoje porozrzucane ubrania, po dosłownie całej
sypialni. Jak i odłamki szkła, znajdujące się tuż obok komody,
które były dowodem rzeczowym, ich nocnej przygody. Wyostrzyła
słuch, chcąc sprawdzić czy w łazience ktoś jest… Jednak z
pomieszczenia, nie dochodziły żadne odgłosy… Była sama w
sypialni… może, to i lepiej. Nie była pewna jakby zareagowała
budząc się w jego ramionach. Dłonią przejechała po miejscu,
gdzie jeszcze kilka godzin temu, spał także i on, było zimne,
czyli już od dawna go tu nie było. Siedziała zamyślona,
przygryzając swojego paznokcia od kciuka, jak to zazwyczaj robiła
jej mentorka. Ich spotkanie dzisiejszego dnia jest nie uniknione.
Zresztą zabawa w kotka i myszka już nie przystoiła. Musiała
pogodzić się z tym, że w nocy, otworzyła przed nim te od tak
dawna skrywane do niego uczucia, lecz jej duma i upartość, nie
pozwoliły wyjść im na jaw wcześniej. Westchnęła… będzie
ciężko… ale jakoś da radę… Jednak zastanawiało ją czy od
tego wydarzenia, coś się zmieni? Czy jednak wszystko będzie tak
jak było wcześniej? Westchnęła, ta było jej dobrze z tą
niewiedzą… Obwinęła się kołdrą, po czym wstała i leniwie
zaczęła kierować się w stronę łazienki, gdzie odświeżyła
się, biorąc orzeźwiający prysznic. Wychodząc z kabiny, owinęła
się tym razem puchatym ręcznikiem. Ciepłe krople spływały po jej
ciele. Spojrzała w swoje odbicie w lustrze… nie poznawała się…
nie była już tą samą osoba, czyżby przez niego się zmieniła?
Wzięła do ręki, kołdrę, którą wcześniej rzuciła na podłogę
i wyszła z łazienki. Przydałoby się ten cały bałagan po
ekscytującej nocy posprzątać, lecz wpierw musi się ubrać. Gdy
była już ubrana, pozbierała swoje ubrania z podłogi i wrzuciła
do specjalnego kosza, przeznaczonego na brudną bieliznę. Pozostało
jeszcze pozbierać szkło i zejść na dół. Nie wiedziała jeszcze,
która jest godzina, jednak sądząc po tym jak wysoko znajdowało
się słońce na niebie, była już późna godzina poranna.
Podnosząc jeden z rozbitych odłamków, przecięła sobie wewnętrzną
część dłoni. Przeklęła siarczyście na swoją nieuwagę, jednak
nie przejęła się tym za bardzo. Dźwignęła się z podłogi,
teraz pozostało najtrudniejsze… zejść na dół… Otworzyła
drzwi i wolnym krokiem, zaczęła kierować się w stronę schodów,
a później na parter. O dziwo stwierdziła, że nikogo nie ma…
Istna pustka… Wzruszyła jedynie ramionami, szklane odłamki
wyrzuciła i zaczęła przyrządzać sobie śniadanie. Stwierdziła,
że później pójdzie do Hokage, może będzie miała dla niej
jakieś zajęcie na dziś. Gdy kończyła robić sobie kanapki,
poczuła JEGO ręce, w swoim pasie. Oparł brodę na jej ramieniu, po
czym jedną ręką, odgarnął jej mokre włosy na bok, by móc bez
zbędnych przeszkód po raz kolejny, obdarowywać ją pocałunkami.
Nie spodziewała się takiego zachowania z jego strony. Obróciła
się w jego stronę, nóż, jaki trzymała w dłoni, odstawiła na
blat. Stykali się niemalże czubkami nosów. Swe dłonie nadal
trzymał w jej talii, jakby nigdy miał jej nie puścić. Tej nocy
narodziła się pewna więź między nimi… wieź nazywa potocznie
pasją. Przyłożył swoje czoło do jej, wpatrując się bacznie w
jej zielone niczym szmaragdy oczy. Pożądanie z zeszłej nocy,
jeszcze nie minęło. Nadal ich myśli kierowane były tym samym
torem… Im nie potrzebne były słowa… Wystarczyły gesty i czyny…
Wyswobodziła się z jego uścisku i usiadła na blacie… Wydawało
się, że owa sytuacja zaczyna przypominać ową z nocy. Przysunęła
go nieco bliżej siebie, poczym zaczęła go namiętnie całować.
Oddawał jej pocałunki, z jeszcze większą zachłannością. I
wszystko mogłoby być tak idealnie, gdyby ktoś im przeszkodził…
W kuchni, bez żadnego wcześniejszego uprzedzenia, znaleźli się
członkowie Taki. Całą trójkę zszokowało to, co, właśnie
widzą. Nie przypuszczali, że jak wrócą do domu, ich oczy ujrzą
taki obrazek. Przynajmniej nic tego wcześniej nie zapowiadało.
Czerwono włosa o mało, co zawału serca nie dostała, a gdyby nie
jej okulary, to pewnie by straciła swoje oczy. Gdy Juugo
chciał wyjść z kuchni, ciągnąc za sobą ową dwójkę, pech
chciał, że kunoichi potknęła się o własne nogi i z hukiem
runęła na ziemie. Kochankowie zmuszeni byli przerwać swoje
czułości. Kruczowłosy oderwał się od swojej żony, a jego głowa
powędrowała w stronę epicentrum huku, to samo uczyniła
zielonooka. Na twarzy Uchihy, nie było za wesołej miny, widząc,
kto mu przerwał. Natomiast Sakura przygryzła nieco swoją dolną
wargę, nie wiedząc jak się zachować.
-
Gdzie byliście? – warknął w ich stronę, trafił w samo sedno…
nie widział ich odkąd wyruszyli do Krainy Północy. Jednak czy
dobrze, zrobił zadając owe pytanie przy różowowłosej. A jego
drużyna, wiedząc dobrze, że jej nic nie umknie, prawdy nie mogli
powiedzieć.
-
Ehh… poszliśmy się rozerwać gdzieś. Przecież cały dzień
siedzieć nie można. – skłamał Juugo, który jako jedyny był w
stanie racjonalnie myśleć. Kruczowłosy wyczuł, że nie mówią
prawdy, bo nigdy we trojkę razem nie chodzili, no chyba, że on im
kazał. Sakura zeszła z kuchennego blatu, wzięła swoje dwie
kanapki, po czym bez słowa wyszła z pomieszczenia, zerkając
ostatni raz w stronę męża. A Karin posłała jej zawistne
spojrzenie. Uchiha westchnął ciężko i przysunął do siebie
krzesło, na którym usiadł. Każdego z nich lustrował wściekłym
spojrzeniem. Jednak chciał wiedzieć wszystko… gdzie byli… czego
się dowiedzieli… czy coś się wydarzyło… Jego hebanowy wzrok
przystanął na muskularnej sylwetce brązowowłosego, bo tylko on
był w stanie odpowiedzieć na jego pytania.
-
Juugo, chodź ze mną. – powiedział chłodno wstając z krzesła i
wychodząc z kuchni, a później także z domu, a członek jego
drużyny, zrobił to samo… Poszli do ogrodu, który mieścił się
z tyłu posiadłości. Przysiedli na drewnianej ławce. – Mów. –
rzucił ostro, czekając na jego wypowiedź. Brązowowłosy nie
wiedział, od czego zbytnio zacząć, gdyż dużo się działo,
podczas jego nieobecności. Wziął głęboki wdech, przygotowując
się do odpowiedzi…
-
Mamy ostatnie strony, teczki twojego brata. – zaczął, na co ten
przytaknął, był zadowolony z owej decyzji, jednak to nie było
wszystko, co jego podwładny, miał mu do powiedzenia… - Odkąd
wyruszyliście, śledzono nas… Każdy najmniejszy ruch. Jednak dwa
dni temu, zaprzestali swoich działań. Ale nie traciliśmy
czujności, idąc do Madary, utworzyliśmy nasze klony, które całą
noc gdzieś chodziły po wiosce, na wszelki wypadek gdyby owy
szpiedzy wznowili nasze śledzenie. – powiedział
-
Jeden na jednego było? – spytał, na co ten kiwnął twierdząco
głową – Sprawdzali nas, zwłaszcza, że ukradliście te karty. –
dodał – Co mówił Madara?
-
Nie był sam, wraz z nim, było jedno z ciał Pein’a, coś mi się
zdaję, że się niecierpliwią. Mówili coś, że jeśli tak dalej
pójdzie to będą musieli zmienić pewną część planu. Nie wiem
do końca, o czym mówili. Ale mam dziwne przeczucia, że chcą w to
wplątać, Sakurę, jeszcze bardziej niż jest teraz, lub jeszcze
gorzej. – dokończył, twarz Uchihy, nie wyrażała nic dobrego,
wiedział, że będzie musiał sam się rozmówić z nimi, tylko tak,
aby jego żona nie nabrała żadnych podejrzeń. A jak na tą chwilę,
zmuszony jest podjąć, pewne środki… które nie za bardzo
spodobają się różowowłosej… Kruczowłosy wstał bez słowa i
zaczął kierować się w stronę domu, co oznaczało że ich rozmowa
jest zakończona. Chciał iść od razu do żony, aby załatwić tą
sprawę, jednak przy schodach spotkał seledynowo włosego.
-
Kazała Ci przekazać, że poszła do Hokage. – powiedział, Sasuke
spojrzał się na niego… miał nadzieję, że jednak nigdzie nie
poszła… Jednak jej wizyty u wielmożnej, przeważnie kończyły
się, zawaleniem jakąś robotą, lub misją… Odwrócił się na
pięcie i wyszedł z domu, a w drzwiach minął się z tym, z którym
dopiero, co odbył rozmowę…
-
A jemu gdzie tak śpieszno? – spytał zdziwiony, nie sądząc, że
usłyszy jakąś odpowiedź, gdyż nie dojrzał Suigetsu stojącego
niedaleko, który właśnie zamierzał odpowiedzieć na jego pytanie…
-
Do Sakury….
Uchiha
kroczyła wolnym krokiem w stronę, najważniejszego budynku w
mieście. Dawno nie rozmawiała ze swoją mentorką. Jej różowe
włosy, powiewały spokojnie na leciutkim wietrze. A na jej twarzy,
widniał uśmiech, którego już od dość dawna, nikt nie widział.
Mijała ludzi cała rozpromieniona. Z każdą chwilą zbliżała się
coraz bliżej do swojego celu. Nie chciała żadnej misji od Piątej,
gdyż dopiero, co z jednej wróciła. Ale jakaś drobna robota w
wiosce, by jej się przydała. Jej szmaragdowe oczy już dostrzegły
schody, po których miała zaraz wchodzić. Lecz nie wiedząc, czemu…
wszyscy musieli jej tego dnia w czymś przeszkadzać… nie wiedząc
skąd, przed nią znalazł się szatyn. Przystanął na jej widok.
Nie widzieli się tak dawno, a ta sytuacja, była nie zręczna dla
nich obydwóch. Sądziła, że zaraz wyminie, ją nie odzywając się
do niej ani słowem. Jednak stało się coś innego niż
przypuszczała. Sai otworzył swoje usta, z których wydobyło się
kilka słów…
-
Możemy porozmawiać? – spytał…
No comments:
Post a Comment