33. Amaterasu

Ową wioskę, wktórej spędzili dwie noce opuścili jakąś godzinę temu. Słońce z czasemwschodziło coraz to wyżej na niebiańskie sklepienie. Z każdym metrem, jakimprzeszli, coraz bardziej zagłębiali się w głąb lądu, ku wiosce, w której miałznajdować się Daimyo. Jak na razie nie spotkali nikogo na swojej drodze i towłaśnie niepokoiło kruczowłosego… Gdyż pomału zbliżało się południe, a szliszlakiem handlowym, po którym co chwila powinien chodzić jakiś kupiec, pogodadzisiejszego ranka również była ładna, mimo iż śniegu było pełno to temperaturabyła zerowa a wiatru nie było. Jasne promienie słońca odbijały się od czystobiałej pokrywy śnieżnej, która była niemalże wszędzie. To był piękny widok… Zwłaszcza,że na każdej sosnowej gałęzi, było pełno śniegu, który tylko prosił się o to,aby spaść na ziemie, robiąc przy tym komuś małego niewinnego psikusa. Sakurzeta pogoda doskwierała najbardziej, zresztą nie powinna jeszcze wychodzić zdomu, ale mieli misje, a ona i tak by nie została, nawet gdyby przywiązali jągrubym sznurem do łóżka, to ona i tak by znalazła sposób na ucieczkę idołączenie do nich, w celu kontynuowania misji. Uchiha niezauważalnie lustrowałją swoim chłodnym spojrzeniem, chcąc się upewnić, że da radę spokojnie dojść doich ostatniego celu, a później jakoś wrócić do ich rodzinnej wioski, lecz tobył ich najmniejszy kłopot. Naruto wraz z brązowo oką szli tuż przed nimi.Kunoichi bardzo kusiło, aby zrobić niewinny żarcik, swojemu mężowi, niewiedziała skąd wziął jej się w ogóle taki pomysł, nie mówiąc już o chęciach.Jednak jakoś od kilkunastu godzin, oboje zachowują się trochę inaczej wstosunku do siebie… Nie drą kotów przy każdym wypowiedzianym słowie, jak irównież nie robią sobie na złość, chcąc pokazać, kto góruje w ich związku. Wreszciew pewnym momencie, nie wytrzymała i pociągnęła jedną iglastą gałąź tak, żeśnieg, jaki na niej spoczywał spadł prosto na spadkobiercę Sharingan. Dwójka, którakroczyła przed nimi, odwróciła się gwałtownie chcąc się dowiedzieć, skąd wziąłsię owy huk. Blondyn o mało, co nie wybuchnął śmiechem, widząc, że jegoprzyjaciel jest w środku pewnej zaspy, która wzięła się niewiadomo skąd. Jegohebanowe oczy były skierowane w stronę różowowłosej, która stała jak gdybynigdy nic, przygryzając dolną wargę i robiąc niewinną minkę.
- Sakura… -powiedział gniewnie pod nosem, lecz nikt go nie usłyszał, poza nim samy…  
- Przestań głąbiesię śmiać! – warknął, próbując jakoś wydostać się z śnieżnej kupki – Idziemydalej. – dodał ostro, posyłając gromiące spojrzenie swojej żonie, na co ta muwysławiła w podzięce język. Znowu zaczynali się droczyć, jednak tym razem niechcieli się pozabijać nawzajem, wystarczyło im, aby wyprowadzić tą drugą osobęz równowagi. Po co? Dla zabawy?? Czy może od uzależnienia do siebie nawzajem?To się okaże z czasem… Teraz obchodziła ich tylko i wyłącznie ta misja. Bezżadnego więcej słowa ponownie zaczęli iść, jednak pewien shinobi nadal miałszeroki uśmiech na twarzy, po tym, co przed chwilą zobaczył. Kroczyli jeszczekilka godzin, nie zdając sobie sprawy z tego, że praktycznie cały czas mieli zasobą ogon, który nie opuszczał ich ani na krok, jednak również nie atakowali.Chcieli wpierw dowiedzieć się dokładnie gdzie przebywa Daimyo, aby przy okazjiupiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Do celu pozostało im jeszcze jakieś dwieno może trzy godziny. Sakura wraz z Sasuke nie odzywali się praktycznie dosiebie, widocznie kruczowłosy był jeszcze w szoku po tym, co usłyszałwczorajszego wieczoru, chciał zapytać się jej o coś, ale nie teraz, nie, gdy Narutowraz z Kasumi mogliby to słyszeć. Musiał się upewnić pewnej rzeczy, a popowrocie porozmawiać z Madarą, na ten sam temat. Jednak był ktoś, komu buziasię nie zamykała, a owa osobą był nie, kto inny jak, Uzumaki, który rozmawiał zdziewczyną. W ten sposób, chociaż im droga przemijała szybko.
- Ej a wy, cotacy markotni? – spytał, odwracając się do nich
- Wystarczy, żety nadajesz całą drogę. – odparł obojętnie Uchiha
- Przestańcie sięprzekomarzać, dochodzimy już. – wtrąciła Sakura, po czym wskazała na horyzonciedość obszerną wioskę, a z domowych kominów unosił się gęsty dym… Świadczący o tym,że domownicy się ogrzewają w swoich włościach. Jednak Naruto nie spoglądał wtamtą stronę, jego chabrowe tęczówki bacznie lustrowały małżeństwo stojąceprzed nim. A jego dłoń błądziła między jednym a drugim, nie wiedząc, o cochodzi. Gdyż jeszcze nie dawno by skakali sobie do oczu, a teraz taka jakbyzmiana… Jego usta, co chwila się otwierały i zamykały, jednak żadne słowo znich nie wyleciało… Państwo Uchiha, spojrzeli na niego, jak na totalnegoidiotę.
- Naruto, o cochodzi? – spytała zielonooka, nie rozumiejąc jego zachowania, ten jakby wziąłsię w garść po jej słowach…
- Czy ja o czymśnie wiem? – zapytał, wytężając swoje lazurowe tęczówki w ich stronę
- Niby, o czym? –warknął Sasuke, którego owa sytuacja wyraźnie irytowała już, następnie wyminąłgo i zaczął kierować się w stronę wioski… - Ruszcie się! Jesteśmy już prawie namiejscu. – dodał przez ramię, do reszty. Sakura wzruszyła ramionami doprzyjaciela i tak samo jak jej mąż i Kasumi, ruszyli w stronę wioski. Atmosferabyła dość dziwna. Było zbyt spokojnie, za cicho…
- Nie podoba mi siętutaj. – powiedziała brązowowłosa do kunoichi
- Mi też, ale jużprawie jesteśmy. Bądź ostrożna. – odpowiedziała
Z każdą kolejnąminutą, co raz bardzie zbliżali się do swego celu. Jednak wszyscy byli nanajwyższym stopniu gotowości. Wiedzieli, że to nie realne, aby przez całą drogęnikt ich nie zaatakował. A o tym, że Kasumi opuściła wioskę ukrytą w liściach, napewno wiedzieli już. Bez żadnego kłopotu przeszli przez bramę wioski. O dziwotutaj było zupełnie inaczej niż poza granicami owej wioski. Ludzi było pełno,chodzili od sklepu do sklepu, czy ze znajomymi rozmawiali w przytulnejkawiarence. Jednak ich to za bardzo nie obchodzili, kierowali się do centrumwioski, gdzie znajdowała się wielka posiadłości Daimyo. A dostanie się tam, niebyło już takie proste. Wszędzie było pełno straży, która miała pilnować, abynikt niepożądany wszedł. I tu musiała zainterweniować brązowowłosa. Stanęła naprzedzie i zrzuciła kaptur, który miała na głowie. Strażnicy osłupiali…
- Panienka Kasumi…- powiedział jeden
- Tak, przepuściemnie i ich także, to moja ochrona z Konohy. – odpowiedziała dystyngowanie, naco strażnicy momentalnie odsunęli się, przepuszczając tym samym shinobi jak icórkę władcy…
Posiadłość byławręcz ogromna. Kasumi prowadziła ich obszernym korytarzem, w stronę pokoju, wktórym spodziewała się wreszcie ujrzeć swego ojca. Gdy duże wrota sięotworzyły, wreszcie go zobaczyła… Siedział przy kominku, z wyrazem zamyślenia…Twarz dziewczyny mimowolnie się rozjaśniła, nie widziała swojego ojca dośćdługi czas, to on się nią opiekował, gdy matka zginęła przy porodzie.
- Ojcze! –powiedziała wesoła i już zamierzała do niego podejść, gdy coś jej to nieumożliwiło, na swoim nadgarstku poczuła czyjąś dłoń. Automatycznie odwróciłasię do tyłu i ujrzała, że to właśnie zielonooka ją trzyma… - Co rob…?? – nie dokończyła,gdyż nie było to jej dane, ponieważ kruczowłosy wszedł jej w zdanie, a w jegooczach można było dostrzec uaktywniony Sharingan.
- Wychodźcie!!! –powiedział głośno, tak, aby było go słychać w najmniejszym zakamarku tego otopomieszczenia.
- Jednak nie jesteścietacy głupi, na jakich wyglądacie. – usłyszeli męski głos, z nikąd… Uzumaki odrazu zareagował na te słowa, nie pozwoli, aby ktoś obrażał jego przyjaciół, atym bardziej jego samego…
- Co żeśpowiedział??!! – krzyknął wściekły
- Nie mam pojęciajak udało się wam przeżyć burzę śnieżną, ale muszę wam pogratulować, gdyż, jakojedyni przetrwaliście. – usłyszeli, lecz tym razem to nie był ten sam głos, coprzed chwilą, ten był inny… nieco delikatniejszy…. kobiecy… Uchiha słysząc tesłowa, zmarszczył nieco brwi i zacisnął mocno pięść… Wiedział już, że owezjawisko klimatycznie było wywołane specjalnie, aby nieco opóźnić ich podróżjak i zmniejszyć ilość shinobi, którzy mieli ochraniać dziewczynę. Ale przez to,co zrobili, Sakura mogła nie przeżyć, tak zamiast spędzić kilka godzin w zimnejjaskini, mogłaby przeleżeć w ciepłym łóżku i jej stan nie był by taki poważny,aby musieli ją ogrzewać od środka. Gdyby nie to, że zaryzykował mogłoby jejtutaj już nie być.
- Zajmę się nimi,wy chrońcie Kasumi i jej ojca. – warknął do towarzyszy z drużyny, a w jegogłosie można było usłyszeć zaciętość, Sakura już miała zaprotestować tak samojak i Naruto, czemu to niby on ma się świetnie bawić, nie pozwalając im takżena ową przyjemność, jednak on dodał… - Nie jesteście w stanie ich dostrzec,tylko moje Sharingan ich widzi. Po za tym Sakura… jesteś jeszcze za słaba naostrą walkę. – na czole kunoichi pojawiła się żyłka, która poczęłaniebezpiecznie pulsować… Jak on śmiał powiedzieć ze jest za słaba?!?!?!?! Ale zdrugiej strony miał racje… i teraz właśnie to do niej dotarło, dlatego nie, cosię uspokoiła, jednak i tak mu nie daruję, za to, że odważył się takpowiedzieć, jakby nie mógł ująć tego trochę inaczej. Wraz z blondynemniechętnie przytaknęli. Po czym Uzumaki, wykonał swoje klon jutsu, aby mógłpilnować ojca dziewczyny, jak i pomógł, Sakurze w obronie Kasumi.
- Czy ja jestemmałym dzieckiem, który nie da sobie rady? – warknęła w stronę przyjaciela
- No, ale Sakura-chan…- zaczął protestować, ale nie dokończył, gdyż poczuł jak podłoga zaczyna siętrząść, czego sprawką była właśnie kunoichi z morderczym wzrokiem, aby zająłsię sobą…
Natomiast Sasuke,bacznie błądził swoim wzrokiem po całym pomieszczeniu, w poszukiwaniu wrogów,wreszcie ich znalazł… Zza pasa, wyciągnął swoją katanę, która już wiele razypozbawiała życia… Następnie wykonał parę odpowiednich pieczęci, i stworzył nie,co inne jak Chidori, które wprowadził w katanę. Bez najmniejszego wahania,ruszył na przeciwnika, który użył maskującego, jutsu, aby „złączyć” się wścianą.  Mimo iż jest to bardzo przydatnatechnika, to przeciwko Sharingan, nie ma ona najmniejszych szans. Przeciwnik niestetyzdążył zauważyć kekei genkai klanu Uchiha i w ostatniej chwili zdążył sięewakuować.
- Będziesz siębawić ze mną w ciuciu babkę? – spytał z poirytowaniem
- A czemu nie?Wpierw wykończę twoich towarzyszy, a ciebie zostawię na końcu. – usłyszał tużnad swoim uchem, lecz gdy się odwrócił nikogo już nie było… ale za to dostrzegłpewną postać tuż za sylwetką żony.
Sakura wyczuła,że ktoś za nią stoi, szybkim ruchem dłoni wyciągnęła z kabury swoje kunai iwyrzuciła w tył, po czym naciągnęła mocniej swoje skórzane rękawiczki na dłoniei po raz kolejny uderzyła swoją dłonią w podłoże… Co równało się z licznymi szkodamiw pomieszczeniu.
- Nie ładnie jesttak atakować od tyłu. – zadrwiła różowowłosa, nie widziała wroga, sądziła, żejuż leży pod startą gruzu, odwróciła się i to był jej błąd… Niestety niedoceniła przeciwnika…
- SAKURA NABOK!!!!!!!!!!!!!!! – usłyszała krzyk męża, nie wiedząc, o co chodzi, ponownieodwróciła się do tyłu… już wiedziała, o co chodzi, jej przeciwnik, a raczejprzeciwniczka wcale nie zginęła. Ale za to ukazała swoją prawdziwą postać… Byłamimiczną ninja… jej specjalnością było zmienianie postacie, jak i klonowaniesię i zmienianie swoich klonów w inne osoby… Nigdy nie było trójki… była tylkoi wyłącznie ona sama… Różowowłosa była już przygotowana do dalszej walki, gdyujrzała z nikąd czarne płomienie okalające kunoichi. Sakura tak samo jak ireszta nie wiedziała, co się dzieje. Zaczęła cofać się do tyłu… Pomału zaczęłojej świtać w głowie, co to może być, z przerażeniem spojrzała w stronę męża… Wjego oczach był aktywowany kalejdoskopowy Sharingan, nie miała pojęcia, że onposiadł tak ogromną moc… nikt o tym w Konoha nie wiedział… Jej przerażenie niemiało granic, po prostu ją wmurowało…

- Amaterasu… -powiedziała cicho pod nosem… Czytała o nim, to, dzięki Jirayi, Hokage jak iinni jounini wiedzieli o jego istnieniu. Uchiha złapał się za bolące oko iwarknął wściekle… ból był nie do wytrzymania, jednak on już zdążył sięprzyzwyczaić. Po chwili ponownie odsłonił oko, tym razem chcąc, aby czarnepłomienie zniknęły i tak też się stało… Kunoichi spojrzała się w stronęspadkobiercy Sharingan, a w jej zielonych tęczówkach, można było dostrzecniemałą oznakę strachu…

No comments:

Post a Comment

Szablon wykonała Anaya