Ową
wioskę, wktórej spędzili dwie noce opuścili jakąś godzinę
temu. Słońce z czasemwschodziło coraz to wyżej na niebiańskie
sklepienie. Z każdym metrem, jakimprzeszli, coraz bardziej
zagłębiali się w głąb lądu, ku wiosce, w której miałznajdować
się Daimyo. Jak na razie nie spotkali nikogo na swojej drodze i
towłaśnie niepokoiło kruczowłosego… Gdyż pomału zbliżało
się południe, a szliszlakiem handlowym, po którym co chwila
powinien chodzić jakiś kupiec, pogodadzisiejszego ranka również
była ładna, mimo iż śniegu było pełno to temperaturabyła
zerowa a wiatru nie było. Jasne promienie słońca odbijały się od
czystobiałej pokrywy śnieżnej, która była niemalże wszędzie.
To był piękny widok… Zwłaszcza,że na każdej sosnowej gałęzi,
było pełno śniegu, który tylko prosił się o to,aby spaść na
ziemie, robiąc przy tym komuś małego niewinnego psikusa. Sakurzeta
pogoda doskwierała najbardziej, zresztą nie powinna jeszcze
wychodzić zdomu, ale mieli misje, a ona i tak by nie została, nawet
gdyby przywiązali jągrubym sznurem do łóżka, to ona i tak by
znalazła sposób na ucieczkę idołączenie do nich, w celu
kontynuowania misji. Uchiha niezauważalnie lustrowałją swoim
chłodnym spojrzeniem, chcąc się upewnić, że da radę spokojnie
dojść doich ostatniego celu, a później jakoś wrócić do ich
rodzinnej wioski, lecz tobył ich najmniejszy kłopot. Naruto wraz z
brązowo oką szli tuż przed nimi.Kunoichi bardzo kusiło, aby
zrobić niewinny żarcik, swojemu mężowi, niewiedziała skąd wziął
jej się w ogóle taki pomysł, nie mówiąc już o chęciach.Jednak
jakoś od kilkunastu godzin, oboje zachowują się trochę inaczej
wstosunku do siebie… Nie drą kotów przy każdym wypowiedzianym
słowie, jak irównież nie robią sobie na złość, chcąc pokazać,
kto góruje w ich związku. Wreszciew pewnym momencie, nie wytrzymała
i pociągnęła jedną iglastą gałąź tak, żeśnieg, jaki na niej
spoczywał spadł prosto na spadkobiercę Sharingan. Dwójka,
którakroczyła przed nimi, odwróciła się gwałtownie chcąc się
dowiedzieć, skąd wziąłsię owy huk. Blondyn o mało, co nie
wybuchnął śmiechem, widząc, że jegoprzyjaciel jest w środku
pewnej zaspy, która wzięła się niewiadomo skąd. Jegohebanowe
oczy były skierowane w stronę różowowłosej, która stała jak
gdybynigdy nic, przygryzając dolną wargę i robiąc niewinną
minkę.
-
Sakura… -powiedział gniewnie pod nosem, lecz nikt go nie usłyszał,
poza nim samy…
-
Przestań głąbiesię śmiać! – warknął, próbując jakoś
wydostać się z śnieżnej kupki – Idziemydalej. – dodał ostro,
posyłając gromiące spojrzenie swojej żonie, na co ta muwysławiła
w podzięce język. Znowu zaczynali się droczyć, jednak tym razem
niechcieli się pozabijać nawzajem, wystarczyło im, aby wyprowadzić
tą drugą osobęz równowagi. Po co? Dla zabawy?? Czy może od
uzależnienia do siebie nawzajem?To się okaże z czasem… Teraz
obchodziła ich tylko i wyłącznie ta misja. Bezżadnego więcej
słowa ponownie zaczęli iść, jednak pewien shinobi nadal
miałszeroki uśmiech na twarzy, po tym, co przed chwilą zobaczył.
Kroczyli jeszczekilka godzin, nie zdając sobie sprawy z tego, że
praktycznie cały czas mieli zasobą ogon, który nie opuszczał ich
ani na krok, jednak również nie atakowali.Chcieli wpierw dowiedzieć
się dokładnie gdzie przebywa Daimyo, aby przy okazjiupiec dwie
pieczenie na jednym ogniu. Do celu pozostało im jeszcze jakieś
dwieno może trzy godziny. Sakura wraz z Sasuke nie odzywali się
praktycznie dosiebie, widocznie kruczowłosy był jeszcze w szoku po
tym, co usłyszałwczorajszego wieczoru, chciał zapytać się jej o
coś, ale nie teraz, nie, gdy Narutowraz z Kasumi mogliby to słyszeć.
Musiał się upewnić pewnej rzeczy, a popowrocie porozmawiać z
Madarą, na ten sam temat. Jednak był ktoś, komu buziasię nie
zamykała, a owa osobą był nie, kto inny jak, Uzumaki, który
rozmawiał zdziewczyną. W ten sposób, chociaż im droga przemijała
szybko.
-
Ej a wy, cotacy markotni? – spytał, odwracając się do nich
-
Wystarczy, żety nadajesz całą drogę. – odparł obojętnie
Uchiha
-
Przestańcie sięprzekomarzać, dochodzimy już. – wtrąciła
Sakura, po czym wskazała na horyzonciedość obszerną wioskę, a z
domowych kominów unosił się gęsty dym… Świadczący o tym,że
domownicy się ogrzewają w swoich włościach. Jednak Naruto nie
spoglądał wtamtą stronę, jego chabrowe tęczówki bacznie
lustrowały małżeństwo stojąceprzed nim. A jego dłoń błądziła
między jednym a drugim, nie wiedząc, o cochodzi. Gdyż jeszcze nie
dawno by skakali sobie do oczu, a teraz taka jakbyzmiana… Jego
usta, co chwila się otwierały i zamykały, jednak żadne słowo
znich nie wyleciało… Państwo Uchiha, spojrzeli na niego, jak na
totalnegoidiotę.
-
Naruto, o cochodzi? – spytała zielonooka, nie rozumiejąc jego
zachowania, ten jakby wziąłsię w garść po jej słowach…
-
Czy ja o czymśnie wiem? – zapytał, wytężając swoje lazurowe
tęczówki w ich stronę
-
Niby, o czym? –warknął Sasuke, którego owa sytuacja wyraźnie
irytowała już, następnie wyminąłgo i zaczął kierować się w
stronę wioski… - Ruszcie się! Jesteśmy już prawie namiejscu. –
dodał przez ramię, do reszty. Sakura wzruszyła ramionami
doprzyjaciela i tak samo jak jej mąż i Kasumi, ruszyli w stronę
wioski. Atmosferabyła dość dziwna. Było zbyt spokojnie, za cicho…
-
Nie podoba mi siętutaj. – powiedziała brązowowłosa do kunoichi
-
Mi też, ale jużprawie jesteśmy. Bądź ostrożna. –
odpowiedziała
Z
każdą kolejnąminutą, co raz bardzie zbliżali się do swego celu.
Jednak wszyscy byli nanajwyższym stopniu gotowości. Wiedzieli, że
to nie realne, aby przez całą drogęnikt ich nie zaatakował. A o
tym, że Kasumi opuściła wioskę ukrytą w liściach, napewno
wiedzieli już. Bez żadnego kłopotu przeszli przez bramę wioski. O
dziwotutaj było zupełnie inaczej niż poza granicami owej wioski.
Ludzi było pełno,chodzili od sklepu do sklepu, czy ze znajomymi
rozmawiali w przytulnejkawiarence. Jednak ich to za bardzo nie
obchodzili, kierowali się do centrumwioski, gdzie znajdowała się
wielka posiadłości Daimyo. A dostanie się tam, niebyło już takie
proste. Wszędzie było pełno straży, która miała pilnować,
abynikt niepożądany wszedł. I tu musiała zainterweniować
brązowowłosa. Stanęła naprzedzie i zrzuciła kaptur, który miała
na głowie. Strażnicy osłupiali…
-
Panienka Kasumi…- powiedział jeden
-
Tak, przepuściemnie i ich także, to moja ochrona z Konohy. –
odpowiedziała dystyngowanie, naco strażnicy momentalnie odsunęli
się, przepuszczając tym samym shinobi jak icórkę władcy…
Posiadłość
byławręcz ogromna. Kasumi prowadziła ich obszernym korytarzem, w
stronę pokoju, wktórym spodziewała się wreszcie ujrzeć swego
ojca. Gdy duże wrota sięotworzyły, wreszcie go zobaczyła…
Siedział przy kominku, z wyrazem zamyślenia…Twarz dziewczyny
mimowolnie się rozjaśniła, nie widziała swojego ojca dośćdługi
czas, to on się nią opiekował, gdy matka zginęła przy porodzie.
-
Ojcze! –powiedziała wesoła i już zamierzała do niego podejść,
gdy coś jej to nieumożliwiło, na swoim nadgarstku poczuła czyjąś
dłoń. Automatycznie odwróciłasię do tyłu i ujrzała, że to
właśnie zielonooka ją trzyma… - Co rob…?? – nie
dokończyła,gdyż nie było to jej dane, ponieważ kruczowłosy
wszedł jej w zdanie, a w jegooczach można było dostrzec
uaktywniony Sharingan.
-
Wychodźcie!!! –powiedział głośno, tak, aby było go słychać w
najmniejszym zakamarku tego otopomieszczenia.
-
Jednak nie jesteścietacy głupi, na jakich wyglądacie. –
usłyszeli męski głos, z nikąd… Uzumaki odrazu zareagował na te
słowa, nie pozwoli, aby ktoś obrażał jego przyjaciół, atym
bardziej jego samego…
-
Co żeśpowiedział??!! – krzyknął wściekły
-
Nie mam pojęciajak udało się wam przeżyć burzę śnieżną, ale
muszę wam pogratulować, gdyż, jakojedyni przetrwaliście. –
usłyszeli, lecz tym razem to nie był ten sam głos, coprzed chwilą,
ten był inny… nieco delikatniejszy…. kobiecy… Uchiha słysząc
tesłowa, zmarszczył nieco brwi i zacisnął mocno pięść…
Wiedział już, że owezjawisko klimatycznie było wywołane
specjalnie, aby nieco opóźnić ich podróżjak i zmniejszyć ilość
shinobi, którzy mieli ochraniać dziewczynę. Ale przez to,co
zrobili, Sakura mogła nie przeżyć, tak zamiast spędzić kilka
godzin w zimnejjaskini, mogłaby przeleżeć w ciepłym łóżku i
jej stan nie był by taki poważny,aby musieli ją ogrzewać od
środka. Gdyby nie to, że zaryzykował mogłoby jejtutaj już nie
być.
-
Zajmę się nimi,wy chrońcie Kasumi i jej ojca. – warknął do
towarzyszy z drużyny, a w jegogłosie można było usłyszeć
zaciętość, Sakura już miała zaprotestować tak samojak i Naruto,
czemu to niby on ma się świetnie bawić, nie pozwalając im takżena
ową przyjemność, jednak on dodał… - Nie jesteście w stanie ich
dostrzec,tylko moje Sharingan ich widzi. Po za tym Sakura… jesteś
jeszcze za słaba naostrą walkę. – na czole kunoichi pojawiła
się żyłka, która poczęłaniebezpiecznie pulsować… Jak on
śmiał powiedzieć ze jest za słaba?!?!?!?! Ale zdrugiej strony
miał racje… i teraz właśnie to do niej dotarło, dlatego nie,
cosię uspokoiła, jednak i tak mu nie daruję, za to, że odważył
się takpowiedzieć, jakby nie mógł ująć tego trochę inaczej.
Wraz z blondynemniechętnie przytaknęli. Po czym Uzumaki, wykonał
swoje klon jutsu, aby mógłpilnować ojca dziewczyny, jak i pomógł,
Sakurze w obronie Kasumi.
-
Czy ja jestemmałym dzieckiem, który nie da sobie rady? – warknęła
w stronę przyjaciela
-
No, ale Sakura-chan…- zaczął protestować, ale nie dokończył,
gdyż poczuł jak podłoga zaczyna siętrząść, czego sprawką była
właśnie kunoichi z morderczym wzrokiem, aby zająłsię sobą…
Natomiast
Sasuke,bacznie błądził swoim wzrokiem po całym pomieszczeniu, w
poszukiwaniu wrogów,wreszcie ich znalazł… Zza pasa, wyciągnął
swoją katanę, która już wiele razypozbawiała życia… Następnie
wykonał parę odpowiednich pieczęci, i stworzył nie,co inne jak
Chidori, które wprowadził w katanę. Bez najmniejszego
wahania,ruszył na przeciwnika, który użył maskującego, jutsu,
aby „złączyć” się wścianą. Mimo iż jest to bardzo
przydatnatechnika, to przeciwko Sharingan, nie ma ona najmniejszych
szans. Przeciwnik niestetyzdążył zauważyć kekei genkai klanu
Uchiha i w ostatniej chwili zdążył sięewakuować.
-
Będziesz siębawić ze mną w ciuciu babkę? – spytał z
poirytowaniem
-
A czemu nie?Wpierw wykończę twoich towarzyszy, a ciebie zostawię
na końcu. – usłyszał tużnad swoim uchem, lecz gdy się odwrócił
nikogo już nie było… ale za to dostrzegłpewną postać tuż za
sylwetką żony.
Sakura
wyczuła,że ktoś za nią stoi, szybkim ruchem dłoni wyciągnęła
z kabury swoje kunai iwyrzuciła w tył, po czym naciągnęła
mocniej swoje skórzane rękawiczki na dłoniei po raz kolejny
uderzyła swoją dłonią w podłoże… Co równało się z licznymi
szkodamiw pomieszczeniu.
-
Nie ładnie jesttak atakować od tyłu. – zadrwiła różowowłosa,
nie widziała wroga, sądziła, żejuż leży pod startą gruzu,
odwróciła się i to był jej błąd… Niestety niedoceniła
przeciwnika…
-
SAKURA NABOK!!!!!!!!!!!!!!! – usłyszała krzyk męża, nie
wiedząc, o co chodzi, ponownieodwróciła się do tyłu… już
wiedziała, o co chodzi, jej przeciwnik, a raczejprzeciwniczka wcale
nie zginęła. Ale za to ukazała swoją prawdziwą postać…
Byłamimiczną ninja… jej specjalnością było zmienianie
postacie, jak i klonowaniesię i zmienianie swoich klonów w inne
osoby… Nigdy nie było trójki… była tylkoi wyłącznie ona
sama… Różowowłosa była już przygotowana do dalszej walki,
gdyujrzała z nikąd czarne płomienie okalające kunoichi. Sakura
tak samo jak ireszta nie wiedziała, co się dzieje. Zaczęła cofać
się do tyłu… Pomału zaczęłojej świtać w głowie, co to może
być, z przerażeniem spojrzała w stronę męża… Wjego oczach był
aktywowany kalejdoskopowy Sharingan, nie miała pojęcia, że
onposiadł tak ogromną moc… nikt o tym w Konoha nie wiedział…
Jej przerażenie niemiało granic, po prostu ją wmurowało…
-
Amaterasu… -powiedziała cicho pod nosem… Czytała o nim, to,
dzięki Jirayi, Hokage jak iinni jounini wiedzieli o jego istnieniu.
Uchiha złapał się za bolące oko iwarknął wściekle… ból był
nie do wytrzymania, jednak on już zdążył sięprzyzwyczaić. Po
chwili ponownie odsłonił oko, tym razem chcąc, aby czarnepłomienie
zniknęły i tak też się stało… Kunoichi spojrzała się w
stronęspadkobiercy Sharingan, a w jej zielonych tęczówkach, można
było dostrzecniemałą oznakę strachu…
No comments:
Post a Comment