Z
dedykacja dla SongoPan:*
Kilka
godzin pozniej... Konoha-gakure... Wieczor byl pochmurny, blask
ksiezyca byl przycmiony przez grube chmury, ktore dzisiejszej nocy
dominowaly na niebie. Widocznie zbieralo sie deszcz. Wiekszosc
swiatel w wiosce byly juz od dawna zgaszone, jedynie w siedzibie
wielmoznej nadal byly zapalone. Trojka shinobi wraz z kunoichi
znajdowali sie w tej chwili w gabinecie, najwazniejszej osoby w ow
wiosce, ktora byla Piata Hokage. Czworka Ninja wlasnie zdawala raport
ze swojej ostatniej misji, co nie bylo latwym zadaniem, zwazywszy na
stan psychiczny rozowo wlosej, ktora udawalo ze wszystkoj est w
porzadku, tak jakby nic sie nie wydarzylo... Mimo ze tresc listu od
Sasuke, doskonale pamietala, starala nie zawracac sobie tym glowy,
chociaz byl bolesny... pozostawil wielka rane na jej sercu, ktora
krwawila z kazda chwila... kazda nowa sekunda... z kazdym
wspomnieniem jakie naplynelo do jej glowy... Jednak nie chciala
popadac w blogi letarg, tak jak ostatnio. Rowniez nie chciala aby
reszta sie o nia martwila, postanowila sprobowac zyc dalej z
krwawiaca rana na sercu... W tej chwili nie sluchala tego jak
Shikamaru zdaje dosc dokladna relacje z misji, z ktorej przed chwila
wrocili, jednak to byla jej decyzja, wiedziala ze przed Tsunade nie
da sie niczego ukryc... dlatego sama powiedziala Narze aby
opowiedzial o wszystkim wielmoznej, jednak... wlasnie zawsze musi byc
jakies „jednak”... nie chciala aby w tej chwili Piata z nia
rozmawiala o zaistanialej sytuacji, przy wszystkich... Wolala to
zrobic na osobnosci, jesli rozmowa jest konieczna. Przez caly czas
przez jej glowe przelatywaly jej fragmentu ow listu... listu ktory
zezlosci podarla na drobne kawaleczki, a nastepnie rozrzucila je po
polu. „...Jestes nikim... Nic miedzy nami nigdy nie zaszlo i
nie zajdzie... Nie masz po co mnie szukac i blagac o powrot, bo tak
sie na pewno nigdy nie stanie, przysiegam ci to!!!... Najlepiej
bedzie jak zapomnisz mnie!!!... To co kiedys mowilem, to nieprawda!!!
Czyste klamstwo!!! Nie mam powodu wiecej ciebie oklamywac, jednak
dobrze bylo sie z toba zabawic, przez jedna noc!!! Nadal jestes
irytujaca, nawet jeszcze bardziej, niz za czasow dziecinstwa!!!..”
To
byla jedynie czesc tego bolesnego dla niej listu... potraktowal ja
tylko i wylacznie jak zwykla zabawke, ktora dziecko dostaje, jesli
jej bardzo chce, a nastepnie i tak laduje na zakurzonej polce, z
innymi zabawkami... Byla tak zamyslona i wpatrzona w drewniana
podloge, ze nawet nie zauwazyla jak jej przyjaciele opuscili gabinet
Piatej... Po chwili uslyszala glos... glos ktory w tej chwili nie byl
surowy ani srogi, tylko bylo w nim pelno ciepla, troski... a takze
matczynej milosci... Jednak Tsunade nie byla jej matka, ale ja tak
traktowala, ze wzgledu ze nigdy niemiala wlasnych dzieci, a Sakura
stracila swoja matka i zarowno ojca, podczas ataku Orochimaru na ich
wioske, w trakcie egzaminu na Chuunina.
-
Sakura? – uslyszala, i zaczela delikatnie podnosic swoj wzrok na
blad wlosa kobiete, a nastepnie rozgladnela sie po pomieszczeniu, w
poszukiwaniu przyjaciol...
-
Gdzie oni sa? – spytala lekko zdezorientowany tonem glosu
-
Przed chwila wyszli. A teraz chcialabym z toba porozmawiac... jesli
oczywiscie jestes teraz w stanie rozmawiac. Bo sadze ze wiesz o czym
bym chciala z toba porozmawiac. – powiedziala, jednak w jej glosie,
nie bylo ani jednej nutki ponaglenia czy niecierpliwosci...
-
Mysle ze teraz bedzie na to najlepsza pora. –powiedziala bez
zastanowienia, stanowczym tonem, gdy Wielmozna juz miala cos
powiedziec, rozowo wlosa ja uprzedzila – Jednak zanim o co kolwiek
zapytasz, wiec ze nie mam zamiaru powtarzac tego co mialo miejsce
niedawno. Nigdy wiecej sie to nie powtorzy. Nie chce nikomu nigdy
wiecej sprawiac klopotu, nie chce rowniez aby sie o mnie
bezpotrzebnie martwili. To ze zostalam oszukana i wykorzystana jak
mala dziewczynka jeszcze nic nie znaczy. Dlatego postaram sie nie
zaprzatac tym sobie glowy, ani nikomu innemu, jedynie czego pragne to
w tej chwili umacniac sie w roli medic-ninja. – powiedziala, od kad
zaczela swoja krotka przemowe, Tsunade wpatrywala sie w nia, i
„zatapiala” sie w kazdym wypowiedzianym przez nia slowie... Przez
chwile, gleboko myslala nad tym co wlasnie uslyszala z ust zielono
okiej... Gleboko w duszy byla zadowolona z jej postawy i z tego co
powiedziala i doskonale wiedziala ze jesli ona cos powie, lub sie
czegos gleboko zaprze bedzie do tego darzyc z calej swojej sily, nie
zwazajac na nic innego.
-
Ciesze sie z twojego postanowienia a ja ci w tym moge pomoc... –
zaczela na co Sakura lekko zmarszczyla swoje brwi, wyczekujac az jej
mentorka dokonczy to co zaczela - ...nie wspomne juz ani slowem o nim
przy tobie, co pozwoli ci o nim zapomniec, a takze co powiesz na mala
pomoc w szpitalu? To by ci pomoglo troche zdobyc nieco wieksze
doswiadczenie. – dodala, na bladej twarzy Haruno, pojawil sie
usmiech wdziecznosci... pierwszy szczery usmiech od dluzszego
czasu...
-
Arigatou. Moge juz odejsc? – spytala po chwili
-
Tak. – odpowiedziela, a gdy dziewczyna miala juz przegroczyc prog
jej gabinetu, dodala – Albo wiesz co, czekaj chwilke, pojde z toba.
Bo mam juz serdecznie dosc tej papierkowej roboty. – Sakura
zachichotala
-
A co jak Shizune sie dowie? – spytala z nutka rozbawienia
-
Pewnie znowu da mi „szlaban” na Sake. – odpowiedziala z
poirytowaniem w glosie – Jednak nie wie ze ja mam jeszcze schowane
zapasy. – dodala po czym obie wyszly z gabinetu, a nastepnie z
siedziby Hokage i skierowaly sie w strone domu rozowo wlosej. W
pewnym momencie, mlodej kunoichi zakrecilo sie w glowie...
-
Nic ci nie jest? – spytala zmartwiona Tsunade
-
Nie, to tylko ze zmeczenia. Musze sie porzadnie wyspac, a rano zjesc
cos dobrego. – odpowiedziala, na co bladynka tylko pokiwala glowa i
kontynuowaly swoja przechadzke...
~~**~~
W
tym samym czasie w dosc dalekiej odleglosci od KrainyOgnia. W grocie
wyzlobionej w grubej skale znajdowaly sie cztery osoby. Ognisko bylo
posrodku, od ktorego bil cieply i przyjemny zar, rozgrzewajac ich
twarze. Jednak jedna osoba byla nie przytomna... lezala na poslaniu,
uslanym ze zboza atakze kilku cieplych materialow. Byl to Sasuke
Uchiha... Jego hebanowe oczy byly przykryte pod bladymi powiekami od
paru godzin. Najciezsze rane jakich doznal nie bylo juz na jego
ciele, tylko i wylacznie dzieki pomocy Sakury. Jednak tego nie
wiedzial. Niewiedzial rowniez co sie wydarzylo, nie zdawal sobie z
tego sprawy... W tej chwili snil tylko i wylacznie o niej... o jej
rozowych wlosach... zielonych oczach... a takze o jej malinowych
ustach, w ktorych tak bardzo lubil sie zatapiac, jednak nie bylo im
dane nacieszyc sie soba... swoja bliskoscia... Po chwili zaczal czuc
przyjemne cieplo na swojej twarzy, leniwie zaczal otwierac swoje
powieki. Gdy jego czarne oczy ujrzaly ponownie realny swiat, zamrugal
kilka razy, po czym zaczal rozgladac sie po miejscu w ktorym sie
znajdowal... Dojrzal jedynie, skaly, ognisko a takze twarze swoich
towarzyszy z druzyny.
-
Sasuke-kun, wreszcie sie obudziles! – krzyknela rozradowanaKarin,
rzucajac sie mu na szyje
-
Znowu sie zaczyna. – westchnal znudzony Suigetsu, na co brazowo
wlosy ktory siedzial obok, tylko przytaknal z tym samym entuzjazmem
co on
-
Uspokoj sie! – powiedzial lekko podniesionym tonem Uchiha,
zdejmujac tym samym jej rece ze swojej szyje, ktore dosc ciasno
zapletla, jednak to nie sprawilo mu zadnego problemu
-
Nawet nie wiesz jak sie martwilam!! – odburnela oburzonym tonem,
krzyzujac rece na piersiach
-
Nie obchodzi mnie to! – powiedzial jednak tym razem w jego glosie
bylo slychac ta zwyczajna oschlosc, na otaczajacy go swiat – Gdzie
oni sa? – spytal po chwili nie co delilkatniejszym tonem. Jednak
ani niebiesko wlosy ani Juugo nie wiedzieli o czym on mowi... jedyne
co zrobili gdy to uslyszeli to spojrzeli po sobie. Ale za to czerwono
wlosa przypatrywala sie tej rozmowie z zaciekawieniem, wiedziala ze
jej takze nie ominie rozmowa.
-
Jacy oni? – spytal brazowo wlosy
-
Sakura! Naruto, Shikamaru i jakis jeszcze jeden. Gdzie oni sa? –
spytal, jednak imie dziewczyny niemal ze wykrzyknal. Gdy Suigetsu to
uslyszal, od razu spojrzal na Karin, ktora stala nie wzruszona,
opierajac sie o sciane...
-
Nic o nich nie wiemy. – odpowiedzial Juugo, kruczowlosy juz mial
cos powiedziec, a raczej wybuchnac, gdy Suigetsu sie odezwal...
-
Karin cie znalazla i tu przyciagla, wiec pytaj sie jej o nich. Bo nam
nic nie pisnela o nich slowkiem. – dodal, w jego glosie mozna bylo
slyszec zlosc, dobrze wiedzial do czego czerwono wlosa jest zdolna,
aby zdobyc to czego chce... Nagle Uchiha zniknal ze swojego poslania
i znalazl sie tuz przed kunoichi, mocno trzymajac ja za szyje, aby
nie mogla nigdzie pojsc, dopoki nie powie mu wszystkiego...
-
Gdzie oni sa?! – powiedzial podniesionym glosem, jednak nic...
cisza... – GDZIE ONI SA?! – ryknal, na co ona sie wzdrygnela i az
podszkoczyla gdy go uslyszala, poczula ze jego uscisk sie coraz
bardziej zaciasnia...
-
Oni... powiedzieli... ze nie... masz... po... co...wracac... do...
wioski... – odpowiedziala zachrypialym glosem z powodu nie
dostatecznej ilosci tlenu
-
Nie wierze ci! Dlaczego mieliby tak mowic? – zadrwil, jednak to co
mial zaraz uslyszec, wywroci jego zycie do gory nogami... pokrzyzuje
jego plany... plany w ktorych byl on i rozowo wlosa...
-
Bo... ona... zginela... oddajac... za... ciebie...swoje... marne...
zycie... – odpowiedziala tym samym tonem co wczesniej... nagle
poczula jak uscisk na jej gardle rozluznia sie, a ona sama upadla na
ziemie, i zaczela „polykac” otaczajace ja powietrze
-
Klamiesz! – krzyknal w jej strone
-
Nie... klamie... – wydukala dlawiac sie dawka tlenu, w jej glosie
bylo slychac stanowczosc i opanowanie... zaczal... zaczal jej
wierzyc... chwiejnym krokiem, kierowal sie w strone wyjscia z
groty...
-
Gdzie idziesz? – spytal Suigetsu
-
Przejsc sie. – odpowiedzial oschlym tonem i zniknal z ich pola
widzenia... Na otwartej przestrzeni, padal deszcz i to dosc mocno.
Jednak mu to nie przeszkadzalo. Siedzial na kamieniu i wpatrywal sie
w oddalonao kilka jardow zielona doline... ta zielen, przypominala mu
w tej chwili tylko i wylacznie kolor jej oczu... czy to prawda, ze
przed kilkoma godzina zamknely sie na amen? Czy rzeczywiscie
przywrocila go do zycia... zakanczajac tym samym swoj zywot? Nie
wiedzial tego... nie byl pewny... ale slowa Karin, byly dla niego tak
rzeczywiste, tak prawdziwe... Nagle jego wzrok przeniosl sie na
ciemno granatowe sklepienie, na ktorym nie bylo ani jednej gwiazdy,
jedynie co bylo widac to duze burzowe chmury z ktorych kaskada laly
sie krystaliczne krople, ociekajace w tej chwili po bladej twarzy
Sasuke. Z daleka mozna by powiedziec ze plakal w tej chwili, bo tak
to wygladalo, gdy krople deszczu wyplywaly z jego oczu... Jednak on
rzeczywiscie plakal... Te ciezkie krople deszczu mieszaly sie z jego
slonymi lzami... Nawet gdy jego wzrok znowu skupil sie na
dolinie jaka widzial przed soba, nadal plakal... Tak Wielki Pan
Uchiha plakal... chociaz nie chcial tego okazywac... Po chwili jego
powieki zaczely pomalu zachodzic na jego hebanowe oczy, nie chcial
patrzyc na ta zielen przed soba, ktora przywracala w nim zbyt duzo
wspomnien, tak dla niego bolesnych. Teraz pograzal sie we
wspomnieniach... w tych kilku dniach przed prawie szescioma
tygodniami, ktore spedzili razem... jako jednosc... jako jedna
wspolna dusza... Jednakze przyszedl czas aby ten magiczny czar
prysnal... Pozostaly mu tylko wspomnienia i modlitwa o to aby sie
spotkali w snach...
No comments:
Post a Comment