30

Z dedykacja dla SongoPan:*

Kilka godzin pozniej... Konoha-gakure... Wieczor byl pochmurny, blask ksiezyca byl przycmiony przez grube chmury, ktore dzisiejszej nocy dominowaly na niebie. Widocznie zbieralo sie deszcz. Wiekszosc swiatel w wiosce byly juz od dawna zgaszone, jedynie w siedzibie wielmoznej nadal byly zapalone. Trojka shinobi wraz z kunoichi znajdowali sie w tej chwili w gabinecie, najwazniejszej osoby w ow wiosce, ktora byla Piata Hokage. Czworka Ninja wlasnie zdawala raport ze swojej ostatniej misji, co nie bylo latwym zadaniem, zwazywszy na stan psychiczny rozowo wlosej, ktora udawalo ze wszystkoj est w porzadku, tak jakby nic sie nie wydarzylo... Mimo ze tresc listu od Sasuke, doskonale pamietala, starala nie zawracac sobie tym glowy, chociaz byl bolesny... pozostawil wielka rane na jej sercu, ktora krwawila z kazda chwila... kazda nowa sekunda... z kazdym  wspomnieniem jakie naplynelo do jej glowy... Jednak nie chciala popadac w blogi letarg, tak jak ostatnio. Rowniez nie chciala aby reszta sie o nia martwila, postanowila sprobowac zyc dalej z krwawiaca rana na sercu...  W tej chwili nie sluchala tego jak Shikamaru zdaje dosc dokladna relacje z misji, z ktorej przed chwila wrocili, jednak to byla jej decyzja, wiedziala ze przed Tsunade nie da sie niczego ukryc... dlatego sama powiedziala Narze aby opowiedzial o wszystkim wielmoznej, jednak... wlasnie zawsze musi byc jakies „jednak”... nie chciala aby w tej chwili Piata z nia rozmawiala o zaistanialej sytuacji, przy wszystkich... Wolala to zrobic na osobnosci, jesli rozmowa jest konieczna. Przez caly czas przez jej glowe przelatywaly jej fragmentu ow listu... listu ktory zezlosci podarla na drobne kawaleczki, a nastepnie rozrzucila je po polu.  „...Jestes nikim... Nic miedzy nami nigdy nie zaszlo i nie zajdzie... Nie masz po co mnie szukac i blagac o powrot, bo tak sie na pewno nigdy nie stanie, przysiegam ci to!!!... Najlepiej bedzie jak zapomnisz mnie!!!... To co kiedys mowilem, to nieprawda!!! Czyste klamstwo!!! Nie mam powodu wiecej ciebie oklamywac, jednak dobrze bylo sie z toba zabawic, przez jedna noc!!! Nadal jestes irytujaca, nawet jeszcze bardziej, niz za czasow dziecinstwa!!!..”  
To byla jedynie czesc tego bolesnego dla niej listu... potraktowal ja tylko i wylacznie jak zwykla zabawke, ktora dziecko dostaje, jesli jej bardzo chce, a nastepnie i tak laduje na zakurzonej polce, z innymi zabawkami... Byla tak zamyslona i wpatrzona w drewniana podloge, ze nawet nie zauwazyla jak jej przyjaciele opuscili gabinet Piatej... Po chwili uslyszala glos... glos ktory w tej chwili nie byl surowy ani srogi, tylko bylo w nim pelno ciepla, troski... a takze matczynej milosci... Jednak Tsunade nie byla jej matka, ale ja tak traktowala, ze wzgledu ze nigdy niemiala wlasnych dzieci, a Sakura stracila swoja matka i zarowno ojca, podczas ataku Orochimaru na ich wioske, w trakcie egzaminu na Chuunina.
- Sakura? – uslyszala, i zaczela delikatnie podnosic swoj wzrok na blad wlosa kobiete, a nastepnie rozgladnela sie po pomieszczeniu, w poszukiwaniu przyjaciol...
- Gdzie oni sa? – spytala lekko zdezorientowany tonem glosu
- Przed chwila wyszli. A teraz chcialabym z toba porozmawiac... jesli oczywiscie jestes teraz w stanie rozmawiac. Bo sadze ze wiesz o czym bym chciala z toba porozmawiac. – powiedziala, jednak w jej glosie, nie bylo ani jednej nutki ponaglenia czy niecierpliwosci...
- Mysle ze teraz bedzie na to najlepsza pora. –powiedziala bez zastanowienia, stanowczym tonem, gdy Wielmozna juz miala cos powiedziec, rozowo wlosa ja uprzedzila – Jednak zanim o co kolwiek zapytasz, wiec ze nie mam zamiaru powtarzac tego co mialo miejsce niedawno. Nigdy wiecej sie to nie powtorzy. Nie chce nikomu nigdy wiecej sprawiac klopotu, nie chce rowniez aby sie o mnie bezpotrzebnie martwili. To ze zostalam oszukana i wykorzystana jak mala dziewczynka jeszcze nic nie znaczy. Dlatego postaram sie nie zaprzatac tym sobie glowy, ani nikomu innemu, jedynie czego pragne to w tej chwili umacniac sie w roli medic-ninja. – powiedziala, od kad zaczela swoja krotka przemowe, Tsunade wpatrywala sie w nia, i „zatapiala” sie w kazdym wypowiedzianym przez nia slowie... Przez chwile, gleboko myslala nad tym co wlasnie uslyszala z ust zielono okiej... Gleboko w duszy byla zadowolona z jej postawy i z tego co powiedziala i doskonale wiedziala ze jesli ona cos powie, lub sie czegos gleboko zaprze bedzie do tego darzyc z calej swojej sily, nie zwazajac na nic innego.
- Ciesze sie z twojego postanowienia a ja ci w tym moge pomoc... – zaczela na co Sakura lekko zmarszczyla swoje brwi, wyczekujac az jej mentorka dokonczy to co zaczela - ...nie wspomne juz ani slowem o nim przy tobie, co pozwoli ci o nim zapomniec, a takze co powiesz na mala pomoc w szpitalu? To by ci pomoglo troche zdobyc nieco wieksze doswiadczenie. – dodala, na bladej twarzy Haruno, pojawil sie usmiech wdziecznosci... pierwszy szczery usmiech od dluzszego czasu...
- Arigatou. Moge juz odejsc? – spytala po chwili
- Tak. – odpowiedziela, a gdy dziewczyna miala juz przegroczyc prog jej gabinetu, dodala – Albo wiesz co, czekaj chwilke, pojde z toba. Bo mam juz serdecznie dosc tej papierkowej roboty. – Sakura zachichotala
- A co jak Shizune sie dowie? – spytala z nutka rozbawienia
- Pewnie znowu da mi „szlaban” na Sake. – odpowiedziala z poirytowaniem w glosie – Jednak nie wie ze ja mam jeszcze schowane zapasy. – dodala po czym obie wyszly z gabinetu, a nastepnie z siedziby Hokage i skierowaly sie w strone domu rozowo wlosej. W pewnym momencie, mlodej kunoichi zakrecilo sie w glowie...
- Nic ci nie jest? – spytala zmartwiona Tsunade
- Nie, to tylko ze zmeczenia. Musze sie porzadnie wyspac, a rano zjesc cos dobrego. – odpowiedziala, na co bladynka tylko pokiwala glowa i kontynuowaly swoja przechadzke...
~~**~~
W tym samym czasie w dosc dalekiej odleglosci od KrainyOgnia. W grocie wyzlobionej w grubej skale znajdowaly sie cztery osoby. Ognisko bylo posrodku, od ktorego bil cieply i przyjemny zar, rozgrzewajac ich twarze. Jednak jedna osoba byla nie przytomna... lezala na poslaniu, uslanym ze zboza atakze kilku cieplych materialow. Byl to Sasuke Uchiha... Jego hebanowe oczy byly przykryte pod bladymi powiekami od paru godzin. Najciezsze rane jakich doznal nie bylo juz na jego ciele, tylko i wylacznie dzieki pomocy Sakury. Jednak tego nie wiedzial. Niewiedzial rowniez co sie wydarzylo, nie zdawal sobie z tego sprawy... W tej chwili snil tylko i wylacznie o niej... o jej rozowych wlosach... zielonych oczach... a takze o jej malinowych ustach, w ktorych tak bardzo lubil sie zatapiac, jednak nie bylo im dane nacieszyc sie soba... swoja bliskoscia... Po chwili zaczal czuc przyjemne cieplo na swojej twarzy, leniwie zaczal otwierac swoje powieki. Gdy jego czarne oczy ujrzaly ponownie realny swiat, zamrugal kilka razy, po czym zaczal rozgladac sie po miejscu w ktorym sie znajdowal... Dojrzal jedynie, skaly, ognisko a takze twarze swoich towarzyszy z druzyny.
- Sasuke-kun, wreszcie sie obudziles! – krzyknela rozradowanaKarin, rzucajac sie mu na szyje
- Znowu sie zaczyna. – westchnal znudzony Suigetsu, na co brazowo wlosy ktory siedzial obok, tylko przytaknal z tym samym entuzjazmem co on
- Uspokoj sie! – powiedzial lekko podniesionym tonem Uchiha, zdejmujac tym samym jej rece ze swojej szyje, ktore dosc ciasno zapletla, jednak to nie sprawilo mu zadnego problemu
- Nawet nie wiesz jak sie martwilam!! – odburnela oburzonym tonem, krzyzujac rece na piersiach
- Nie obchodzi mnie to! – powiedzial jednak tym razem w jego glosie bylo slychac ta zwyczajna oschlosc, na otaczajacy go swiat – Gdzie oni sa? – spytal po chwili nie co delilkatniejszym tonem. Jednak ani niebiesko wlosy ani Juugo nie wiedzieli o czym on mowi... jedyne co zrobili gdy to uslyszeli to spojrzeli po sobie. Ale za to czerwono wlosa przypatrywala sie tej rozmowie z zaciekawieniem, wiedziala ze jej takze nie ominie rozmowa.
- Jacy oni? – spytal brazowo wlosy
- Sakura! Naruto, Shikamaru i jakis jeszcze jeden. Gdzie oni sa? – spytal, jednak imie dziewczyny niemal ze wykrzyknal. Gdy Suigetsu to uslyszal, od razu spojrzal na Karin, ktora stala nie wzruszona, opierajac sie o sciane...
- Nic o nich nie wiemy. – odpowiedzial Juugo, kruczowlosy juz mial cos powiedziec, a raczej wybuchnac, gdy Suigetsu sie odezwal...
- Karin cie znalazla i tu przyciagla, wiec pytaj sie jej o nich. Bo nam nic nie pisnela o nich slowkiem. – dodal, w jego glosie mozna bylo slyszec zlosc, dobrze wiedzial do czego czerwono wlosa jest zdolna, aby zdobyc to czego chce... Nagle Uchiha zniknal ze swojego poslania i znalazl sie tuz przed kunoichi, mocno trzymajac ja za szyje, aby nie mogla nigdzie pojsc, dopoki nie powie mu wszystkiego...
- Gdzie oni sa?! – powiedzial podniesionym glosem, jednak nic... cisza... – GDZIE ONI SA?! – ryknal, na co ona sie wzdrygnela i az podszkoczyla gdy go uslyszala, poczula ze jego uscisk sie coraz bardziej zaciasnia...
- Oni... powiedzieli... ze nie... masz... po... co...wracac... do... wioski... – odpowiedziala zachrypialym glosem z powodu nie dostatecznej ilosci tlenu
- Nie wierze ci! Dlaczego mieliby tak mowic? – zadrwil, jednak to co mial zaraz uslyszec, wywroci jego zycie do gory nogami... pokrzyzuje jego plany... plany w ktorych byl on i rozowo wlosa...
- Bo... ona... zginela... oddajac... za... ciebie...swoje... marne... zycie... – odpowiedziala tym samym tonem co wczesniej... nagle poczula jak uscisk na jej gardle rozluznia sie, a ona sama upadla na ziemie, i zaczela „polykac” otaczajace ja powietrze
- Klamiesz! – krzyknal w jej strone
- Nie... klamie... – wydukala dlawiac sie dawka tlenu, w jej glosie bylo slychac stanowczosc i opanowanie... zaczal... zaczal jej wierzyc... chwiejnym krokiem, kierowal sie w strone wyjscia z groty...
- Gdzie idziesz? – spytal Suigetsu
- Przejsc sie. – odpowiedzial oschlym tonem i zniknal z ich pola widzenia... Na otwartej przestrzeni, padal deszcz i to dosc mocno. Jednak mu to nie przeszkadzalo. Siedzial na kamieniu i wpatrywal sie w oddalonao kilka jardow zielona doline... ta zielen, przypominala mu w tej chwili tylko i wylacznie kolor jej oczu... czy to prawda, ze przed kilkoma godzina zamknely sie na amen? Czy rzeczywiscie przywrocila go do zycia... zakanczajac tym samym swoj zywot? Nie wiedzial tego... nie byl pewny... ale slowa Karin, byly dla niego tak rzeczywiste, tak prawdziwe... Nagle jego wzrok przeniosl sie na ciemno granatowe sklepienie, na ktorym nie bylo ani jednej gwiazdy, jedynie co bylo widac to duze burzowe chmury z ktorych kaskada laly sie krystaliczne krople, ociekajace w tej chwili po bladej twarzy Sasuke. Z daleka mozna by powiedziec ze plakal w tej chwili, bo tak to wygladalo, gdy krople deszczu wyplywaly z jego oczu... Jednak on rzeczywiscie plakal... Te ciezkie krople deszczu mieszaly sie z jego slonymi lzami...  Nawet gdy jego wzrok znowu skupil sie na dolinie jaka widzial przed soba, nadal plakal... Tak Wielki Pan Uchiha plakal... chociaz nie chcial tego okazywac... Po chwili jego powieki zaczely pomalu zachodzic na jego hebanowe oczy, nie chcial patrzyc na ta zielen przed soba, ktora przywracala w nim zbyt duzo wspomnien, tak dla niego bolesnych. Teraz pograzal sie we wspomnieniach... w tych kilku dniach przed prawie szescioma tygodniami, ktore spedzili razem... jako jednosc... jako jedna wspolna dusza... Jednakze przyszedl czas aby ten magiczny czar prysnal... Pozostaly mu tylko wspomnienia i modlitwa o to aby sie spotkali w snach...


No comments:

Post a Comment

Szablon wykonała Anaya