29

Huk... Ogromna kleba gestego ciemnego dymu unosila sie teraz nad lasem. Sai i Shikamaru wiedzieli dokladnie skad ona pochodzi. Caly czas zadawali sobie jednak pytanie co tam sie stalo? Jakby tego bylo malo, ow chalas spowodowany eksplozja obudzil Naruto i Sakure. Kunoichi byla oszolomiona, nie wiedziala co sie stalo, jedyne co pamietala to walka bladyn vs. bladyn a pozniej przeszywajacy bol glowy... bol ktory nie opuszczal jej nawet teraz. Jej wzrok zaczal bladzic po okolicy, szukajac czegos znajomego, jedyne co napotkaly jej zielone oczy byla kleba ciemno-szatowego dymu na niebie, oraz zmartwiona twarz Nary nad soba i stojacego niedaleko Sai’a. Oboje spogladali wlasnie w kierunku ow dziwnego dymu, o ktorym nic w tej chwili za bardzo nie wiedziala. Po chwili jej wzrok natknal sie na jeszcze jedna osobe, a mianowicie na Uzumaki’ego, ktory w tej chwili lezal na ziemi, ciasno zwiazany grubym sznurem. Gdy go zobaczyla w ogole nie mogla sie zorientowac, co sie wydarzylo, jedyne co do niej dotarlo to ze musiala byc przez jakis czas nieprzytomna. Glowa bolala ja niemilosiernie, postanowila zobaczyc czy jest jakies epicentrum tego bolu... Poruszyla sie delikatnie... a dokladniej mowiac dotknela swoja prawa dlonia glowe i przejechala nia po swoich rozowych wlosach, nagle natknela sie na cos... Zamoczyla palce w dziwnej cieczy, po czym spojrzala co to jest... A byla to szkarlatna ciecz, znana rowniez po prostu jako krew. Skumulowala odrobine chakry ktorej miala juz bardzo malo, chociaz nie wiedziala czemu, w koncu wcale tak duzo nie walczyla... wiec powinna byc wpelni sil... jednak tak nie bylo... byla totalnie wyczerpana... W chwili w ktorej Sakura sie poruszyla, Shikamaru sie zorientowal ze sie ocknela. Zerknal na nia po czym stanal i zwrocil swoj wzrok na bladyna, zauwazyl ze on takze sie ocknal i probuje wyrwac sie z obiec ciasnego sznura, az wreszcie nadszedl czas na jego wrzaski...
- WYPUSCIE MNIE!!!!!!!!!!!!!!! SLYSZYCIE?!?!?!?!??!?!?!MACIE MNIE ROZWIAZAC W TEJ CHWILI!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - darl sie, na co rozowowlosa az podskoczyla z przerazenia na rekach czarnowlosego.
- Co sie stalo? - spytala Nary lekko wystraszonym tonem
- Nic takiego, masz sile uleczyc swoja glowa, lub chociaz sprawdzic czy to powazne? - zapytal chlopak
- Juz sprawdzilam... moze i wyglada na powazna, jednak taka nie jest. Wiec nie ma sie o co martwic. - powiedziala, Shikamaru jedynie westchanal, tym razem mowila prawde... widac to bylo po jej glosie i spojrzeniu...
- Mozesz juz mnie postawic? - spytala, na co ten pomalu zaczal ja stawiac na stalym gruncie, zachwiala sie troche, ale po chwili wszystko  bylo juz w porzadku.
- Czemu on jest zwiazany? - spytala, patrzac jak jej przyjaciel tarza sie po ziemi i nadal nie moze sie uporac z rozwiazaniem sznura, Nara nie wiedzial co powiedziec... nie wiedzial jak zareguje na wiesc, ze jej przyjaciel z druzyny najpierw uratowal jej zycie, a potem kazal im uciekac.
- JA CHCE WROCIC I WALCZYC RAZEM Z NIM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! NIE ZOSTAWIE GO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - darl sie, zielonooka lekko zmarszczyla brwi nie wiedzac o kim on mowi, jednak z miny Shikamaru i Sai'a wywnioskowala ze oni jej tego nie powiedza. Gdy juz miala sie spytac wprost Naruto o kogo chodzi, sznur ktory go oplatal pekl pod wplywem wydobywajacej sie z niego czerwonej czakry. I pobiegl niczym strzala w strone z ktorej pochodzil dziwny kleb dymu, popychajac tym samym przez przypadek Sai'a ktory sie wywrocil... Sakura nie wiedziala czemu, ale cos ciaglo ja za bladynem...Chciala biec za nim... I po chwili zastanowienia wydobyla z siebie resztki sily i pobiegla za nim. Zostawaiajac w tyle Shikamaru ktory pomagal wstac Sai'owi. Gdy sie zorientowali ze kunoichi tez nie ma, oni takze pobiegli za nimi, jednak byli daleko w tyle...
~~**~~
Po pieciu minutach Naruto dotarl na miejsce... W ziemi byl krater na okolo pol metra w dol, a szerokosc mial gigantyczna. Kleby dymu juz znajdowaly sie w niektorych miejscach. Bladyn wyostrzyl swoj niebieski wzrok i bacznie zaczal sie rozgladac po okolicy w poszukiwaniu w swojego przyjaciele. Nagle jego wzrok przykul waz ogromnych rozmiarow na samym srodku ow krateru, bez zbednego zastanowienia pobiegl w tamta strone. Juz z daleka ujrzal ze waz sie nie rusza, co oznaczalo ze musi byc martwy, jednak dopiero gdy podbiegl blizej, zauwazyl pelno krwi w okolo. Po chwili jego zrenice rozszerzyly sie z przerazeniem, obok weza lezal Sasuke, a raczej podnosil sie... Uzumaki podbiegl do niego i pomogl sie mu podniesc, Uchiha gdy go ujrzal wydobyl ze swoich ust jedynie kilka slow...
- Co z.... nia...? - spytal jednak slowo "nia"wydobyl niemalze nieslyszalnie... A nastepnie opadl bezwladnie na cialo przyjaciela... Cale to zdarzenie widziala z oddali rozowowlosa... Widziala jak Sasuke opada na Naruto... W tej chwili tak jakby cala jej zlosc do niego prysnela gdzies jak wielka banka mydlana, w jednej sekundzie zapomniala o wszystkim... o tym jak ja zostawil, a raczej porzucil bez najmniejszego wyjasnienia. Ale teraz opadl wlasnie bezwladnie na przyjaciela... Nie byla pewna czy zyje... czy odszedl na druga strone... bala sie podjesc, bala sie tego co mogla sie dowiedziec, jednak po chwili oprzytomniala, wiedziala ze jesli jeszcze zyje, to ona jest jego ostatnia deska ratunku. Podbiegla do nich, bladyn spojrzal na nia zarowno ze zdziwieniem, ze ruszyla za nim, ale takze z blagalnym wzrokiem, ktory modlil sie aby jego najlepszy przyjaciel zyl. Haruno dobrze wiedziala o co mu chodzi, a takze jak sie czuje, ale za to ona czula sie dwa razy gorzej niz bladyn... jednak on nie zdawal sobie z tego sprawy, bo on o niczym nie wiedzial...
- Poloz go na plecach! – rozkazala, co ten wykonal beznajmniejszego sprzeciwu. Kunoichi przylozyla swoje ucho do jego klatki piersiowej i probowala uslyszec bicie jego serca... Dziwnie sie czula w tej chwili... jej serce walczylo z rozumem, chciala go przytulic... pocalowac...jednak rozum jej karygodnie tego zabranial... Po dluzszej chwili udalo jej sie uslyszec, wolne bicie jego serca... bicia byly slabe... jednak pojawila sie nadzieja...
- Zyje! – powiedziala z nutka radosci w strone Naruto, a na jego twarzy pojawilo sie szczescie, teraz pozostawalo mu modlic sie aby kruczowlosy przezyl... a raczej aby Sakura byla zdolma wyeliminowac zagroznie zycia. Zdawala sobie sprawe z tego ze pozostalo jej jedynie pare gram chakry, jednak postanowila zarezykowac...Skumulowala zielona chakre w dloniach i przylozyla je do jego klatki piersiowej... probujac uleczyc tym samym najwieksze rany, jakie znajdowaly siena jego ciele. Szpitalni lekarze, pewnie nie dawali by mu zadnych szans naprzezycie, ale za to ona i Naruto wierzyli ze mu sie uda... Nagle Sakurze zakrecilo sie w glowie, co zauwazyl niebiesko oki i przytrzymal ja aby nieupadla...
- Jestes pewna ze chcesz dalej to robic? Nie wygladasz najlepiej... – skomentowal chlopak zatroskanym tonem swojego glosu
- To jest jego jedyna nadzieja... jesli teraz tego nie zrobie... to on nie przezyje. – odpowiedziala stanowczym tonem
- W takim razie ci pomoge.  – dodal i takze polozyl swoje dlonie na klatce piersiowej nieprzytomnego Sasuke. A jego chakra takze zaczela oplatac cialo ledwo co zyjacego Uchihy...  Z kazda chwila jego oddech uspokajal sie... stawal sie bardziej stabilniejszy... Po chwili Sakura ponownie przylozyla swoje ucho do jego torsu sprawdzajac bicie jego serca.
- Zdaje mi sie ze... jest lepiej... – powiedziala tym samym tonem, ktorym kilknasacie minut temu oznajmila Naruto ze ich przyjaciel jak i zarowno ukochana osoba, zyje. Oczywiscie rownalo sie to z zadowoleniem bladyna.
- Teraz odpocznij, chwile, jestes wyczerpana. – dodal, widzac jak ona ledwo trzyma sie na nogach.
- Ale mi nic naprawde nie jest.
- Ja widze co innego! – powiedzial lekko podniesionym glosem
- A ja widze zblizacego sie Shikamaru i Sai’a. –westchnela i wskazala dwie postacie zblizajace sie w ich strone, ktore po krotkiej chwili znalazly sie tuz obok nich i spojrzaly na cialo nieprzytomnego chlopaka...
- On cie uratowal. – powiedzial Nara, wzrok kunoichiteraz byl lekko zaklopotany, bladzil miedzy twarza Sasuke i Shikamaru – A pozniej uratowalo takze i nas wszystkich, decydujac sie na walke w pojedynke. – dodal, tym razem zielone spojowki patrzyly sie tylko i wylacznie nakruczowlosego...
~ Czemu to zrobiles? ~ pytala sie w myslach, nadal gdzies gleboko miala do niego uraze, jednak teraz sie dowiedziala ze ja uratowal...wlasnie uratowal jej zycie...
- Co masz na mysli mowiac ze mnie uratowal? – zapytala cicho po chwili
- Gdy Naruto stworzyl swoj Rasengan, a Deidera te swoje bomby, gdy sie zderzyly, stworzyly eksplozje. Podczas ktorej ty uderzylas sie o cos w glowe... nastepnie wpadlas do jeziora, czego zadno z nas nie zauwazylo...Gdyby nie on to nie wiem czy stalabys tu z nami i rozmawiala. – odpowiedzial czarnowlosy chlopak w kitce
- Trzeba zabrac go do wioski. – dodal Sai, a chlopcy kiwneli tylko glowami na znak ze sie zgadzaja, jednak Sakura stala tak i spogladala na Uchihe... Czy jak wroca z nim do wioski, to wszystko jej wyjasni?  Czy wszystko sie zmieni? Niewiedziala jak... jednak po powrocie,  gdy sie obudzi bedzie musiala z nim porozmawiac, tego byla pewna... Jednak gdy odwrocila wzrok od kruczowlosego na krajobraz w okolo. Nagle spostrzegla ze jeszcze jakas jedna osoba kieruje sie w ich strone.  Po chwili dalo sie dostrzec krwisto czerwone wlosy wysokiej dziewczyny. Sakura odrazu ja poznala... to byla Karin...
- Widze ze ciebie takze tu przywialo. – rzucila w jej strone Haruno
- Jak widac. A teraz zejdz mi z drogi, zabieram go. –powiedziala z dziwna pewnoscia w glosie, co bardzo zaniepokoilo rozowo-wlosa
- Nic z tego... On wraca z nami do Konohy!!! – wtracil rozgoryczonyNaruto, ktory nie znal ow dziewczyny, jednak po tym jak Sakura sie do niej z poczatku zwrocila to wiedzial, ze jest sa i nie beda nigdy przyjaciolkami...
- Skad macie pewnosc ze on chce tam zwracac? Ze po tym jak sie obudzi, znowu nie ucieknie? Nie robiac przy tym krzywdy nikomu w wiosce? – spytala z tym samym tonem co wczesniej, obawy zielono-okiej nie wiadomo czemu sie poglebialy z kazdy jej slowem... chociaz nie wiedziala czemu... Moze to przez ten jej dziwny ton glosu? W koncu ani razu nie byla taka pewna tego co mowi, zawsze tylko chciala sie przypodobac Sasuke... Jednak po chwili wziela sie wgarsc, jej dlon mimowolniey sie zacisnela mocno...
- Mylisz sie.... – zaczela Sakura, jednak gdy juz chciala cos dodac, to przed jej oczami pojawila sie zapieczetowana koperta, zaadresowana do niej...
- To dla ciebie. Przeczytaj a pozniej sama zadecyduj. – powiedziala Karin, reka Haruno rozluznila sie a nastepnie skierowala sie po koperte, ktora trzymala czerwona zmora, o dziwo jej reke sie trzesla... Dobrze poznala to pismo na kopercie...
Do Sakury H.
To bylo napisane reka, nikogo innego jak mlodszego Uchihy... Poznala jego charakter pisma, jeszcze za czasow akademi, gdy zerkala do jego zeszytu, tylko po to aby poznac jego pismo. Jednak teraz nie wiedziala czemu wtedy to robila, ale za to teraz ta wiadomosc jej sie przydala... nawet bardzo... Szybkim ruchem reki, rozdarla gorna czesc koperty, aby dostac sie do listu, jaki sie w nim znajdowal... Z kazdym nowo przeczytanym wyrazem, jej oczy rozszerzaly sie coraz bardziej... az w koncu sie zaszklily... kolana zrobily sie miekkie jakby byly zrobione z waty, ktore po chwili sie zalamaly i dziewczyna opadla na ziemie, zgniatajac list w rece...
- Sakura-chan... nic ci nie jest? – spytal Uzuamki, jednak ta nic nie odpowiedziala, tylko wbila wzrok w ziemie pod nia i myslala...
~ A wiec to byla tylko i wylacznie nadzieja... ktora prysnela... Czemu wtedy mu uwierzylam?! Czemu uleglam?! SASUKE UCHIHA NIENAWIDZE CIE CALYM SWOIM SERCEM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ~ krzyczala w myslach, a lzy ktore teraz plynely kaskada po polikach, nakreslajac slad na czarnej ziemi...
- Sakura? – spytal Sai, ktory zaczal podchodzic coraz toblizej kunoichi
- Co tam bylo napisane? – spytal Shikamaru, czerwonowlosej, ta jedynie prychnela po czym powiedziala
- Tak jakby mnie obchodzilo to co pisze w cudzej korespondencji.
- Jednak wiedzialas ze ona tak zareaguje! – naciskal jeszcze bardziej Nara, gdy Karin miala juz cod odpowiedziec, wtedy wszyscy uslyszeli ten melodyjny glos Sakury, ale w tej chwili nie brzmial tak jak kiedys... Byl nieco znieksztalcony...
- Bierz go ze soba!!!!! Niechce go znac!!!!! Dla niego jestem martwa!!!!! Nie istnieje!!!! I chcialabym zeby spotkaly go najciezsze meki cielesne, jak i psychincze, jakie mozna byloby tylko sobie wyobrazic!!!!!!!!!!!!! – wykrzyczala do czerwonowlosej, podnoszac sie z ziemi... teraz wszyscy widzieli jak krystaliczne lzy splywaja po jej jasnych policzkach...


No comments:

Post a Comment

Szablon wykonała Anaya