Huk...
Ogromna kleba gestego ciemnego dymu unosila sie teraz nad lasem. Sai
i Shikamaru wiedzieli dokladnie skad ona pochodzi. Caly czas zadawali
sobie jednak pytanie co tam sie stalo? Jakby tego bylo malo, ow
chalas spowodowany eksplozja obudzil Naruto i Sakure. Kunoichi byla
oszolomiona, nie wiedziala co sie stalo, jedyne co pamietala to walka
bladyn vs. bladyn a pozniej przeszywajacy bol glowy... bol ktory nie
opuszczal jej nawet teraz. Jej wzrok zaczal bladzic po okolicy,
szukajac czegos znajomego, jedyne co napotkaly jej zielone oczy byla
kleba ciemno-szatowego dymu na niebie, oraz zmartwiona twarz Nary nad
soba i stojacego niedaleko Sai’a. Oboje spogladali wlasnie w
kierunku ow dziwnego dymu, o ktorym nic w tej chwili za bardzo nie
wiedziala. Po chwili jej wzrok natknal sie na jeszcze jedna osobe, a
mianowicie na Uzumaki’ego, ktory w tej chwili lezal na ziemi,
ciasno zwiazany grubym sznurem. Gdy go zobaczyla w ogole nie mogla
sie zorientowac, co sie wydarzylo, jedyne co do niej dotarlo to ze
musiala byc przez jakis czas nieprzytomna. Glowa bolala ja
niemilosiernie, postanowila zobaczyc czy jest jakies epicentrum tego
bolu... Poruszyla sie delikatnie... a dokladniej mowiac dotknela
swoja prawa dlonia glowe i przejechala nia po swoich rozowych
wlosach, nagle natknela sie na cos... Zamoczyla palce w dziwnej
cieczy, po czym spojrzala co to jest... A byla to szkarlatna ciecz,
znana rowniez po prostu jako krew. Skumulowala odrobine chakry ktorej
miala juz bardzo malo, chociaz nie wiedziala czemu, w koncu wcale tak
duzo nie walczyla... wiec powinna byc wpelni sil... jednak tak nie
bylo... byla totalnie wyczerpana... W chwili w ktorej Sakura sie
poruszyla, Shikamaru sie zorientowal ze sie ocknela. Zerknal na nia
po czym stanal i zwrocil swoj wzrok na bladyna, zauwazyl ze on takze
sie ocknal i probuje wyrwac sie z obiec ciasnego sznura, az wreszcie
nadszedl czas na jego wrzaski...
-
WYPUSCIE MNIE!!!!!!!!!!!!!!! SLYSZYCIE?!?!?!?!??!?!?!MACIE MNIE
ROZWIAZAC W TEJ CHWILI!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - darl sie, na co
rozowowlosa az podskoczyla z przerazenia na rekach czarnowlosego.
-
Co sie stalo? - spytala Nary lekko wystraszonym tonem
-
Nic takiego, masz sile uleczyc swoja glowa, lub chociaz sprawdzic czy
to powazne? - zapytal chlopak
-
Juz sprawdzilam... moze i wyglada na powazna, jednak taka nie jest.
Wiec nie ma sie o co martwic. - powiedziala, Shikamaru jedynie
westchanal, tym razem mowila prawde... widac to bylo po jej glosie i
spojrzeniu...
-
Mozesz juz mnie postawic? - spytala, na co ten pomalu zaczal ja
stawiac na stalym gruncie, zachwiala sie troche, ale po chwili
wszystko bylo juz w porzadku.
-
Czemu on jest zwiazany? - spytala, patrzac jak jej przyjaciel tarza
sie po ziemi i nadal nie moze sie uporac z rozwiazaniem sznura, Nara
nie wiedzial co powiedziec... nie wiedzial jak zareguje na wiesc, ze
jej przyjaciel z druzyny najpierw uratowal jej zycie, a potem kazal
im uciekac.
-
JA CHCE WROCIC I WALCZYC RAZEM Z NIM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! NIE
ZOSTAWIE GO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - darl sie, zielonooka lekko
zmarszczyla brwi nie wiedzac o kim on mowi, jednak z miny Shikamaru i
Sai'a wywnioskowala ze oni jej tego nie powiedza. Gdy juz miala sie
spytac wprost Naruto o kogo chodzi, sznur ktory go oplatal pekl pod
wplywem wydobywajacej sie z niego czerwonej czakry. I pobiegl niczym
strzala w strone z ktorej pochodzil dziwny kleb dymu, popychajac tym
samym przez przypadek Sai'a ktory sie wywrocil... Sakura nie
wiedziala czemu, ale cos ciaglo ja za bladynem...Chciala biec za
nim... I po chwili zastanowienia wydobyla z siebie resztki sily i
pobiegla za nim. Zostawaiajac w tyle Shikamaru ktory pomagal wstac
Sai'owi. Gdy sie zorientowali ze kunoichi tez nie ma, oni takze
pobiegli za nimi, jednak byli daleko w tyle...
~~**~~
Po
pieciu minutach Naruto dotarl na miejsce... W ziemi byl krater na
okolo pol metra w dol, a szerokosc mial gigantyczna. Kleby dymu juz
znajdowaly sie w niektorych miejscach. Bladyn wyostrzyl swoj
niebieski wzrok i bacznie zaczal sie rozgladac po okolicy w
poszukiwaniu w swojego przyjaciele. Nagle jego wzrok przykul waz
ogromnych rozmiarow na samym srodku ow krateru, bez zbednego
zastanowienia pobiegl w tamta strone. Juz z daleka ujrzal ze waz sie
nie rusza, co oznaczalo ze musi byc martwy, jednak dopiero gdy
podbiegl blizej, zauwazyl pelno krwi w okolo. Po chwili jego zrenice
rozszerzyly sie z przerazeniem, obok weza lezal Sasuke, a raczej
podnosil sie... Uzumaki podbiegl do niego i pomogl sie mu podniesc,
Uchiha gdy go ujrzal wydobyl ze swoich ust jedynie kilka slow...
-
Co z.... nia...? - spytal jednak slowo "nia"wydobyl
niemalze nieslyszalnie... A nastepnie opadl bezwladnie na cialo
przyjaciela... Cale to zdarzenie widziala z oddali rozowowlosa...
Widziala jak Sasuke opada na Naruto... W tej chwili tak jakby cala
jej zlosc do niego prysnela gdzies jak wielka banka mydlana, w jednej
sekundzie zapomniala o wszystkim... o tym jak ja zostawil, a raczej
porzucil bez najmniejszego wyjasnienia. Ale teraz opadl wlasnie
bezwladnie na przyjaciela... Nie byla pewna czy zyje... czy odszedl
na druga strone... bala sie podjesc, bala sie tego co mogla sie
dowiedziec, jednak po chwili oprzytomniala, wiedziala ze jesli
jeszcze zyje, to ona jest jego ostatnia deska ratunku. Podbiegla do
nich, bladyn spojrzal na nia zarowno ze zdziwieniem, ze ruszyla za
nim, ale takze z blagalnym wzrokiem, ktory modlil sie aby jego
najlepszy przyjaciel zyl. Haruno dobrze wiedziala o co mu chodzi, a
takze jak sie czuje, ale za to ona czula sie dwa razy gorzej niz
bladyn... jednak on nie zdawal sobie z tego sprawy, bo on o niczym
nie wiedzial...
-
Poloz go na plecach! – rozkazala, co ten wykonal beznajmniejszego
sprzeciwu. Kunoichi przylozyla swoje ucho do jego klatki piersiowej i
probowala uslyszec bicie jego serca... Dziwnie sie czula w tej
chwili... jej serce walczylo z rozumem, chciala go przytulic...
pocalowac...jednak rozum jej karygodnie tego zabranial... Po dluzszej
chwili udalo jej sie uslyszec, wolne bicie jego serca... bicia byly
slabe... jednak pojawila sie nadzieja...
-
Zyje! – powiedziala z nutka radosci w strone Naruto, a na jego
twarzy pojawilo sie szczescie, teraz pozostawalo mu modlic sie aby
kruczowlosy przezyl... a raczej aby Sakura byla zdolma wyeliminowac
zagroznie zycia. Zdawala sobie sprawe z tego ze pozostalo jej jedynie
pare gram chakry, jednak postanowila zarezykowac...Skumulowala
zielona chakre w dloniach i przylozyla je do jego klatki
piersiowej... probujac uleczyc tym samym najwieksze rany, jakie
znajdowaly siena jego ciele. Szpitalni lekarze, pewnie nie dawali by
mu zadnych szans naprzezycie, ale za to ona i Naruto wierzyli ze mu
sie uda... Nagle Sakurze zakrecilo sie w glowie, co zauwazyl
niebiesko oki i przytrzymal ja aby nieupadla...
-
Jestes pewna ze chcesz dalej to robic? Nie wygladasz najlepiej... –
skomentowal chlopak zatroskanym tonem swojego glosu
-
To jest jego jedyna nadzieja... jesli teraz tego nie zrobie... to on
nie przezyje. – odpowiedziala stanowczym tonem
-
W takim razie ci pomoge. – dodal i takze polozyl swoje dlonie
na klatce piersiowej nieprzytomnego Sasuke. A jego chakra takze
zaczela oplatac cialo ledwo co zyjacego Uchihy... Z kazda
chwila jego oddech uspokajal sie... stawal sie bardziej
stabilniejszy... Po chwili Sakura ponownie przylozyla swoje ucho do
jego torsu sprawdzajac bicie jego serca.
-
Zdaje mi sie ze... jest lepiej... – powiedziala tym samym tonem,
ktorym kilknasacie minut temu oznajmila Naruto ze ich przyjaciel jak
i zarowno ukochana osoba, zyje. Oczywiscie rownalo sie to z
zadowoleniem bladyna.
-
Teraz odpocznij, chwile, jestes wyczerpana. – dodal, widzac jak ona
ledwo trzyma sie na nogach.
-
Ale mi nic naprawde nie jest.
-
Ja widze co innego! – powiedzial lekko podniesionym glosem
-
A ja widze zblizacego sie Shikamaru i Sai’a. –westchnela i
wskazala dwie postacie zblizajace sie w ich strone, ktore po krotkiej
chwili znalazly sie tuz obok nich i spojrzaly na cialo nieprzytomnego
chlopaka...
-
On cie uratowal. – powiedzial Nara, wzrok kunoichiteraz byl lekko
zaklopotany, bladzil miedzy twarza Sasuke i Shikamaru – A pozniej
uratowalo takze i nas wszystkich, decydujac sie na walke w pojedynke.
– dodal, tym razem zielone spojowki patrzyly sie tylko i wylacznie
nakruczowlosego...
~
Czemu to zrobiles? ~ pytala sie w myslach, nadal gdzies gleboko miala
do niego uraze, jednak teraz sie dowiedziala ze ja uratowal...wlasnie
uratowal jej zycie...
-
Co masz na mysli mowiac ze mnie uratowal? – zapytala cicho po
chwili
-
Gdy Naruto stworzyl swoj Rasengan, a Deidera te swoje bomby, gdy sie
zderzyly, stworzyly eksplozje. Podczas ktorej ty uderzylas sie o cos
w glowe... nastepnie wpadlas do jeziora, czego zadno z nas nie
zauwazylo...Gdyby nie on to nie wiem czy stalabys tu z nami i
rozmawiala. – odpowiedzial czarnowlosy chlopak w kitce
-
Trzeba zabrac go do wioski. – dodal Sai, a chlopcy kiwneli tylko
glowami na znak ze sie zgadzaja, jednak Sakura stala tak i spogladala
na Uchihe... Czy jak wroca z nim do wioski, to wszystko jej wyjasni?
Czy wszystko sie zmieni? Niewiedziala jak... jednak po
powrocie, gdy sie obudzi bedzie musiala z nim porozmawiac, tego
byla pewna... Jednak gdy odwrocila wzrok od kruczowlosego na
krajobraz w okolo. Nagle spostrzegla ze jeszcze jakas jedna osoba
kieruje sie w ich strone. Po chwili dalo sie dostrzec krwisto
czerwone wlosy wysokiej dziewczyny. Sakura odrazu ja poznala... to
byla Karin...
-
Widze ze ciebie takze tu przywialo. – rzucila w jej strone Haruno
-
Jak widac. A teraz zejdz mi z drogi, zabieram go. –powiedziala z
dziwna pewnoscia w glosie, co bardzo zaniepokoilo rozowo-wlosa
-
Nic z tego... On wraca z nami do Konohy!!! – wtracil
rozgoryczonyNaruto, ktory nie znal ow dziewczyny, jednak po tym jak
Sakura sie do niej z poczatku zwrocila to wiedzial, ze jest sa i nie
beda nigdy przyjaciolkami...
-
Skad macie pewnosc ze on chce tam zwracac? Ze po tym jak sie obudzi,
znowu nie ucieknie? Nie robiac przy tym krzywdy nikomu w wiosce? –
spytala z tym samym tonem co wczesniej, obawy zielono-okiej nie
wiadomo czemu sie poglebialy z kazdy jej slowem... chociaz nie
wiedziala czemu... Moze to przez ten jej dziwny ton glosu? W koncu
ani razu nie byla taka pewna tego co mowi, zawsze tylko chciala sie
przypodobac Sasuke... Jednak po chwili wziela sie wgarsc, jej dlon
mimowolniey sie zacisnela mocno...
-
Mylisz sie.... – zaczela Sakura, jednak gdy juz chciala cos dodac,
to przed jej oczami pojawila sie zapieczetowana koperta, zaadresowana
do niej...
-
To dla ciebie. Przeczytaj a pozniej sama zadecyduj. – powiedziala
Karin, reka Haruno rozluznila sie a nastepnie skierowala sie po
koperte, ktora trzymala czerwona zmora, o dziwo jej reke sie
trzesla... Dobrze poznala to pismo na kopercie...
Do
Sakury H.
To
bylo napisane reka, nikogo innego jak mlodszego Uchihy... Poznala
jego charakter pisma, jeszcze za czasow akademi, gdy zerkala do jego
zeszytu, tylko po to aby poznac jego pismo. Jednak teraz nie
wiedziala czemu wtedy to robila, ale za to teraz ta wiadomosc jej sie
przydala... nawet bardzo... Szybkim ruchem reki, rozdarla gorna czesc
koperty, aby dostac sie do listu, jaki sie w nim znajdowal... Z
kazdym nowo przeczytanym wyrazem, jej oczy rozszerzaly sie coraz
bardziej... az w koncu sie zaszklily... kolana zrobily sie miekkie
jakby byly zrobione z waty, ktore po chwili sie zalamaly i dziewczyna
opadla na ziemie, zgniatajac list w rece...
-
Sakura-chan... nic ci nie jest? – spytal Uzuamki, jednak ta nic nie
odpowiedziala, tylko wbila wzrok w ziemie pod nia i myslala...
~
A wiec to byla tylko i wylacznie nadzieja... ktora prysnela... Czemu
wtedy mu uwierzylam?! Czemu uleglam?! SASUKE UCHIHA NIENAWIDZE CIE
CALYM SWOIM SERCEM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ~ krzyczala w
myslach, a lzy ktore teraz plynely kaskada po polikach, nakreslajac
slad na czarnej ziemi...
-
Sakura? – spytal Sai, ktory zaczal podchodzic coraz toblizej
kunoichi
-
Co tam bylo napisane? – spytal Shikamaru, czerwonowlosej, ta
jedynie prychnela po czym powiedziala
-
Tak jakby mnie obchodzilo to co pisze w cudzej korespondencji.
-
Jednak wiedzialas ze ona tak zareaguje! – naciskal jeszcze bardziej
Nara, gdy Karin miala juz cod odpowiedziec, wtedy wszyscy uslyszeli
ten melodyjny glos Sakury, ale w tej chwili nie brzmial tak jak
kiedys... Byl nieco znieksztalcony...
-
Bierz go ze soba!!!!! Niechce go znac!!!!! Dla niego jestem
martwa!!!!! Nie istnieje!!!! I chcialabym zeby spotkaly go najciezsze
meki cielesne, jak i psychincze, jakie mozna byloby tylko sobie
wyobrazic!!!!!!!!!!!!! – wykrzyczala do czerwonowlosej, podnoszac
sie z ziemi... teraz wszyscy widzieli jak krystaliczne lzy splywaja
po jej jasnych policzkach...
No comments:
Post a Comment