Wyszedł
wkurzony z pokoju hotelowego, kolejna kłótnia praktycznie o nic…
Zresztą już nawet nie pamiętał, od czego się zaczęło, ale
różowowłosa mocno zdenerwowała, gdy usłyszała jego ostre słowa.
Nie mówiąc ani słowa więcej, wyszła z pokoju przed nim, z
wielkim hukiem. Przed chwilą opuścił tereny budynku, w jakim
wynajęli pokoje. Lecz wcześniej recepcjonista uprzedził go o
zbliżającej się śnieżnej burzy, jednak on to zignorował. Gdy
tylko minął próg, mroźny podmuch od razu uderzył w jego twarz.
Podniósł kołnierz płaszcza do góry, aby lodowaty wiatr i śnieżne
pyłki, nie dostały się pod jego odzienie. Kroczył w nieznanym
sobie kierunku, pragnął wyładować gdziekolwiek swoje emocje. Nie
wiedział gdzie jego żona poszła, nawet w tej chwili nie śpieszyło
mu się, aby za nią pójść, po prostu szedł… Wsłuchiwał się
jak ciężki śnieg ugina się pod jego ciężarem, wydając przy tym
dźwięk. Słońce pomału schylało się ku zachodowi, aby za
kilkadziesiąt minut ustąpić swojemu nocnemu bratu i jego
towarzyszom. Ludzi o tej porze praktycznie nie było widać na
ulicach, tylko parę razy kruczowłosy mijał jakiegoś przechodnia,
który miał lekko zaczerwieniony nos jak i policzki, widocznie
śpieszno mu było do domu, w którym mógł spokojnie się ogrzać,
przy domowym ognisku. Jak i spędzić wolny czas wśród żony i
dzieci… Tego, czego on nie mógł zaznać… a czy kiedykolwiek
zazna, to już zależy od tego, jaką ścieżkę wybierze. Ale jak na
razie liczyła się dla niego nadal zemsta… Która zakończy się
dopiero wtedy gdy Konoha legnie w gruzach… Czy kogoś oszczędzi?
Wątpi w to… Raczej nie zmieni zdania, chyba żeby wydarzyło się
coś niespodziewanego, co by wpłynęło na jego decyzje… Jednak w
tej chwili taka możliwość była nikła, lub prościej mówiąc
mniej niż zero… A czemu ożenił się z Haruno? Dobre pytanie…
Lecz uchylając rąbka tajemnicy, to małżeństwo było zwykłym
zabezpieczeniem… Dokładniej mówiąc, owym zabezpieczeniem miało
być dziecko które miało powstać z owego związku, jeśli coś
poszłoby nie tak w trakcie inwazji Akatsuki na wioskę liścia..
Byłby nowy dziedzic wielkiego klanu Uchiha, który mógłby
konturować to, co zaczęli jego przodkowie. Według tego, co
wiedział Sakura miała, jako jedyna przeżyć i być matką dla
owego dziecka, jednak nie wiedział, że niedawno Pein wraz z Madarą
podjęli zupełnie inną decyzję, co do jej żywota… Z tego, co
ustalili ostatnio pomiędzy sobą wynikało, że różowowłosa miała
stracić swoje cenne życie, tuż po porodzie. Jednak ostatnio
zaczynali się nieco niecierpliwić gdyż nie dostawali żadnej
informacji o jakiejkolwiek ciąży. Uchiha wiedział, że mógł ją
wziąć siłą za pierwszym razem, gdy ją „ukarał”, lecz tego
nie zrobił…, Czemu? Jak na razie to była również zagadka dla
niego…, Mimo iż chciał to zrobić, postąpił zupełnie inaczej.
Może, dlatego że spojrzał na jej przestraszoną twarz? Zresztą
gdyby ją wtedy zgwałcił, prawdopodobnie zadziałało by to
niekorzystnie na jej psychikę, jak i pogorszyło jej zachowanie w
stosunku do niego…, Ale jest jeszcze coś… kobieca hańba…,
jeśli ktoś odbierze to, co zakazane którejś z nich… Nim się
spostrzegł znalazł się na drugim krańcu wioski, nie znał tej
okolicy… Zresztą w owej miejscowości był po raz pierwszy i nie
znał jej rozłożenia jak i najbliższych okolic, wszystko było
zapisane na kartach map, która została w ich pokoju hotelowym. Jego
hebanowy wzrok lustrował całe otoczenie, wokół niego. Znajdował
się na małym wzniesiony, nie było tu żadnych drzew czy jakiś
krzaków, jedynie skały, na których było pełno śniegu. W dolinie
znajdowało się jezioro dużego rozmiaru, które było pokryte
grubym na oko lodem. U jego wybrzeża ujrzał sylwetkę szczupłej
kobiety w czarnym płaszczu. Jej różowe włosy powiewały na
mroźnym wietrze, parę kosmyków zamieniło się w małe sopelki.
Przystanął i przypatrywał się jej… Nie zauważyła go,
przynajmniej na razie… Stanął za jakąś skałą, aby nie
dostrzegła go zbyt prędko. Nie zamierzał się ujawniać, wolał
zobaczyć, co zamierza zrobić. Ona natomiast zwyczajnie w świecie
siedziała wkurzona na zaspie śnieżnej i bawiła się swoimi kunai,
wbijając je gdzie tylko popadnie. Gdyby było tu jakieś drzewo, to
pewnie w tej chwili zostałyby z niego tylko wykałaczki. Jednak tym
razem przerzuciła się, na wyżywanie się na lodowej pokrywie…
Wstała z zaspy, nie martwiąc się nawet o to, że ma cały mokry
płaszcz w pewnym miejscu. Skumulowała dużą ilość chakry w
swojej pięści, po czym z impetem uderzyła w lodowe podłoże pod
nią, wiedziała, że jest to niebezpieczne, gdyż równie dobrze
może wpaść do środka, ale cóż poradzić… jej gorycz w tej
chwili górowała nad jej rozsądkiem. Robiła tak z dobre pół
godziny i za każdym razem udawało jej się odskoczyć do tyłu na
bezpieczne miejsce. Z każdą nową minutą jeszcze bardziej była
zdenerwowana… Wiedziała, że od jakiegoś czasu ją obserwuję i
miała tego dość… Chowa się jak jakiś tchórz… Nie chcąc się
ujawnić… Miała już dość… Skoro tu przylazł to z łaski
swojej, nie musiał się ukrywać przed nią, zresztą i tak jej
negatywne emocje były już w swoim epicentrum… Jej dłoń po raz
kolejny, uderzyła w lód. Gdy drobne odłamki rozprzestrzeniły się
po niedalekiej przestrzeni, raniąc również trochę twarz
różowowłosej, lecz ona nawet się tym nie przejęła…. W tek
samej chwili nie wytrzymała… Z jej gardła wydobył się ostry jak
i srogi krzyk….
-
DŁUGO ZAMIERASZ SIĘ CHOWAĆ, TCHÓRZU?!?!?!?!?! – tym razem na
czole Uchihy, pojawiła się żyłka, która zaczęła pulsować…
Jak ona śmiała nazwać go tchórzem? Czy człowiek nie może już w
spokoju schować się za skałą i obserwować, co robi jego żona?
Widocznie nie… Pod presją tego słowa, wolnym krokiem wyszedł zza
jednej skały i z rękami włożonymi pod płaszczem do kieszeni,
zaczął kierować się w jej stronę… - Po co za mną przylazłeś?!
– warknęła, gdy był parę metrów za nią, tym samym ponownie
uderzając w lodową powierzchnię…
-
Dla twojej wiadomości nie przyszedłem tu za tobą! Poszedłem na
spacer! – powiedział srogo, a jego zimne słowa idealnie pasowały
do dzisiejszej pogody w owej wiosce…
-
Skoro tak, to, po co mnie obserwowałeś z ukrycia, tchórzu?! –
znów go tak nazwała… nie znosił tego słowa, gdyż już nie był
tchórzem, nie był tym samym wystraszonym dzieciakiem, który nie
potrafił uratować własnych rodziców i pod wpływem brata, uciekł
z tamtego miejsca…
-
Jeszcze raz tak powiesz, to przysięgam, że nie ręczę za siebie! –
tym razem to on warknął, nie mógł się powstrzymać, w tej chwili
przegięła… miał dość jej tonu i zachowania względem niego.
-
Co mi zrobisz?! Znowu będziesz starał się mnie ukarać?! –
powiedziała pół krzykiem – Tylko wiec jedno… nie dam się
nabrać dwa razy na tą samą sztuczkę! – dodała podniesionym
tonem, w tej samej chwili pogoda się nieco pogorszyła, wiatr zaczął
mocniej zacinać po ich twarzach, a temperatura jakby jeszcze
bardziej spadła, jednak oni się tym nie przejęli… w ogóle nie
patrzyli, co się dzieje wokół nich, w tej chwili liczyli się
tylko oni i ostra wymiana zdań.
-
Tym razem mogę zajść o wiele dalej niż wtedy, uwierz mi…. Może
wtedy zrozumiesz, że masz mi być posłuszna. – znowu ten sam
suchy ton, który przeciął mroźne powietrze… Zaczął się do
niej zbliżać, na jej twarzy o dziwo nie było przerażenia, czy
czegoś w tym stylu… Było widać zacięcie, do tego, co wcześniej
powiedziała i nie zamierzała tak łatwo się poddawać… Zaczęła
się trochę cofać w tył… miała pewien plan… lecz było także
pewne ryzyko o którym nie zdawała sobie sprawy… Jednak zanim
zdążyła wykonać swoje uderzenie, poczuła jak lód pod nią się
łamie… Zastygła w bezruchu, gdy chciała już wykonać jakiś
ruch, było za późno, lodowa powierzchnia pękła jak szklanka
rzucona o ścianę. Zielono oka próbowała uskoczyć, lecz gdzie
tylko nie stanęła wszystko się łamało, widocznie jej
wcześniejsze uderzenia miały wpływ na cały lód, który zakrywał
nie wzburzoną taflę jeziora… Była już zbyt daleko brzegu, nie
było także żadnego drzewa, którego mogłaby się złapać, a cały
swój sprzęt zostawiła na brzegu, przy zaspie, na której
siedziała… W pewnym momencie wpadła do lodowatej wody, której
temperatura sięgała dwudziestu pięciu stopni na minusie. Próbowała
złapać się jednej kry, ale to nic nie dawało, jej rękawiczki
ślizgały się po tym lodzie. W takiej temperaturze nie dało się
pływać, nie bez specjalnego stroju… Po chwili poczuła jak jej
nogi odmawiają dalszego posłuszeństwa… Zaczęła się topić,
jej ciało opadało bezwładnie na dno jeziora… Ostatnim, co
widziała, to kry unoszące się na powierzchni… Tymczasem
kruczowłosy widział całe zajście z brzegu, widział jak wpada do
lodowatej wody… Szybkimi gestami dłoni wykonał pieczęci, po czym
wykonał trzy klony, które wskoczyły za nią do wody… A on stał
w bezpiecznym miejscu, czekając aż ją wyciągną. Dopiero teraz
zauważył jak pogoda drastycznie się pogorszyła. Widoczność była
prawie że zerowa, nie było już widać ścieżki którą oboje
przyszli z wioski, uaktywnił sharingan… to też nic nie dało…
gęsta mgła, również zaczęła się pojawiać, ale dostrzegł
jedną rzecz… a mianowicie, piętnaście metrów dalej w skałach,
znajdowała się jaskinia, gdzie śnieżyca nie dostawała się, gdyż
wiała w zupełnie innym kierunku. Po chwili jeden z jego klonów
wynurzył się, ciągnąc za sobą ciało jego żony, które było w
bezruchu… Gdy byli już bliżej brzegu, kruczowłosy wziął
zielonooką na ręce, a jego klon automatycznie zniknął w głębie
dymu, który ledwo dało się widzieć… Sakura była nie
przytomnie, swoje dwa palce położył na jej szyi, aby sprawdzić
puls… Był ledwo wyczuwalny, ale był… Szybko zaczął się z nią
kierować do owej jaskini, którą przed chwilą dostrzegł dzięki
swojemu kekei genkai. Śnieżyca z każdą minutą zdawała się
pogarszać jeszcze bardziej… Jednak zdążyli wejść do owej
jaskini. Położył ją w głębi pod jedną ze ścian. Było duże
prawdopodobieństwo, że mogła wpaść w stan hipotermii, co w tej
chwili nie było zbyt sprzyjającą końcówką. Za pomocą Housenki
No Jutsu udało mu się jakoś rozpalić ogień, praktycznie z
niczego… Gdyż jedynym, co znalazł było kilka badyli. Przeniósł
ją obok ogniska, aby jakoś spróbować ogrzać ją. Lecz to był
dośc powolny proces… Jej całe ubranie było mokre, a przy
temperaturze, jaka panowała na zewnątrz, w niektórych miejscach na
jej odzieniu, pojawiło się zlodowacenie… Więc nie miał wyboru,
musiał z niej jakoś ściągnąć te ubrania, aby jej stan się nie
pogorszył jeszcze bardziej. Podszedł do niej, z kabury wyciągnął
jedno ze swoich kunai, po czym za jego pomocą, zaczął rozdzierać
materiał jej płaszcza, a następnie każdego jej skrawka ubrania…
Została jedynie w samej bieliźnie, wziął swój gruby płaszcz,
który przed chwilą wysechł nad ogniem i nią nim okrył… Była
cała blada, jej malinowe usta, także straciły swój dawny kształt,
a piękne szmaragdowe tęczówki były przykryte pod powiekami.
Wiedział, że trzeba ją jakoś ogrzać, więc ponowił swoje jutsu,
aby powiększyć ogień. Najlepiej by było jakby znalazła się w
szpitalu, albo w ciepłym łóżku, gdzie można by było ją jakoś
wyciągnąć z tej hipotermii. Przeklął pod nosem, nie miał innego
wyjścia… Ponoć ciało człowieka ma bardzo wysoką temperaturę.
Dlatego też z lekkim wahaniem się do niej zbliżył, kładąc się
obok niej i… wtulając się w nią. Jeśli w tej chwili by się
obudziła, co by jest mało prawdopodobne by go zabiła na miejscu,
pozostawiając po nim jedynie kości… Ale w takim stanie nie może
jej zostawić, zwłaszcza że niewiadomo kiedy śnieżyca przejdzie…
Jednak na razie śpi i tylko pozostaje czekać aż jej stan się
nieco polepszy, albo śnieżyca minie, wtedy się od niej „odklei”,
ale jak na razie, upajał się jej słodkim zapachem… Nie wiedział
nawet kiedy pogrążył się w śnie. A ciepło bijące od ogniska,
ogrzewało ich oba ciała, pogrążone w głębokim śnie…
No comments:
Post a Comment