28. Że masz być posłuszna

Wyszedł wkurzony z pokoju hotelowego, kolejna kłótnia praktycznie o nic… Zresztą już nawet nie pamiętał, od czego się zaczęło, ale różowowłosa mocno zdenerwowała, gdy usłyszała jego ostre słowa. Nie mówiąc ani słowa więcej, wyszła z pokoju przed nim, z wielkim hukiem. Przed chwilą opuścił tereny budynku, w jakim wynajęli pokoje. Lecz wcześniej recepcjonista uprzedził go o zbliżającej się śnieżnej burzy, jednak on to zignorował. Gdy tylko minął próg, mroźny podmuch od razu uderzył w jego twarz. Podniósł kołnierz płaszcza do góry, aby lodowaty wiatr i śnieżne pyłki, nie dostały się pod jego odzienie. Kroczył w nieznanym sobie kierunku, pragnął wyładować gdziekolwiek swoje emocje. Nie wiedział gdzie jego żona poszła, nawet w tej chwili nie śpieszyło mu się, aby za nią pójść, po prostu szedł… Wsłuchiwał się jak ciężki śnieg ugina się pod jego ciężarem, wydając przy tym dźwięk. Słońce pomału schylało się ku zachodowi, aby za kilkadziesiąt minut ustąpić swojemu nocnemu bratu i jego towarzyszom. Ludzi o tej porze praktycznie nie było widać na ulicach, tylko parę razy kruczowłosy mijał jakiegoś przechodnia, który miał lekko zaczerwieniony nos jak i policzki, widocznie śpieszno mu było do domu, w którym mógł spokojnie się ogrzać, przy domowym ognisku. Jak i spędzić wolny czas wśród żony i dzieci… Tego, czego on nie mógł zaznać… a czy kiedykolwiek zazna, to już zależy od tego, jaką ścieżkę wybierze. Ale jak na razie liczyła się dla niego nadal zemsta… Która zakończy się dopiero wtedy gdy Konoha legnie w gruzach… Czy kogoś oszczędzi? Wątpi w to… Raczej nie zmieni zdania, chyba żeby wydarzyło się coś niespodziewanego, co by wpłynęło na jego decyzje… Jednak w tej chwili taka możliwość była nikła, lub prościej mówiąc mniej niż zero… A czemu ożenił się z Haruno? Dobre pytanie… Lecz uchylając rąbka tajemnicy, to małżeństwo było zwykłym zabezpieczeniem… Dokładniej mówiąc, owym zabezpieczeniem miało być dziecko które miało powstać z owego związku, jeśli coś poszłoby nie tak w trakcie inwazji Akatsuki na wioskę liścia.. Byłby nowy dziedzic wielkiego klanu Uchiha, który mógłby konturować to, co zaczęli jego przodkowie. Według tego, co wiedział Sakura miała, jako jedyna przeżyć i być matką dla owego dziecka, jednak nie wiedział, że niedawno Pein wraz z Madarą podjęli zupełnie inną decyzję, co do jej żywota… Z tego, co ustalili ostatnio pomiędzy sobą wynikało, że różowowłosa miała stracić swoje cenne życie, tuż po porodzie. Jednak ostatnio zaczynali się nieco niecierpliwić gdyż nie dostawali żadnej informacji o jakiejkolwiek ciąży. Uchiha wiedział, że mógł ją wziąć siłą za pierwszym razem, gdy ją „ukarał”, lecz tego nie zrobił…, Czemu? Jak na razie to była również zagadka dla niego…, Mimo iż chciał to zrobić, postąpił zupełnie inaczej. Może, dlatego że spojrzał na jej przestraszoną twarz? Zresztą gdyby ją wtedy zgwałcił, prawdopodobnie zadziałało by to niekorzystnie na jej psychikę, jak i pogorszyło jej zachowanie w stosunku do niego…, Ale jest jeszcze coś… kobieca hańba…, jeśli ktoś odbierze to, co zakazane którejś z nich… Nim się spostrzegł znalazł się na drugim krańcu wioski, nie znał tej okolicy… Zresztą w owej miejscowości był po raz pierwszy i nie znał jej rozłożenia jak i najbliższych okolic, wszystko było zapisane na kartach map, która została w ich pokoju hotelowym. Jego hebanowy wzrok lustrował całe otoczenie, wokół niego. Znajdował się na małym wzniesiony, nie było tu żadnych drzew czy jakiś krzaków, jedynie skały, na których było pełno śniegu. W dolinie znajdowało się jezioro dużego rozmiaru, które było pokryte grubym na oko lodem. U jego wybrzeża ujrzał sylwetkę szczupłej kobiety w czarnym płaszczu. Jej różowe włosy powiewały na mroźnym wietrze, parę kosmyków zamieniło się w małe sopelki. Przystanął i przypatrywał się jej… Nie zauważyła go, przynajmniej na razie… Stanął za jakąś skałą, aby nie dostrzegła go zbyt prędko. Nie zamierzał się ujawniać, wolał zobaczyć, co zamierza zrobić. Ona natomiast zwyczajnie w świecie siedziała wkurzona na zaspie śnieżnej i bawiła się swoimi kunai, wbijając je gdzie tylko popadnie. Gdyby było tu jakieś drzewo, to pewnie w tej chwili zostałyby z niego tylko wykałaczki. Jednak tym razem przerzuciła się, na wyżywanie się na lodowej pokrywie… Wstała z zaspy, nie martwiąc się nawet o to, że ma cały mokry płaszcz w pewnym miejscu. Skumulowała dużą ilość chakry w swojej pięści, po czym z impetem uderzyła w lodowe podłoże pod nią, wiedziała, że jest to niebezpieczne, gdyż równie dobrze może wpaść do środka, ale cóż poradzić… jej gorycz w tej chwili górowała nad jej rozsądkiem. Robiła tak z dobre pół godziny i za każdym razem udawało jej się odskoczyć do tyłu na bezpieczne miejsce. Z każdą nową minutą jeszcze bardziej była zdenerwowana… Wiedziała, że od jakiegoś czasu ją obserwuję i miała tego dość… Chowa się jak jakiś tchórz… Nie chcąc się ujawnić… Miała już dość… Skoro tu przylazł to z łaski swojej, nie musiał się ukrywać przed nią, zresztą i tak jej negatywne emocje były już w swoim epicentrum… Jej dłoń po raz kolejny, uderzyła w lód. Gdy drobne odłamki rozprzestrzeniły się po niedalekiej przestrzeni, raniąc również trochę twarz różowowłosej, lecz ona nawet się tym nie przejęła…. W tek samej chwili nie wytrzymała… Z jej gardła wydobył się ostry jak i srogi krzyk….
- DŁUGO ZAMIERASZ SIĘ CHOWAĆ, TCHÓRZU?!?!?!?!?! – tym razem na czole Uchihy, pojawiła się żyłka, która zaczęła pulsować… Jak ona śmiała nazwać go tchórzem? Czy człowiek nie może już w spokoju schować się za skałą i obserwować, co robi jego żona? Widocznie nie… Pod presją tego słowa, wolnym krokiem wyszedł zza jednej skały i z rękami włożonymi pod płaszczem do kieszeni, zaczął kierować się w jej stronę… - Po co za mną przylazłeś?! – warknęła, gdy był parę metrów za nią, tym samym ponownie uderzając w lodową powierzchnię…
- Dla twojej wiadomości nie przyszedłem tu za tobą! Poszedłem na spacer! – powiedział srogo, a jego zimne słowa idealnie pasowały do dzisiejszej pogody w owej wiosce…
- Skoro tak, to, po co mnie obserwowałeś z ukrycia, tchórzu?! – znów go tak nazwała… nie znosił tego słowa, gdyż już nie był tchórzem, nie był tym samym wystraszonym dzieciakiem, który nie potrafił uratować własnych rodziców i pod wpływem brata, uciekł z tamtego miejsca…
- Jeszcze raz tak powiesz, to przysięgam, że nie ręczę za siebie! – tym razem to on warknął, nie mógł się powstrzymać, w tej chwili przegięła… miał dość jej tonu i zachowania względem niego.
- Co mi zrobisz?! Znowu będziesz starał się mnie ukarać?! – powiedziała pół krzykiem – Tylko wiec jedno… nie dam się nabrać dwa razy na tą samą sztuczkę! – dodała podniesionym tonem, w tej samej chwili pogoda się nieco pogorszyła, wiatr zaczął mocniej zacinać po ich twarzach, a temperatura jakby jeszcze bardziej spadła, jednak oni się tym nie przejęli… w ogóle nie patrzyli, co się dzieje wokół nich, w tej chwili liczyli się tylko oni i ostra wymiana zdań.

- Tym razem mogę zajść o wiele dalej niż wtedy, uwierz mi…. Może wtedy zrozumiesz, że masz mi być posłuszna. – znowu ten sam suchy ton, który przeciął mroźne powietrze… Zaczął się do niej zbliżać, na jej twarzy o dziwo nie było przerażenia, czy czegoś w tym stylu… Było widać zacięcie, do tego, co wcześniej powiedziała i nie zamierzała tak łatwo się poddawać… Zaczęła się trochę cofać w tył… miała pewien plan… lecz było także pewne ryzyko o którym nie zdawała sobie sprawy… Jednak zanim zdążyła wykonać swoje uderzenie, poczuła jak lód pod nią się łamie… Zastygła w bezruchu, gdy chciała już wykonać jakiś ruch, było za późno, lodowa powierzchnia pękła jak szklanka rzucona o ścianę. Zielono oka próbowała uskoczyć, lecz gdzie tylko nie stanęła wszystko się łamało, widocznie jej wcześniejsze uderzenia miały wpływ na cały lód, który zakrywał nie wzburzoną taflę jeziora… Była już zbyt daleko brzegu, nie było także żadnego drzewa, którego mogłaby się złapać, a cały swój sprzęt zostawiła na brzegu, przy zaspie, na której siedziała… W pewnym momencie wpadła do lodowatej wody, której temperatura sięgała dwudziestu pięciu stopni na minusie. Próbowała złapać się jednej kry, ale to nic nie dawało, jej rękawiczki ślizgały się po tym lodzie. W takiej temperaturze nie dało się pływać, nie bez specjalnego stroju… Po chwili poczuła jak jej nogi odmawiają dalszego posłuszeństwa… Zaczęła się topić, jej ciało opadało bezwładnie na dno jeziora… Ostatnim, co widziała, to kry unoszące się na powierzchni… Tymczasem kruczowłosy widział całe zajście z brzegu, widział jak wpada do lodowatej wody… Szybkimi gestami dłoni wykonał pieczęci, po czym wykonał trzy klony, które wskoczyły za nią do wody… A on stał w bezpiecznym miejscu, czekając aż ją wyciągną. Dopiero teraz zauważył jak pogoda drastycznie się pogorszyła. Widoczność była prawie że zerowa, nie było już widać ścieżki którą oboje przyszli z wioski, uaktywnił sharingan… to też nic nie dało… gęsta mgła, również zaczęła się pojawiać, ale dostrzegł jedną rzecz… a mianowicie, piętnaście metrów dalej w skałach, znajdowała się jaskinia, gdzie śnieżyca nie dostawała się, gdyż wiała w zupełnie innym kierunku. Po chwili jeden z jego klonów wynurzył się, ciągnąc za sobą ciało jego żony, które było w bezruchu… Gdy byli już bliżej brzegu, kruczowłosy wziął zielonooką na ręce, a jego klon automatycznie zniknął w głębie dymu, który ledwo dało się widzieć… Sakura była nie przytomnie, swoje dwa palce położył na jej szyi, aby sprawdzić puls… Był ledwo wyczuwalny, ale był… Szybko zaczął się z nią kierować do owej jaskini, którą przed chwilą dostrzegł dzięki swojemu kekei genkai. Śnieżyca z każdą minutą zdawała się pogarszać jeszcze bardziej… Jednak zdążyli wejść do owej jaskini. Położył ją w głębi pod jedną ze ścian. Było duże prawdopodobieństwo, że mogła wpaść w stan hipotermii, co w tej chwili nie było zbyt sprzyjającą końcówką. Za pomocą Housenki No Jutsu udało mu się jakoś rozpalić ogień, praktycznie z niczego… Gdyż jedynym, co znalazł było kilka badyli. Przeniósł ją obok ogniska, aby jakoś spróbować ogrzać ją. Lecz to był dośc powolny proces… Jej całe ubranie było mokre, a przy temperaturze, jaka panowała na zewnątrz, w niektórych miejscach na jej odzieniu, pojawiło się zlodowacenie… Więc nie miał wyboru, musiał z niej jakoś ściągnąć te ubrania, aby jej stan się nie pogorszył jeszcze bardziej. Podszedł do niej, z kabury wyciągnął jedno ze swoich kunai, po czym za jego pomocą, zaczął rozdzierać materiał jej płaszcza, a następnie każdego jej skrawka ubrania… Została jedynie w samej bieliźnie, wziął swój gruby płaszcz, który przed chwilą wysechł nad ogniem i nią nim okrył… Była cała blada, jej malinowe usta, także straciły swój dawny kształt, a piękne szmaragdowe tęczówki były przykryte pod powiekami. Wiedział, że trzeba ją jakoś ogrzać, więc ponowił swoje jutsu, aby powiększyć ogień. Najlepiej by było jakby znalazła się w szpitalu, albo w ciepłym łóżku, gdzie można by było ją jakoś wyciągnąć z tej hipotermii. Przeklął pod nosem, nie miał innego wyjścia… Ponoć ciało człowieka ma bardzo wysoką temperaturę. Dlatego też z lekkim wahaniem się do niej zbliżył, kładąc się obok niej i… wtulając się w nią. Jeśli w tej chwili by się obudziła, co by jest mało prawdopodobne by go zabiła na miejscu, pozostawiając po nim jedynie kości… Ale w takim stanie nie może jej zostawić, zwłaszcza że niewiadomo kiedy śnieżyca przejdzie… Jednak na razie śpi i tylko pozostaje czekać aż jej stan się nieco polepszy, albo śnieżyca minie, wtedy się od niej „odklei”, ale jak na razie, upajał się jej słodkim zapachem… Nie wiedział nawet kiedy pogrążył się w śnie. A ciepło bijące od ogniska, ogrzewało ich oba ciała, pogrążone w głębokim śnie…

No comments:

Post a Comment

Szablon wykonała Anaya