Dzisiejszego
dnia, pogoda się rozjaśniła. Już nie było tak ponuro, jak kilka
dni temu. Tym razem słońce świeciło wysoko na niebie,
rozpromieniając całą wioskę ukrytą w liściach. Uliczki były
zatłoczone, od ludzi, którzy krzątali się od sklepu do sklepu, w
poszukiwaniu czegoś, co by akurat chcieli. Środkiem ulicy szła
różowo włosa kobieta, wszyscy na nią spoglądali, w poszukiwaniu
nowych, świeżych ploteczek. Gdyż wczorajszego popołudnia wyszła
za mąż, z przymusu. Jednak na jej twarzy nie widniał wyraz
zdenerwowania czy smutku, tylko wyraźny uśmiech. Na co przeważnie
ludzie się dziwili, widząc ją taką radosną (?). Wolnym krokiem
przemierzała ulice Konohy, w kierunku najważniejszego budynku, jaki
znajdował się ów wiosce. Gdzie akurat znajdował się gabinet
Wielmożnej. Nie zważając na dziwne spojrzenia skierowane w jej
stronę, nadal kierowała się w stronę swojego celu. Droga zajęła
jej około piętnastu minut, w końcu nigdzie się jej nie śpieszyło.
Gdy była już na miejscu, zapukała do drewnianych drzwi, które
teraz tylko dzieliły ją od spotkania ze swoją mentorką. Po chwili
usłyszała znużone „wejść” z ust blondynki, po czym weszła
do środka. Brązowo oką zastała jak zwykle za biurkiem, „zawaloną”
dużymi ilościami papierkowej roboty.
-
Nie przeszkadzam? – spytała zielono oka, odrywając tym samym
swoją mentorkę od papierów
-
Nie. – odparła opierając się wygodnie o swój fotel i wpatrując
się swoim bursztynowym wzrokiem w swoją podopieczną – I jak
pierwsze dni małżeństwa? – zapytała, na co ta bezradnie opadła
na drugi fotel, który znajdował się w gabinecie po czym westchnęła
ze zrezygnowaniem.
-
Jednym słowem, jak to mówi Shikamaru to: beznadzieja. Ehh… nie
mam zielonego pojęcia jak ja wytrzymam z nim całe swoje życie.
Zresztą w takim tempie to żadno z nas nie dożyje nawet
trzydziestego roku życia. – odpowiedziała z ironią
-
Tego można było się spodziewać… - powiedziała
-
Błagam Cię Tsunade-sama daj mi jakąś misje, bo ja go niedługo
zabije, przysięgam. – dodała błagalnym tonem swojego głosu.
Blondynka zrobiła nieznaczny grymas, po czym zaczęła przeglądać
swoją księgę, w której były wpisane poszczególne misje…
-
Niestety nie mam nic dla twojego oddziału ANBU, a zresztą
nawet jeśli by coś było, to wątpię że byś miała z głowy
Uchihę…
-
Co masz na myśli?! – spytała szybko, wtrącając się jej w
zdanie
-
Byłam zmuszona dodać go do twojego oddziału, więc już nie jest
geninem. Zresztą jego umiejętności dawno wykroczyły poza zasięg
genina. – odpowiedziała bardzo spokojnym głosem
-
Ale to jest niesprawiedliwe względem innych ninja!!!! – krzyknęła
– A mnie zwłaszcza… - dodała pod nosem, tak, aby jej
nauczycielka ją nie słyszała – On o tym wie? – spytała jakby
od niechcenia
-
Tak, wczoraj z nim rozmawiałam. – odpowiedziała
~
A ja mu dzisiaj rano wypomniałam że jest geninem… Właśnie
nawet na to nie zareagował… Ehh…. Przeklęty… ~ westchnęła w
myślach
-
Czy nie ma jakiegoś innego wyjścia? Albo, chociaż jakieś
sposobności, aby nie był ze mną w tym samym oddziale? – spytała
tak, aby nie zrazić się zbytnio blondynce
-
Niestety, ale nie. Zresztą to nie była moja decyzja, ponownie… -
skłamała, ponieważ to ona podjęła tą decyzję, na pytanie
kruczowłosego, lecz ani on, ani ona nie zamierzali jej o tym jak na
razie wspominać.
-
Eh… ale przecież musi być jakieś wyjście… - marudziła, nie
minęły nawet dwie minuty, jak w jej głowie zapanował pewien
pomysł – MAM!!! – krzyknęła, a Piąta spojrzała się na nią
pytającym wzrokiem… - A więc tak…
~~**~~
Godzinę
później… Duża posiadłość, po drugiej stronie wioski…
-
Naruto, weź Sui i idźcie gdzieś na spacer. A ja bym wtedy
spokojnie doprowadziła dom do porządku. – powiedziała pani
Uzumaki do swojego męża
-
Tak… tak… tak… Sui chodź! Przejdziemy się! Może pójdziemy
do cioci Sakury! – krzyknął i zaraz koło niego pojawiła się
mała dziewczynka o blond włosach, które miała związane w dwie
kitki. I nigdy nie schodzącym uśmiechem z twarzy. A w swojej prawej
rączce, trzymała brązowy kapelusik, który po chwili założyła
na swoją głową.
-
Idziemy? – spytała rozpromieniona
-
Tak. – odpowiedział Uzumaki i wziął córkę na ręce, po czym
oboje wyszli ze swojego domu i poczęli iść w stronę posiadłości
Uchiha… Dziewczynka była nieco zdezorientowana, bo z tego, co
pamiętała to jej ciocia, którą tak lubiła mieszkała w zupełnie
innym kierunku.
-
A da mi ciocia lizaka? – zapytała, na co ten niestety nie zdążył
odpowiedzieć, gdyż córka wydarła mu się do ucha… -
CIOCIA!!!!!!!!! – blondyn odwrócił się do tyłu i ujrzał swoją
przyjaciółkę, zmierzająca w ich kierunku. Postawił Sui na ziemi,
a po chwili zobaczył jak biegnie w stronę zielonookiej.
-
O jak miło was widzieć. – powiedziała, gdy podeszła do
przyjaciela, wraz z jego córką, która podskakiwała obok niej
-
Tak się składa że właśnie szliśmy do ciebie. – różowo
obdarzyła go ciepłym uśmiechem
-
A jak tam… eee…. – nie wiedział jak ująć w słowa, swoje
pytanie. Kunoichi wyczuła jego intuicje, a raczej domyśliła się,
o co chce ją zapytać.
-
Katastrofa, dobrze że Cię widzę, mam do ciebie mała prośbę. –
dodała z szatańskim uśmiechem
-
Sakura-chan, błagam się nie patrz się tak na mnie, bo już się
boję…. – powiedział z nie małym strachem wymalowanym na twarzy
-
Spokojnie, nie masz się, czego bać. A teraz słuchaj… -
powiedziała i zaczęła jej mówić to, co niedawno jeszcze
tłumaczyła Hokage i na co o dziwo się zgodziła….
-
No, no, no… widzę że zapowiada się walka Uchiha vs. Uchiha. –
zaśmiał się usłyszawszy propozycje różowo włosej
-
To jak zgadzasz się? – spytała z nadzieją w głosie
-
No pewnie, takiej komedii nie mogę opuścić. – odpowiedział
-
No to co Sui, chcesz cukierka? – mała blondyneczka od razu
pokiwała twierdząco swoją mała główką – A więc jak tylko
wejdziemy do domu, to dostaniesz dużego cukierasa. – dodała z
niemałym rozbawieniem. Po czym cała trójka zaczęła kierować się
w stronę posiadłości Uchiha…
No comments:
Post a Comment