Poranne
światło słoneczne wlewało się do jednego ze szpitalnych pokoi,
znajdującego się na ostatnim piętrze miejscowego szpitala. Owe
pomieszczenie było zajmowane już od kilku lat, przez jedną i tą
samą osobę. Jednak stan tej kobiety nie był na tyle poważny, by
wymagała opieki medycznej codziennie, dwadzieścia cztery godziny na
dobę. Lecz to jeden bardzo ważny aspekt zadecydował o tym, że tu
się znajduje. Decyzja została podjęta bez wiedzy najbliższych jej
osób. Wszyscy zostali postawieni przed aktem dokonanym. Nikt nie był
z tego zadowolony, włączając w to również osoby, które nie
zamieszkiwały Konohy, czy nawet Kraju Ognia. Aspektem, o którym
jest mowa, była ważna, a także niespodziwana zmiana władzy, przez
podstęp i chwilowe przechylenie szali. Te kilka lat temu wszyscy
łudzili się, iż za parę dni Piąta Hokage obudzi się i ponownie
przejmie władzę. Ale tak się nie stało. Nadal tkwi w swym błogim
śnie, nie zdając sobie sprawy z niczego, co teraz dzieje się w jej
rodzinnej wiosce. Mimo iż większość straciła wiarę w to, że
kiedykolwiek się obudzi, była garstka shinobi, która nadal
wierzyła w jej przebudzenie bez cienia wątpliwości.
Przychodziła
do niej codziennie o tej samej porze, spędzając kilka godzin przy
łóżku nieprzytomnej mentorki. Mentorki, którą również
traktowała jak własną matkę, która zginęła na jednej z misji.
Nie ma nic bardziej chlebnego dla shinobi niż śmierć na polu
bitwy, na dodatek, gdy w walce nie ginie jeden, a dwaj przeciwnicy.
Ciche westchnienie wydobyło się z jej ust. Tak wiele minęło
czasu, młode lata przeminęły. Wiele rzeczy uległo zmianie, a
jeszcze mniej pozostało takich samych. Niespodziewanie szpitalne
drzwi otworzyły się od zewnątrz. Swoje szmaradowe tęczówki
skierowała w stronę drewnianych ościeżnic. Wiedziała, kto za
chwilę przekroczy próg Sali. Codziennie było tak samo. Niekończące
się deja-vu.
-
Shizune-san - powiedziała, odnosząc się do niej z szacunkiem. Była
jedną z niewielu osób, do których jeszcze tak się zwracała, a to
przez zaufanie, jakim ją obdarowała w ciągu tych lat. To ona cały
czas zajmowała się Tsunade pogrążonej w śpiączce. Co kilka
godzin podawała jej odpowiednie kroplówki odżywcze, jak i raz
dziennie rozmasywywała jej wszystkie mięśnie, by w razie
przebudzenia, nie były zbyt bardzo zastałe. Nieraz się wymieniały,
jedank tylko, gdy Haruno nie była zmuszona do służby, czy też
pomagania Szóstemu, którego zaufanie zdobyła pięć lat temu.
Szatynka
przytaknęła, zamykając za sobą drzwi i kierująć się w stronę
łóżka blondynki.
-
Całe ANBU jest dziś od rana bardzo pobudzone i czymś zajęte, nie
powinnaś do nich dołączyć, Sakuro? - spytała, zawieszając w tym
samym czasie pierwszą z trzech kroplówek dzisiejszego dnia.
Różowowłosa
podniosła głowę lekko do góry, lustrując stary, popękany sufit.
-
Gdyby rzeczywiście było to coś ważnego, powiadomionoby mnie,
wszyscy wiedzą, co robię przed, jak i po służbie. Zresztą mój
oddział i tak nigdzie się beze mnie nie ruszy. Póki nikt nie
przyszedł po mnie, ja nie mam zamiaru się fatygować wcześniej niż
jest to potrzebne - odparła, stykając swe plecy z białymi,
drewnianymi szczebelkami, które służyły jako oparcie.
-
Masz rację. Lecz mam niepokojące przeczucie, że coś znowu wisi w
powietrzu - dodała, podłączając teraz kroplówkę do wenflonu,
jaki znajdował się na bladej dłoni ich nauczycielki.
Sakura
nagle wstała z zajmowanego przez siebie krzesła, po czym podeszła
w stronę jedynego okna, które się tu znajdowało, a następnie
oparła się dłońmi o stary, wyniszczony parapet, nadgryziony przez
ząb czasu.
-
Coś wisi w powietrzu już od dawna… - zaczęła, spoglądając na
zamaskowanych shinobi na dachu budynku, w którym urzędował Hokage.
Minimalnie kącik jej ust uniósł się do góry, czego starsza
kobieta nie była w stanie dostrzec. - Jeśli cokolwiek by mi
się przydarzyło, pamiętaj, żeby się mną nie przejmować. Dam
sobie radę po swojemu, nic nie robię bez powodu - dokończyła po
chwili, spoglądając na nią przez ramię.
-
Ostatnim razem, gdy tak powiedziałaś, doprowadziłaś całą swoją
chakrę do szaleństwa, prawie tracąc przy tym życie - wtrąciła
Shizune, zaostrzając swój ton głosu. Haruno przeniosła wzrok na
swoje dłonie. Pokryte były licznymi bliznami, zwłaszcza ich
wewnętrzne części. - Obiecaj, że nie zrobisz znowu nic
lekkomyślnego! - dodała, podchodząc szybko w jej stronę i łapiąc
ją za ramiona. - Widziałam wyniki twoich badań, masz dobre cele,
ale igrasz ze swoim życiem! - Różowowłosa odwróciła wzrok na
bok, nie chcąc patrzyć w ciemne oczy szatynki.
-
Nie mam zamiaru, popełnić tego samego błędu dwa razy. Uczę się
na swoich pomyłkach, jak każdy inny - odpowiedziała spokojnie,
lecz nie spojrzała jej w oczy. Wiedziała, że mimo, iż nie
chce powtarzać tego samego etapu w swym życiu drugi raz, los może
sprawić jej figla, krzyżując przy tym jej plany. Sakura chłodną
dłonią ściągnęła ręce kobiety z ramion, a następnie wolnym
krokiem zaczęła kierować się w stronę drzwi, gdyż za kilka
minut rozpocznie się jej służba. W głębi duszy przeczuwała
nadchodzące kłopoty, jednakże nie pozwalała im wyjść poza jej
własne myśli. Shizune pokręciła z dezaprobatą głowę.
Wiedziała, że w tej chwili nic nie wskóra. Przechodząc tuż obok
łóżka, różowowłosa dotknęła na pożegnanie dłoni swej
nauczycielki. Kiedy już miała chwycić za klamkę i otworzyć
drzwi, ktoś uczynił to samo kilka sekund przed nią od strony
korytarza. Kunoichi ściągnęła nieznacznie brwi, czekając, aż ów
osoba raczy wreszcie otworzyć drzwi do końca i ukazać swoje
oblicze.
Szatynka
zdziwiła się widząc, jak młodsza kobieta zatrzymała się
niespodziewanie, wpatrując się blado w ościeżnice. Jednak gdy po
chwili ujrzała, jak drzwi otwierają się po mału, zrozumiała.
Wyprostowała się, widząc w progu trzech shinobi w ceramicznych
maskach. Ku jej zdziwieniu, nie zwrócili się do kunoichi, przed
którą stali z szacunkiem, na jaki zasługiwała, ze względu na jej
rangę, a była pewna, że byli to ninja z jej oddziału. Kiedy
otwierała usta, żeby o coś zapytać, ujrzała, jak różowowłosa
podniosła dłoń na wysokość swego ramienia, przewidując, iż
Shizune zamierzała coś powiedzieć.
-
Co was tu sprowadza? - spytała chłodno, aż szatynka dostała
dziwnych dreszczy. Jakby w tej chwili miało wydarzyć się coś
złego, niechcianego. Lecz przecież nic nie powinno im grozić
pośród ich pobratynców. Osób, z którymi spędzili wiele swojego
czasu. Więc skąd te uczucia?
-
Sakuro Haruno! Zostajesz oskarżona o zamordowanie Szóstego Hokage!
Jesteś zmuszona pójść z nami dobrowolnie, nie chcemy używać
przeciwko tobie siły! - powiedział jeden z zamaskowanych mężczyzn.
Ciche westchnięcie wydobyło się z krtani kunoichi. Wiedziała, że
w tej chwili wszystko się zaczęło. Od samego początku wiedziała,
jakie są ich intencje.
-
Danzo nie żyje?! - zapytała niemalże krzykiem asystenka
poprzedniej Kage Konohy. Dwaj shinobi powoli przytaknęli. Haruno nie
poruszyła się ani o milimetr.
-
Chyba wybiorę pierwszą opcję. Nie chcę, by coś stało się moim
dwu zaufanym shinobi, a rozkazy z góry, to rozkazy - powiedziała,
jakby nie była świadoma swych słów. Ma szansę na ucieczkę,
jednak z niej rezygnuje, godząc się na karę śmierci. Owe słowa
wyparły ogromne zdziwienie na szatynce, była pewna, iż będzie się
bronić, że nie pozwoli na takie fałszywe i niesprawiedliwe
oskarżenia. Jednak nie tylko ona była zszokowana postawą kunoichi.
Dwójka mężczyzn wymieniła się spojrzeniami, po czym weszli do
Sali szpitalnej, zamykając za sobą drzwi.
-
Sakura-san, wiesz co w ogóle mówisz? - spytał drugi shinobi,
przyciszonym głosem. Nigdy by nie zdradzili swojej pani kapitan,
której tak dużo zawdzięczają. Mieli tylko odegrać swoją rolę,
powiadomić ją o wyroku, lecz nie zamierzali oddawać jej w łapska
skorumpowanych osób, by mogli ją uśmiercić.
-
Jeśli nie użyjecie na mnie jutsu paraliażu i nie zabierzecie mnie
do celi, to obiecuję, że was zabiję! Nadal jestem waszym kapitanem
i macie wykonywać moje rozkazy! - odparła ostro, zaczynając pomału
ściągać rękawiczki. Shizune złapała ją za dłoń w ostatniej
chwili.
-
Sakura, przestań - wtrąciła zdenerwowanym głosem. - Nie wiem, co
kombinujesz, ale będę trzymać się twoich poprzednich słów -
dodała, puszczając jej nadgarstek, a następnie dłońmi zaczęła
składać doskonale znane wszystkim pieczęci. Po chwili ciało
różowowłosej zaczęło opadać bezwładnie na szpitalną posadzkę.
Jednak jeden z shinobi złapał ją w ramiona. W okół jej ciała
pojawiały się srebrne nici naprężone tak, aby w razie, gdyby się
obudziła nie mogła wykonać żadnego ruchu, zmniejszając tym samym
ilość jej chakry.
-
Róbcie to, co powiedziała. Coś zaplanowała i nikomu o tym nie
wspominajcie. - Ninja niechętnie przytaknęli. Myśl, że ich pani
kapitan miała spędzić kilkanaście dni w więzieniu z wyrokiem
kary śmierci, była nie do zniesienia. Najchętniej zabraliby ją
teraz jak najdalej od Wioski Liścia. Lecz dla niej życie jako
missing-ninja jest gorsze od śmierci. Dlatego wykonają jej ostatani
rozkaz. Będą czekać cierpliwie teraz na skutki tego, co wymyśliła.
Leżał
na łóżku, lazurowymi tęczówkami wpatrując się w niebieskie
niebo, jakie znajdowało się za oknem. Nie zmrużył oka przez całą
noc, a nawet się nie przebrał. Po prostu mu się nie chciało.
Nocne godziny spędził na rozmyślaniu nad różnymi sprawami.
Zwłaszcza nad dwiema kobietami. To wszystko było dla niego zbyt
skomplikowane, żeby mógł sobie z tym poradzić. Gdy miał jakiś
problem, zawsze szedł do jednej z nich, jednak w tej sprawie nie
może się do nich zwrócić. Nie chce niczego jeszcze bardziej
komplikować. Po małym mieszkaniu nagle rozeszło się burczenie z
brzucha. Chcąc stłumić ten irutujący dźwięk, Uzumaki chwycił
za najbliższą poduszkę, wciskając ją następnie w swój brzuch.
Wbrew pozorom, nie był głodny. Niespodziewanie ktoś zaczął
dobijać się do drzwi. Westchnął ciężko. Nie chciał teraz
nikogo widzieć, ani z nikim rozmawiać. Jedyne, czego chciał, to
posiedzieć trochę w ciszy i spokoju. Lecz ten natręt nie chciał
ustąpić, walenie do drzwi zaczęło się nasilać. Leniwie wykonał
gest dłońmi, a sekundę później tuż obok niego pojawił się
jego klon. Nie zamierza sam się fatygować do drzwi. Naruto numer
dwa podszedł do drzwi, z zamiarem spławienia niechcianego gościa
jak najszybciej. Szybko otworzył drzwi.
-
My tu śpimy! - powiedział podniesionym głosem, nawet nie
sprawdzając, kto dokładnie postanowił ich odwiedzić. Gdy idealna
kopia blondyna, zamierzała już zatrzasnąć drzwi tuż przed nosem
tego namolnego kogoś, pojawiła się niespodziewanie pewna
przeszkoda.
Włożył
stopę pomiędzy framugę a drzwi, nie chcąc tak szybko dać się
spławić, zresztą nie jest tu z byle jakiego powodu. Za pomocą
swej dłoni otworzył drzwi na oścież. Przed sobą ujrzał klona
przyjaciela, a ucznia legendarnego Sannina ujrzał leżącego na
łóżku, wpatrującego się w nie wiadomo co. Całe mieszkanie było
strasznie zaniedbane. Ubrania walały się po całej powierzchni, a
na stole jak i na parepetach, można było dostrzec zepsute jedzenie,
bądź też jego resztki. Szatyn nie miał pojęcia, jak długo są
po terminie, jednak wiedział jedno: strasznie cuchną. Nagle udana
kopia blondyna znikneła w kłębie gestego, białego dymu.
-
Shikamaru, odejdź - mruknął cicho niebieskooki, nie odwracając
się nawet w jego stronę. Nara przekręcił ironicznie oczami.
Wiedział, że w tej chwili podziała na niego tylko jedno.
-
Danzo nie żyje. Sakurze grozi wyrok śmierci. - Jego głos był
bardzo poważny. Nie było mowy o tym, żeby żartował. Nie takim
tonem, nie z takim surowym wyrazem twarzy. Naruto jak oparzony usiadł
na łóżku z szeroko rozszerzonymi źrenicami, nie wierząc w to, co
właśnie usłyszał. Jeszcze kilka godzin temu widział przyjaciółkę
w trakcie wioskowego święta. Nie wyglądała, jakby kogoś zabiła,
czy też dopiero to planowała. Zna ją od dawna, nie mogła tego
zrobić! Po prostu nie byłaby do tego zdolna. Fakt, od jakiegoś
czasu zachowywała się inaczej, ale to toczyło się kilka lat. To
stan, w którym znalazła się jej mentorks ją zmienił.
-
Że co?! - krzyknął, zrywając się z łóżka. Na jego
nieszczęście, jego nogi zaplatały się w kawałek kołdry
zwisającej z łóżka, czego skutkiem było zaliczenie mocnego,
bolesnego upadku na drewnianej podłodze.
No comments:
Post a Comment