Epilog

Od momentu, w którym opuściła swój dom deszcz nie odstępował jej ani na krok. Podróż zajęła jej pięć dni i z każdym nowym krokiem zbliżała się coraz bliżej do swojego celu. Nigdy nie opuściła domu bez osoby, która miała ją pilnować, nigdy nie była sama. Jednak, dostała zgodę na kilkudniowe opuszczenie domu, aczkolwiek wiedziała, że gdy tylko jej matka się o tym dowie, nie będzie dobrze. Dlatego musiała zdążyć przed jej powrotem.
Zatrzymała się na jednej z szerszych gałęzi i wzięła kilka głębszych oddechów.
- Jeszcze tylko niecały kilometr na południowy wschód - powiedziała sama do siebie cichym głosem.
Z opowieści kobiety, którą nazywała ciotką, wiedziała, że gdyby była w stanie widzieć, mogłaby w stanie dostrzec mury wioski liścia z miejsca, w którym stoi.
Po chwili ponownie wyruszyła. Będąc nieopodal swojego celu, prawą dłonią złapała za kaburę, z której następnie wyciągnęła pięć kunai. Bez zawahania rzuciła nimi przed siebie, mając nadzieję, że dokładnie wszystko obliczyła.
Zaczęła odliczać w myślach. Będąc przy zerze, poderwała się od gałęzi i skoczyła w miejsce, w które przed chwilą rzuciła nożami. Gdy tylko jedna z jej stóp dotknęła jednego z kunai, a później następnego i następnego, odetchnęła z ulgą.
Miyumi dumnie stanęła na murze, z którego, gdyby tylko była w stanie widzieć, ujrzałaby przepiękną panoramę Konohy. Wioski, z której pochodzi większa część jej rodziny. Wzięła kilka większych oddechów, chcąc nacieszyć się tą chwilą jak najdłużej, chociaż wiedziała, że nie ma zbyt dużo czasu. Obiecała wujowi, że nie da się złapać,  co więcej, że nikt jej nie dostrzeże intruza, jakim w tej chwili była. Z resztą nie chciała, by ta mała podroż przysporzyła jej rodzinie jakichkolwiek kłopotów i niepotrzebnych zmartwień. Jest w Konoha tylko i wyłącznie z jednego powodu i, gdy tylko zrobi to, co musi, bez zawahania powróci do swojego domu. Powróci, by móc nadal opiekować się ciotką.
Po krótkiej chwili, którą spędziła na przemyśleniach, zeskoczyła z muru i wylądowała idealnie na dwóch nogach, a dłonią jedynie podparła się o ziemię, chcąc utrzymać równowagę.
Deszcz nawet tutaj jej nie opuścił, a nawet jeszcze bardziej przybrał na  sile. Wiedziała, że nikt w Konoha nie będzie narzekać na pogodę. Przynajmniej nie dzisiaj.
Shinobi, a także mieszkańcy Liścia mieli inne obawy, niż zwykly, niczemu nie zagrażający deszcz. Przymknęła powieki, a gdy ponownie je otworzyła w jej niewidomych oczach ukazał się Sharingan w swej pełnej okazałości. Nie chcąc,  by ktokolwiek dostrzegł jej kekkei genkai, ząłożyła na oczy czarną opaskę.
Dopiero teraz w jej głowie pojawiły się obawy i niepewność. Wiedziała, że od tej pory nic nie będzie łatwe i, że cokolwiek zrobi, będzie musiała mieć się na baczności. Jednak dopóki nikt nie dostrzeże jej sharingan, dopóty nie ma się zbytnio czego obawiać.
Po wzięciu głębokiego wdechu ruszyła przed siebie z zamiarem wmieszania się w tłum ludzi, którzy zmierzali w jednym i tym samym kierunku. Pomimo iż nie widziała, to czuła. Czuła wszystkie emocje ludzi, którzy otaczali ją ze wszystkich stron. Smutek, żal, a nawet u niektórych ogromną złość. Pomimo negatywnych odczuć ich emocje były zrozumiałe. Według niej i jej własnych przekonań to nie była pora ani miejsce na wściekłość. Czemu więc garstka ludzi właśnie odzuwala te negatywne emocje?
Nikt nie zwracał na nią uwagi, na nieznaną  nastolatkę, która pojawiła się wśród nich z nikąd i wolała, by tak pozostało. Szła takim tempem jak pozostali - nie przyśpieszała, ani też nie zwalniała. Dostosowała się całkowicie do otaczających ją ludzi.
Nagle emocje wokół niej uległy pogorszeniu. Wraz z tym jej grunt pod nogami również uległ zmianie. Kroczyli w tej chwili po brukowej kostce, na którym nie wyczuła ani ziarenka piasku, jakby pomimo paskudnej pogody ktoś starannie wysprzątał całą główną nawę cmentarza.
Po chwili wszyscy stanęli  pogrążeni w ciszy a także w żałobie. Żaden szept, żadem szmer nie był w stanie przedrzeć się przez tę funeralną ciszę, w której wszyscy byli pogrążeni.
Jednak nagle owy stan przerwał głos pojedynczego człowieka, mężczyzny. Wszyscy bez najmniejszego wyjątku unieśli głowę do góry, spoglądając na osobę stojącą tuż przed nimi. Miyumi nie wiedziała, kto to jest. Nie spodziewała się, by ktoś zdecydował się przemówić, zresztą mało wiedziała na temat Konohy i jej mieszkańców. Była w stanie jednak wyczuć, że kimkolwiek był, każdy spoglądał na niego z szacunkiem i respektem. Również ona uniosła swą głowę ku górze, nasłuchując końcowych słów nieznanego sobie mężczyzny.
- Każdy z nas czekał na cud. Cud, by babunia, Piąta Hokage, wreszcie się obudziła. Ten cud jednak się nie pojawił, dlatego też dzisiaj przyszło nam pożegnać ją, by mogła w spokoju oddejść do najbliższych sobie osób.
Od kilkunastu minut stała oparta o ścianę, a swe tęczówki miała wbite w drzwi, znajdujące się tuż naprzeciwko niej. Nie lubiła tu przychodzić, ta część domu zawsze ją odpychała, choć nie wiedziała czemu. Podczas misji, które przechodziła wiele lat temu, zdażało jej się znajdować w gorszych miejscach, aczkolwiek tego miejsca nie lubiła od momentu, w którym Sasuke przeniósł ją tutaj z kryjówki Orochimaru. Jednak tylko ta część domu była obskurna i obleśna, część, w której nie znajdowało się nic oprócz pokoju, w którym urzędował Sasuke. Z nerwów, jakie nią targały, ściskała swoje lodowate dłonie, doprowadzając je do białości. Nie wiedziała czy powinna wchodzić, czy powinna przeszkadzać w tej rodzinnej konfrontacji, która zaostrzała się z minuty na minutę. Przez dębowe drzwi doskonale słyszała wrzaski Kagero, aczkolwiek ani razu nie była w stanie usłyszeć odpowiedzi Sasuke na zarzuty bratowej. Jak zawsze pozostawał opanowany i spokojny. Ostatni raz, gdy słyszała, jak podnosi głos, było podczas ich sprzeczki dziesięć lat temu. Doskonale pamiętała tamten moment. Pomimo tamtej kłótni mogła bez problemu stwierdzić, iż była to jedna z normalniejszych rozmów, jakie ze sobą przeprowadzili.
W przeciągu tych lat nie pozostał tylko i wyłącznie dawnym przyjacielem, niespełnioną miłością, ale przemienił się w kogoś innego. Stał się kochankiem, którego pocałunków łaknęła, gdy tylko go ujrzała. Stał się osobą, która w nocy potrafiła rozgrzać jej zmarznięte ciało do czerwoności jednak tak, by nie rozpadła się w jego ramionach.
Nagle drzwi otworzyły się z głośnym hukiem, a w progu stanęła wściekła kunoichi.
- To wszystko przez ciebie! - powiedziała podniesionym głosem, wskazując na nią palcem i robiąc kilka kroków ku niej.
- Nawet jej w to nie mieszaj - wtrącił Uchiha, zjawiając się tuż za Kagero i łapiąc ją za ramię. - Nie miała z tym nic wspólnego - warknął do bratowej, lecz swój wzrok miał wbity w Haruno.
- Gówno prawda - odparła, po czym nieelegancko splunęła na ziemię. - Odkąd tylko ją tu przyprowadziłeś, zawsze są problemy z Miyumi! - krzyknęła, a następnie wyrwała swe ramię z uścisku Uchihy i oddaliła się od nich pośpiesznym krokiem.
Sasuke zamknął drzwi do pomieszczenia z jakiego przed chwilą wyszedł i ponownie zaczął przyglądać się znajomej.
- Co tu robisz? - spytał po chwili ciszy.
- Chciałam się spytać czy to prawda, czego dowiedziałam się od Satoro, ale po reakcji Kagero wnioskuję, że jak najbardziej - odpowiedziała przyciszonym głosem. Czując się bezradna, plecami zjechała po ścianie, siadając na zimnej podłodze.
Sasuke uniósł brwi, a następnie wyciągnął ku niej dłoń. Sakura jej nie chwyciła. Nie potrzebowała w tej chwili jego pomocy, lecz odpowiedzi.
- Czemu pozwoliłeś jej iść? Czemu puściłeś ją samą?
Z krtani kruczowłosego wydobyło się ciężkie westchnięcie.
- Bo tego chciała. Chciała to zrobić, bo wiedziała, że sama nie możesz się tam pojawić.
- To nie powód, by ją tam puszczać - zaargumentowała, chowając twarz w dłoniach.
- Nawet gdybym jej nie pozwolił, to i tak by wyruszyła. Jest taka sama jak jej ojciec - zaczął, kucając przy niej. - Ale gdyby poszła bez mojej zgody, to nie miałaby pojęcia, jak przedostać się do Konohy i jak poruszać się po wiosce. Bez wątpienia by ją złapali.
Sakura prychnęła pod nosem.
- To mnie powinni dawno chować w ziemi, nie ją - powiedziała zdruzgotanym głosem, nawiązując do swojej mentorki sprzed lat.
Nagle poczuła jak silna dłoń Sasuke, unosi jej głowę do góry, a następnie ściska ją za policzki.
Jego chłodny wzrok przeszywał ją na wylot, próbując rozszyfrować tok jej myślenia. Nie potrafił jej zrozumieć. Chciała ich uratować, jednoczesnie siebie poświęcając, czym sprawiła by ból wielu osobom.
Także jemu.
- Nie mów tak - warknął, przez zaciśnięte zęby. - Nigdy więcej tak nie mów - dodał, ani na chwilę nie spuszczając z niej swego wzroku.
- To odpowiedz mi, czemu jeszcze żyje?! Oboje doskonale wiemy, że powinnam umrzeć dawno temu! Ale moje cholerne serce jeszcze bije! - zaczęła krzyczeć, nie mogąc powstrzymać łez. - Nie mogę nawet się nikomu postawić! Nie mogę walczyć! Jedyne co mogę, to leżeć w łożku, bo nawet głupie chodzenie sprawia mi kłopot! - wykrzyczała.
Ponowne westchnięcie wydobyło się z gardła Sasuke. Nie zwróciła uwagi na ciepło spojrzenia. - Możesz wstać? - zapytał opanowanym tonem.
Nie odpowiedziała.
Uchiha, nie chcąc zwlekać ani chwili dłużej, podniósł ją z obskurnej posadzki, biorąc ją na ręcę.
- Nie masz nawet siły, mi się wyszarpać - stwierdził. - Wyczerpałaś wszystkie swoje siły na przyjście tutaj. Czemu? - dodał, kierując się wraz z nią do drugiej strony domu.
- Chciałabym być na jej miejscu - odpowiedziała.
- Tsunade? - spytał z nutką złości. Nie chciał, by pragnęła śmierci, chciał by żyła. Oby jak najdłużej.
- Miyumi.
- Poszła do Konohy pożegnać się z Tsunade w twoim imieniu. Gdyby chciała iść tam dla własnych korzyści, nie pozwoliłbym jej na taką małą wycieczkę - powiedział  szczerze po chwili zamyślenia.
- Powinnam przynajmniej iść z nią - mruknęła cicho pod nosem, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że daleko by nie zaszła. Nie w takim stanie, w jakim się znajduje od kilku ciągnących się nieustannie lat.
- Ledwo co tutaj doszłaś, nawet nie masz siły wracać o własnych nogach - warknął, tym razem wyraźnie podirytowany.
Sakura w odpowiedzi posłała mu chłodne spojrzenie. Pomimo iż nie posiadadała w sobie jakiejkolwiek siły fizycznej, jej intensywny a zarazem przenikliwy wzrok pozostał niezaniedbywany.
- Poza tym wszyscy myślą, że nie żyjesz. I to od dawna - powiedział bardziej spokojniejszym tonem, spoglądając na nią kątem oka.
- Wiem - odparła, prawie że szeptem.
- Naruto by ci nie wybaczył. Tak, jak i mi. Niech przynajmniej o tobie ma dobre zdanie - dodał nieobecnym głosem.
Sakura wiedziała, że ponownie wdał się w rozmyślenia na temat przeszłości i tego, co zostało przez nich zrobione, dlaczego znajdują się teraz w tym miejscu i o tej porze. Wiedziała również, że dziesięć lat temu ciężko mu było okłamać przyjaciela, bo to właśnie uczynił. Skłamał, mówiąc Naruto, że zginęła na jej własną prośbę. Nie chciała, by jej przyjaciele, którzy toczyli niekoniecznie bezstresowe życie w Konoha, czekali na jej śmierć, by widzieli ją w stanie, w jakim się znajdowała. Wolała, by zapamiętali ją inaczej, całkowicie inaczej. Chciała oszczędzić i im, i samej sobie dodatkowych zmarwień i cierpienia. Jednak nigdy by nie przypuszczała, że Naruto zacznie obwiniać Sasuke za jej śmierć. Nie tak miało być. Nie miało dojść do żadnej walki pomiędzy dawnymi przyjaciółmi, ale też nie mogła nic na to poradzić i gdyby nie Kagero tego dnia kto wie, jaki byłby jej wynik. Za to była jej wdzięczna. Lecz nawet jej pojawienie się nie przeszkodziło Naruto w wypowiedzeniu kilku dotkliwych słów, które zostały wyryte w Sasuke czy tego chciał, czy też nie. Miała umrzeć w ciągu kilku dni, ale tak się nie stało. Kładąc się spać każdego dnia nie jest pewna, czy obudzi się następnego.
Ta perspektywa nie przygnębiała tylko jej, ale i Sasuke również. Dostrzegała to w jego oczach za każdym razem, gdy był przy niej, kiedy zasypiała, a w taką dzienną rutynę wdali się od momentu, gdy Sasuke zabrał ją do kryjówki Orochimaru.
- Nie myśl o tym - powiedziała kojącym głosem.
Tym razem nic nie odpowiedział, jedynie skinął głową, a swój wzrok miał skierowany cały czas przez siebie. Sakura westchnęła ciężko, również postanawiając zamilknąć.
Po dłuższej chwili krępującego milczenia dotarli do pokoju, który od dłuższego czasu zajmowała Haruno.
Uważnie go obserwowała, gdy położył ją na łóżku, a następnie nakrył kołdrą i odsłonił zasłony, by promienie słońca chociaż na chwilę wpadły do pokoju. Wahała się, nie wiedząc czy powinna się odezwać, czy też nie, jednak postanowiła się odezwać - nigdy nie lubiła takiej ciszy zwłaszcza pomiędzy sobą a Sasuke.
- Nie wymażesz jego słów, rozmyślając o tym codziennie - powiedziała wreszcie. W tym samym czasie Sasuke był w połowie drogi do wyjścia.
Spojrzał na nią przez ramię, a jego wzrok ponownie przeszył jej całą sylwetkę. Nienawidziła tego.
- To co się stało, to się już nie odstanie! - powiedziała tym razem nieco głośniej.
W efekcie zmienił kierunek swoich kroków o sto osiemdziesiąt stopni, idąc ponownie ku niej. Tym razem ujrzała dawno niewidzianą złość.
- Nigdy mnie nie nienawidził! Zaczął dopiero w momencie, gdy w jego tępej głowie zrodził się pomysł, że przyczyniłem się w jakikolwiek sposób do twojej niby śmierci! - powiedział z podniesionym głosem, gdy tylko znalazł się przy niej.
- Wybacz mi w takim razie, że jeszcze żyje! - odkrzyknęła zachrypniętym głosem. - Ale nikt nie kazał ci się mną zajmować przez ostatnie dziesięć lat! - wykrzyczała mu w twarz.
- Nie zostawiłbym cię na pastwę losu! Dobrze o tym wiesz! Przerabiliśmy to już dawno temu! - Ani przez chwilę, nie spuścił z tonu. Nadal krzyczał. O dziwo, nawet Kagero nie wyprowadziła go wcześniej z równowagi, tak jak teraz uczyniła to Sakura. - Masz zbyt błahe podejście do własnego życia. Jeśli miałbym powiedzieć mu jeszcze raz o twojej śmierci, to zrobiłbym to jeszcze raz! Nawet jeśli jego słowa by pozostały. Niech ci się nie zdaje, że obwiniam ciebie za jego słowa, bo tak nie jest. To on ubzdurał sobie w tej pustej blond głowie coś, co jest nieprawdą. I to on jest temu winny! Nie ty! Wiem, że myślałaś, że wtedy umrzesz. Ja też tak myślałem. Nigdy bym nie przypuszczał, że przeżyjesz kolejne dziesięć lat w stanie, w jakim się znajdowałaś i nawet do tej pory się on nie poprawił. To niedorzeczne!
Pomimo iż w jej głowie pojawiały się słowa, jakie miały zaargumentować wypowiedź Uchihy, jedyne, co zrobiła to spuściła głowę w dół. Wiedziała, że jeśli cokolwiek by teraz powiedziała, rozpętałaby jeszcze większą kłótnię, zwłaszcza z jego strony, a po za tym jej argumenty zostałyby od razu przez niego pochłonięte.
Sasuke spoglądał z wściekłością wypisaną na swej twarzy na milczącą kobietę, lecz to zdenerwowanie i wszystkie negatywne emocje, jakie nim targały, z każdą nową przeminiętą minutą zaczynały mijać, gdyż tak naprawdę nie był w stanie wściekać się na nią choć odrobinę dłużej.
Dłonią przeczesał swoje gęste kruczoczarne włosy, a następnie usiadł tuż obok niej. Nie czekając aż coś powie i sam też nic nie mówiąc, objął ją ramieniem i przyciągnął ku sobie.
Leżał na łóżku, obejmując ją cały czas, co jakiś czas jego dłoń która znajdowała się na jej plecach, przejeżdżała po jej kręgosłupie.
- Zimno mi – szepnęła zachrypniętym głosem. Zajmował się nią, był przy niej. Rozmawiał, całował, spał. Troszczył.
      Mściwy Sasuke Uchiha troszczył się o oficjalnie martwą i porywczą Sakurę Haruno.
Naciągnął na nią grubą kołdrę wypełnioną pierzem, chcąc ją nieco rozgrzać.
- Śpij - powiedział przyciszonym głosem, a następnie delikatnie pocałował ją w głowę.
Przez dłuższą chwilę przysłuchiwał się jej płytkiemu oddechowi, chcąc mieć pewność, iż za kilka godzin ponownie się przebudzi tak, jak to było przez ostatnie kilka lat. Wspólne poranki, popołudnia i noce.
Zasnęli czując odwzajemnione ciepło.
Nie wiedział, ile spał, jednak widząc, ile promieni słonecznych wpadało przez okno, które wczorajszego wieczoru sam odsłonił, był pewien, że powinien już dawno być na nogach.
Uśmiechnął się na widok delikatnego uśmiechu różowowłosej kobiety, po czym zetknął własną dłoń z jej, chcąc i ją obudzić, jednak gdy tylko poczuł zdecydowanie zbyt niską temperaturę jej ciała, wiedział, że coś jest nie tak. Nie była przyjemnie chłodna tak jak każdego ranka - była zatrważająco lodowata. Pośpiesznie przeniósł jej głowę ze swojego ramienia na poduszkę, a następnie zaczął sprawdzać puls.
- Kagero! – krzyknął łamiącym się głosem, chcąc przywołać jak najszybciej bratową do pokoju, jednak dopiero, gdy się odezwał, uświadomił sobie, iż kobieta jest już w drodze do Konohy. Jego krzyk jednak przywołał do pokoju bliźniaków, którzy od dziesięciu lat nie opuszczali go na krok. Stali się tymi, którym wcześniej był Takeo znany również jako Kay - oboje byli osobami, którym ufał.
Jednak z narastającym brzemieniem został sam. Ani bliźniacy, ani Kagero nie byli w stanie mu pomóc.
Rozpłakał się jak dziecko, gdy świadomość stawała się coraz bardziej realna.
Cierpiętniczy krzyk rozrywający krtań.


3 comments:

  1. Ile razy to czytam,tyle razy mam łzy w oczach ^^ Jeju jak ja kocham tą historię. Została już wydrukowana i leży na półce obok innych książek <3

    ReplyDelete
  2. Wspaniałe. I am able to cry a lot :-|

    ReplyDelete
  3. Witam,
    autorko dopiero teraz natrafiłam na Twój blog, choć przeczytałam zaledwie kawałek tego tekstu, to mi się bardzo spodobało... i wiem, że nadrobię zaległości w najbliższym czasie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    ReplyDelete

Szablon wykonała Anaya